menu

Lech znów zawiódł. Ambitna Pogoń zwycięża w Poznaniu

20 września 2013, 22:21 | Wojciech Maćczak, tom

Piłkarze Pogoni Szczecin choć przegrywali do przerwy z Lechem 0:1 po golu Manuela Arboledy zdołali zdobyć dwie bramki i wygrać w Poznaniu w meczu 8. kolejki T-Mobile Ekstraklasy. Dla podopiecznych Dariusza Wdowczyka było to już szóste spotkanie bez porażki z rzędu.

Spotkanie otworzyło trafienie Manuela Arboledy, pierwszy ligowy gol Kolumbijczyka od ponad trzech lat. Po raz ostatni na listę strzelców w Ekstraklasie wpisał się w maju 2010 roku, gdy poznaniacy pokonali na własnym stadionie 3:0 Polonię Bytom. Jedynym obok Arboledy zawodnikiem, który wystąpił w tamtym i dzisiejszym spotkaniu jest Krzysztof Kotorowski. W podstawowym składzie grał wtedy Dimitrije Injac, który mecz z Pogonią spędził na ławce rezerwowych. Później Manuel zanotował jeszcze trzy trafienia w Lidze Europy – przeciwko Dnipro Dniepropietrowsk, SV Salsburg oraz Manchesterowi City. Ostatnią – w listopadzie 2010 roku.

Bramki Arboledy po stałych fragmentach były swego czasu pewną prawidłowością. Silny i dobrze zbudowany stoper często zapędzał się w pole karne rywali podczas wykonywania rzutów rożnych czy wolnych i świetnie potrafił tam wykorzystać swoją przewagę. Jeszcze w barwach Zagłębia Lubin w ciągu dwóch sezonów nazbierał dziewięć goli, po przejściu do Lecha trafiał nieco rzadziej – w dwóch pierwszych sezonach strzelił cztery ligowe bramki, po czym „zaciął się”. Spory wpływ miały oczywiście problemy zdrowotne – od tego czasu zmagał się z dwoma poważnymi kontuzjami, przez które stracił sporo czasu.

Widać było, że strzelona bramka była bardzo ważna dla samego zawodnika, ale odegrała również kluczową rolę w przebiegu spotkania. Padła akurat w momencie, w którym po pierwszej dosyć brzydkiej fazie spotkania, oba zespoły nieco otworzyły się i poszły na wymianę ciosów. Jako pierwsza groźnie zaatakowała Pogoń – Mateusz Lewandowski dostał świetną piłkę na lewą stronę boiska, dośrodkował w pole karne rywala, a obrońców Lecha uprzedził Herve Tchami, strzelając głową obok słupka bramki Krzysztofa Kotorowskiego. Zaspał w tej sytuacji Luis Henriquez, któremu zdołał uciec 25-latek z Kamerunu, występujący ostatnio w lidze węgierskiej.

Lech odpowiedział w 24. minucie strzałem Gergo Lovrencsicsa. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego skrzydłowy Lecha dopadł do wybitej z pola karnego piłki i przyłożył przy krótkim słupku. Strzał niezły, aczkolwiek dobrze ustawiony Radosław Janukiewicz nie miał większych problemów z wybiciem futbolówki. Trzeba jednak przyznać, że golkiper Pogoni zaliczył efektowną interwencję, taką na podwyższenie meczowej noty.

Chwilę później po błędzie Macieja Dąbrowskiego świetną sytuację mógł mieć Bartosz Ślusarski, tyle że środkowy obrońca szczecinian szybko się zreflektował, dopadł do rywala i wybił mu piłkę. Przewaga Lecha była w tym fragmencie gry dość istotna, ale poznaniacy, jak to się zresztą często im zdarza, nie potrafili jej udokumentować. Przez problemy ze skutecznością stracili już w tym sezonie sporo punktów, dlatego tak istotny był gol Arboledy. Kolumbijczyk po dośrodkowaniu Luisa Henriqueza z rzutu rożnego najpierw zgasił piłkę głową, po czym zwodem oszukał Adama Frączczaka i wpisał się na listę strzelców.

To trafienie nie nasyciło apetytów gospodarzy. Niezłą sytuację chwilę później miał Łukasz Teodorczyk, ale jego strzał obronił Janukiewicz. Blisko gola było również w 39. minucie, gdy przebojowa akcja Lovrencsicsa lewym skrzydłem zakończyła się dośrodkowaniem do Daylona Claasena. Reprezentant RPA, który przecież powinien spodziewać się takiego rozegrania akcji był zaskoczony tym zagraniem niczym pasażerowie PKP punktualnym przyjazdem pociągu. Nie potrafił dobrze przyjąć sobie piłki i ta padła łupem Dąbrowskiego.

Jeszcze bardziej zaskoczony był w 53. minucie Kotorowski. Po dośrodkowaniu Takafumi Akahoshiego z rzutu wolnego w zamieszaniu w polu karnym Lecha jeden z graczy „Portowców” skierował piłkę w stronę bramki. Mimo że futbolówka leciała tuż obok golkipera Lecha, to ten zorientował się dopiero w ostatniej chwili, zdołał wyciągnąć rękę i odbić piłkę, ale wprost pod nogi Frączczaka. Temu nie pozostało nic innego, jak wpakować ją do siatki.

Po tym trafieniu w szeregach poznańskiego zespołu zapanował ogromny chaos. Pogoń ruszyła do natarcia, a poznaniacy ze strachem w oczach próbowali się bronić, ale czynili to bardzo nerwowo i nieporadnie. Na tyle, że pięć minut później stracili kolejnego gola – Tchami zgrał piłkę do Marcina Robaka, a ten uderzeniem sprzed pola karnego umieścił ją w siatce i dał prowadzenie swojemu zespołowi. Dodajmy, że reprezentant Polski wcale nie zaliczył dzisiaj świetnego występu, przez większą część meczu był niewidoczny jak w spotkaniu kadry z San Marino. A mimo to świetnie wykorzystał swój moment i dał zespołowi trzy punkty.

Dopiero drugi cios, zadany przez szczecinian, obudził graczy Lecha. Swoje okazje mieli później Ślusarski, Claasen i Lovrencsics, ale żadnemu z nich nie udało się pokonać Janukiewicza. Natomiast Rumak, zamiast wzmocnić siłę ognia swojego zespołu zdjął z boiska napastnika Łukasza Teodorczyka, a w jego miejsce posłał na plac gry Szymona Drewniaka. Była to bardzo dziwna decyzja szkoleniowca, zważywszy na fakt, że na ławce rezerwowych był chociażby ofensywnie usposobiony Dariusz Formella, który wciąż nie może doczekać się na swoją szansę w Ekstraklasie. Jak można było się spodziewać, Drewniak nie szarpnął gry zespołu, a wynik nie uległ zmianie – Pogoń wywiozła z Wielkopolski zasłużone zwycięstwo.

Lech Poznań

LECH POZNAŃ - serwis specjalny Ekstraklasa.net


Polecamy