menu

Lech wygrał piąty mecz z rzędu. Piękny gol Sobolewskiego nie pomógł Górnikowi

10 maja 2014, 22:18 | Wojciech Maćczak

Dwa gole Gergo Lovrencsicsa zapewniły Lechowi Poznań zwycięstwo nad Górnikiem Zabrze. Goście zdołali odpowiedzieć przepiękną bramką Radosława Sobolewskiego, ale to było wszystko, na co ich stać. Ostatecznie skończyło się 2:1, w związku z czym Lech utrzymał pięciopunktowy dystans do warszawskiej Legii.

Do spotkania z Lechem Górnik przystępował po pierwszym zwycięstwie w rundzie wiosennej. Przed tygodniem podopieczni Roberta Warzychy pokonali 2:0 Ruch Chorzów i było to dla nich przerwanie pięciomiesięcznej serii bez zdobycia kompletu punktów. W porównaniu z tamtym spotkaniem były reprezentant Polski wymienił dwa ogniwa – miejsce Przemysława Oziębały na skrzydle zajął Łukasz Madej, natomiast w środku pomocy zamiast Szymona Drewniaka wystąpił Radosław Sobolewski. Doświadczony zawodnik w Wielkich Derbach Śląska zagrał na środku obrony, a teraz to miejsce zajął Oleksandr Szeweluchin.

Na trzy zmiany w składzie zdecydował się natomiast Mariusz Rumak. Dwie były wymuszone – pauzujących za kartki Huberta Wołąkiewicza oraz Krzysztofa Kotorowskiego zastąpili odpowiednio Paulus Arajuuri i Maciej Gostomski. Na ławkę rezerwowych powędrował Dawid Kownacki, ustępując miejsca Daylonowi Claasenowi. Reprezentant RPA zagrał jako dziesiątka, a na szpicy wystąpił Kasper Hamalainen.

Mecz zdecydowanie lepiej rozpoczęli poznaniacy, którzy pierwszą znakomitą okazję mieli już pół minuty po gwizdku sędziego. W pole karne rywala po podaniu Claasena wpadł Szymon Pawłowski i huknął obok bramki Pavelsa Steinborsa. Następną Lech już wykorzystał – Claasen ponownie zagrywał do Pawłowskiego, ten jednak tym razem zamiast strzelać, przedłużył dogranie do Gergo Lovrencsicsa, który przymierzył przy słupku i pokonał Steinborsa.

Gracze Górnika mogli bardzo szybko doprowadzić do wyrównania za sprawą stałego fragmentu gry. Po dośrodkowaniu Łukasza Madeja z rzutu rożnego dobry strzał oddał Mateusz Zachara, ale jeszcze lepiej spisał się Gostomski, broniąc to uderzenie. Zabrzanie mieli powtórkę kornera, zakończoną dużo mniej groźnym strzałem Rafała Kosznika sprzed pola karnego.

Po dobrym początku tempo meczu spadło i kolejną dobrą okazję bramkową oglądaliśmy dopiero w 28. minucie. Mateusz Możdżeń dobrze wyprowadził piłkę z własnej połowy prawą stroną boiska, podał do oskrzydlającego akcję Claasena, ten z kolei dośrodkował na głowę Hamalainena, który natomiast przegrał pojedynek powietrzny z Adamem Danchem. Chwilę później Fin ładnie przedzierał się w pole karne rywala, ośmieszył jednego z obrońców i naprawdę niewiele brakowało, by wyłożył piłkę stojącemu w polu karnym Pawłowskiemu.

O ile te sytuacje można zakwalifikować, jako groźne, o tyle następna okazja była już stuprocentowa. Pawłowski świetnie minął rywali, wszedł w pole karne i wyłożył piłkę stojącemu na piątym metrze Karolowi Linettemu, który w sobie tylko wiadomy sposób skierował piłkę obok bramki Górnika. Po raz kolejny potwierdziło się, że młody pomocnik Lecha musi jeszcze pracować nad wykończeniem, bo w tej chwili to zdecydowanie jego najsłabsza strona.

Wydawało się, że Lech jest bliski zdobycia drugiego gola, tymczasem to Górnik doprowadził do wyrównania. W 41. minucie w pozornie niegroźnej sytuacji na strzał z 30 metrów zdecydował się Radosław Sobolewski i przymierzył idealnie w okienko bramki Gostomskiego. Piłka otarła się jeszcze o spojenie słupka z poprzeczką i wpadła do bramki, a golkiper Lecha nie miał żadnych szans na obronę tego strzału. Z pewnością trafienie będzie mocnym faworytem do tytułu gola kolejki.

Tuż przed przerwą Lech miał dwie znakomite okazję na ponowne objęcie prowadzenia. Najpierw Claasen dośrodkował na głowę Hamalainena, ten zgrał piłkę do środka Pawłowskiemu, który jednak nie miał czasu na jej opanowanie, ani oddanie strzału. Widząc wychodzącego z bramki Steinborsa próbował go ograć, ale w sukurs bramkarzowi Górnika przyszli jego obrońcy. Chwilę później po dośrodkowaniu Lovrencsicsa z rzutu rożnego niewiele brakło, by piłkę w siatce umieścił Łukasz Trałka.

Druga część meczu rozpoczęła się podobnie jak pierwsza, czyli od szybkiego objęcia prowadzenia przez gospodarzy. Gergo Lovrencsics świetnie zszedł do środka, znalazł sobie pozycję do oddania strzału i przymierzył dość nietypowo, kompletnie zmylając Steinborsa. Węgier zdobył swoją drugą bramkę w tym meczu i ponownie dał swojemu zespołowi przewagę jednego gola. Jednocześnie dzięki temu trafieniu wyprzedził Hamalainena i zajął drugie miejsce w klubowej klasyfikacji strzelców – była to dziewiąta bramka Węgra w tym sezonie, Fin ma jedną mniej. Prowadzi oczywiście nieobecny z powodu kontuzji Łukasz Teodorczyk.

Kolejne minuty stały pod znakiem przewagi Lecha. Poznaniacy długo rozgrywali piłkę na połowie rywala, który nie za bardzo wiedział, jak poradzić sobie z ich naporem. Podopieczni Mariusza Rumaka mieli kilka niezłych okazji – do siatki rywala nie trafił Luis Henriquez, a w jednej sytuacji Claasenowi brakło kroku, by zamknąć akcję gospodarzy. Bardzo aktywny był cały czas zdobywca dwóch goli Lovrencsics, niezłe wrażenie sprawiał Hamalainen, natomiast Claasen nieco przygasł w porównaniu do pierwszych 45 minut. Zauważył to również trener Mariusz Rumak, który na kwadrans przed ostatnim gwizdkiem sędziego wymienił go na Dawida Kownackiego.

Ostatecznie poznaniacy nie dali sobie wydrzeć prowadzenia i podobnie jak przed tygodniem z Zawiszą zwyciężyli 2:1. Było to już piąte zwycięstwo poznaniaków z rzędu, ale nie pozwoliło im ani na trochę zbliżyć się do prowadzącej w tabeli Legii, która wygrała swój mecz w piątek. W tabeli wciąż taka sama sytuacja – gracze ze stolicy na cztery kolejki przed końcem mają pięć punktów przewagi. Czy to się jeszcze zmieni?


Polecamy