Lech Poznań wypunktował Górnika. To już koniec Ojrzyńskiego w Zabrzu? [RELACJA, ZDJĘCIA]
Lech Poznań po golach Dawida Kownackiego i Szymona Pawłowskiego pokonał na wyjeździe Górnika 2:0. Zabrzanie w czterech wiosennych meczach zdobyli tylko jeden punkt i pozostają na dnie ligowej tabeli. Być może było to ostatnie spotkanie, w którym "Trójkolorowych" poprowadził Leszek Ojrzyński.
Oba zespoły przystępowały do dzisiejszego spotkania podłamane ostatnimi wynikami. Lech przegrał dwa ostatnie pojedynki, a Górnik w trzech ostatnich meczach uzbierał jeden punkt i nie zdobył bramki. Nie dziwiło więc, że obaj szkoleniowcy postanowili co nieco zmienić w swoich składach. Do łask Jana Urbana po jednym meczu absencji powrócili Arajuuri i Kędziora, w dodatku szkoleniowiec gości postawił na Lovrencsicsa kosztem Sisiego. Hiszpan nie znalazł się nawet na ławce rezerwowych. Jeśli chodzi o zabrzan, to Leszek Ojrzyński dokonał także trzech korekt, z czego jednak dwie były wymuszone. Wykartkowanych Dancha i Ossa zastąpili Szeweluchin i Widanow. Bułgar został ustawiony jako trzeci środkowy obrońca, a więc sytuacja, w której znajdował się w swojej karierze nieczęsto. Do składu wrócił także po pauzie za kartki Gergel. Z miejscem w kadrze meczowej pożegnał się Skrzypczak.
Dramatycznie słaby był pierwszy kwadrans tego spotkania. Większość czasu trwonili na boisku obrońcy obu drużyn, „klepiąc” między sobą futbolówkę bez jakiegokolwiek efektu. W przypadku Górnika kończyło się to zazwyczaj długą piłką w stronę Kante i stratą, bo osamotniony Hiszpan nie był w stanie przełamać muru, jaki stanowił dla niego Arajuuri. Kolejorz natomiast często ograniczał się do obserwowania i szukania przechwytów. Mistrzom Polski udało się stworzyć dwie ładne, szybkie kombinacyjne akcje, ale na drodze ostatniego podania zawsze stawał jeden z defensorów zabrzan. Potwierdziły się obawy kibiców – Górnik w kilka dni nie nauczył się gry w ataku kombinacyjnym, a Lech wyczekiwał cierpliwie na błędy w rozegraniu gospodarzy, które musiały nadejść.
Mecz toczył się w spacerowym tempie, z boiska wiało nudą, ale czekający na swoją okazję Lech w końcu został za to nagrodzony. Bramkę Kolejorzowi w 29 minucie przyniosło… nieudane dośrodkowanie Lovrencsicsa z wolnego. Futbolówka trafiła jednak na drugie skrzydło do Pawłowskiego, który zacentrował znacznie lepiej, wprost na głowę Kownackiego. Młody napastnik Lecha bez większych kłopotów umieścił piłkę w siatce. Co robili w tym czasie obrońcy Górnika? Na pewno nie kryli graczy Lecha, których do tego dośrodkowania wyskoczyła trójka.
Swoje na murawie robił Pawłowski, zdecydowanie najbardziej aktywny gracz spotkania. Samym przygotowaniem szybkościowym radził sobie z obrońcami Górnika. Defensywa Lecha w ryzach trzymał Arajuuri, ale powiedzieć, że była ona celem jakichś zmasowanych ataków zabrzan byłoby tylko kiepskim żartem wymierzonym w fanów Górnika, którzy w sile ponad dziesięciu tysięcy zjawili się na stadionie i oglądali kolejne nieudane zawody piłkarzy swojego klubu. Pierwsze gwizdy usłyszano na trybunach w 40 minucie kiedy to kompletnie nieudanym zagraniem „popisał” się Widanow. Fanom z Zabrza nie było do śmiechu, ale również kibice z Poznania nie wyglądali na przekonanych grą swoich ulubieńców. Dość powiedzieć, że akcja bramkowa była tak naprawdę pierwszym poważnym zagrożeniem dla Janukiewicza.
Na drugą połowę oba zespoły wyszły z takim samym planem, jak na pierwszą. Trener Ojrzyński próbował coś zmienić, wprowadzając na boisko Korzyma i Madeja, ale nie zwiększył siły rażenia swojej drużyny, bowiem ściągnął z placu gry Stebleckiego i Kante. Górnik przegrywał, ale nie zmienił swojego ustawienia z piątką obrońców. W 57 minucie nastąpiła ostatnia zmiana w ekipie gospodarzy – bardzo słabego Golańskiego zmienił Sadzawicki. Lech spokojnie się cofnął i oczekiwał na to, co wymyślą zabrzanie.
Mistrzowie Polski nie musieli długo czekać na swoją sytuację do podwyższenia prowadzenia. W 60 minucie było już 0:2. Urwał się na prawym skrzydle Lovrencsics i dobrze zagrał na piąty metr do Kownackiego. Strzał napastnika Lecha zdołał zablokować Kopacz, ale wobec silnej dobitki Pawłowskiego był bezradny zarówno on, jak i Janukiewicz. W tym momencie kibicom zabrzańskiego klubu puściły nerwy. „Pakuj walizki, Ojrzyński pakuj walizki” to tylko najłagodniejsza z przyśpiewek zaintonowanych przez fanów Górnika. Kibice dobitnie pokazali, że dla szkoleniowca Górnika czas już się skończył i nie ma dla niego przyszłości w klubie czternastokrotnego mistrza Polski.
Tymczasem na murawie działo się jeszcze mniej, niż wcześniej, choć wydawało się to niemożliwe. Priorytetem Lecha stało się oszczędzanie sił i unikanie kontuzji, jako że mecz był już w praktyce wygrany. Wynik był sprawą drugorzędną, bo kluczowe były morale zawodników Górnika – bliskie lub równe zeru. Piłkarze trenera Urbana śrubowali posiadanie piłki i z rzadka podejmowali próby ataków. Tak jak w 74 minucie, kiedy ładną akcję Jóźwiaka z Pawłowskim zamykał niecelnym strzałem Kędziora.
Mecz skończył się równo z golem Pawłowskiego w 60 minucie. Gdyby wtedy sędzia zakończył ten mecz, to żadna z drużyn pewnie nie oponowałaby za bardzo. Lech poniósł w tym meczu dużą stratę – Strzelec drugiej bramki dla Kolejorza zderzył się głowami z Kopaczem i musiał opuścić boisko. Jevtić, który pojawił się w jego miejsce, przejawiał dużą ochotę do gry, ale brakowało mu wsparcia kolegów. Gra Górnika w tym spotkaniu to obraz nędzy i rozpaczy. Nie ma indywidualności, nie ma zespołu, nie ma cierpliwości kibiców. Kibice być może mają rację domagając się zmiany trenera. Na ten moment zabrzanie znajdują się na autostradzie do pierwszej ligi.