Lech Poznań. Jarosław Pucek: Jak Lech przegrywa, to ma to wpływ na atmosferę w mieście
Po raz kolejny zapraszamy na magazyn o Lechu Poznań "Wokół Bułgarskiej". Tym razem oprócz stałych ekspertów - Andrzeja Grajewskiego i Macieja Lehmanna, gościem naszej redakcji był mecenas, kibol Lecha i były kandydat na urząd Prezydenta Miasta Poznania Jarosław Pucek, który bardzo ciekawie odniósł się do sprawy meczu z ŁKS-em, pojedynku Ramirez - Jevtić, błędu Mickeya van der Harta, roli sztabu szkoleniowego, sytuacji Christiana Gytkjaera i frekwencji na najbliższym meczu Lecha ze Śląskiem Wrocław. Kto nie oglądał, zapraszamy na zapis tekstowy wypowiedzi Jarosława Pucka.
fot.
fot. Dziennik Łódzki
fot. Dziennik Łódzki
fot. Dziennik Łódzki
fot. Dziennik Łódzki
fot. Dziennik Łódzki
fot. Dziennik Łódzki
fot. Grzegorz Dembiński
fot. Dziennik Łódzki
O meczu z ŁKS-em Łódź:
Kolejorz zasłużył na zwycięstwo w sobotnim spotkaniu. Czasami pachniało mi starym Lechem w drugiej połowie i myślę, że wszyscy to widzieliśmy. Pierwsza połowa była rewelacyjna, wręcz koncertowa. Przez cały mecz trochę szwankowała lewa strona, ale pewnie dlatego, że Tymoteusz Puchacz z Kamilem Jóźwiakiem grali pierwszy raz razem na tej stronie. Troszkę elektryczny był nasz bramkarz, o którym się mówiło, że tak świetnie gra nogami. Robił parę błędów. Odnieśliśmy zasłużone zwycięstwo, tym bardziej że chyba wszyscy się zgodzimy, że ŁKS jeszcze namiesza w tej Ekstraklasie. Życzę im, by pociągnęli tak dalej jak Górnik Zabrze swego czasu.
To był kapitalny mecz i bardzo dobrze się go oglądało. Było to także spotkanie młodych drużyn. W ŁKS-ie grało dziewięciu polaków, w tym czterech wychowanków. Mówimy o tym, że zagrał dobrze Puchacz, Gumny, Jóźwiak. To był mecz młodych piłkarzy i oni nie mają kompleksów.
Czytaj też:
O wygranym pojedynku Ramirez-Jevtić
To musiał być dobry mecz, skoro w formie są Dani Ramirez i Darko Jevtić. Ale był to mecz nietypowy dla naszej ekstraklasy. Sprawdziły się prognozy, że był to pojedynek rozgrywających. Ramirez jest innym piłkarzem niż Jevtić. Hiszpan bardziej lubi dryblować, wejść w pojedynek jeden na jeden i w pole karne. Z kolei Jevtić bardziej szuka podania. Zresztą piłkarze ŁKS u po meczu wspominali, że uczulał ich trener na Jevticia, pokazując im jego prostopadłe podania. Umówmy się – takich meczów za dużo nie będziemy mieli w ekstraklasie, bo nie ma tak wielu kreatywnych piłkarzy. Widzieliśmy mecz Legii ze Śląskiem. To było żenująco słabe widowisko. Odpowiadając na pytanie: z tej dwójki wybieram oczywiście Jevticia, bo choćby Ramirez zawsze stawał na uszach, to murem za naszymi.
To jest bardzo ciekawe, bo szukamy piłkarzy gdzieś w Europie, a mieliśmy Angulo w Górniku Zabrze i Ramireza w ŁKS-ie. To są zawodnicy, którzy grali na zapleczu Ekstraklasy. Jest kilku piłkarzy wybitnych na naszą ligę, grających na zapleczu. To pokazuje, że można tam znaleźć dobrych zawodników. Zresztą piłkarze Lecha ogrywali się w pierwszej lidze. Może tędy powinniśmy poszukać drogi?
O sytuacji w tabeli:
Początek zeszłego sezonu mieliśmy najlepszy od wielu lat, ale jest różnica, jak Lech grał wtedy, a jak gra teraz. Wtedy mieliśmy kupę szczęścia. Ktoś zapyta, czy znowu nie ma za dużo euforii? Pewnie, ale my jesteśmy też spragnieni. Nie musimy być zawsze racjonalni. Trzeba zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz. Lech pod wodzą Żurawia, już pod koniec sezonu i na początku okresu przygotowawczego, cały czas grał lepiej. Wierzę, że nie ma w tym przypadku.
O roli Dariusza Skrzypczaka oraz sztabu szkoleniowego:
Mało się o tym mówi, ale jestem przekonany, że dużą robotę robi też Dariusz Skrzypczak jako asystent. To jest też piłkarz grający w Poznaniu w ciekawych czasach. Poznałem kiedyś jego brata, który jest zresztą księdzem. Mieliśmy wtedy okazję zamienić parę słów i już wtedy grał w Szwajcarii. Bardzo ciepło wypowiadał się o Poznaniu. Parę lat temu mówił, że gdyby zaproponowano mu trenowanie Lecha, to wróciłby nawet pieszo do Poznania. Mamy Żurawia z niebagatelnym doświadczeniem z Bundesligi. Mamy Skrzypczaka z doświadczeniem ze Szwajcarii, gdzie trenował drużyny młodzieżowe, czyli ma podejście i wie, jak to się robi. Jest też inny trener od przygotowania fizycznego. Tam się naprawdę dużo zmieniło i widać tę zmianę jakościową. Nie chodzi tylko o punkty, bo zakładałem, że będziemy słabo grać w tym sezonie. Jestem mile rozczarowany, że Żuraw potrafił tak szybko wprowadzić nowych piłkarzy. Chwała mu, bo jest taka nadzieja, że jest pewna lekkość i frajda z gry. Jest atmosfera, bo są zwycięstwa, ale tam widać, że piłkarze chcą grać do przodu i nie ma kunktatorstwa.
O błędzie Mickeya van der Harta:
Wiele się mówiło, że Lech będzie w tym sezonie rozgrywał od tyłu i to robi. Proszę zwrócić uwagę, że ŁKS dobrze na to zareagował. Oni też wyszli wysokim pressingiem i chociaż wiedzieli, że Lech pewne schematy trenował, to bardzo dobrze się przesuwał. Oczywiście ryzykowali kontrą, bo ich formacje musiały się zbliżyć. Natomiast ŁKS też pokazał, że drużyny obserwują Lecha i uczą się grać przeciwko niemu. Myślę, że jeden błąd van der Harta może się przydarzyć – każdy piłkarz popełnia błędy. Natomiast myślę, że mogą teraz na niego polować napastnicy innych drużyn. Musi być bardziej skoncentrowany, ale ja jestem spokojny, bo popełnił błąd i nie speszył się, a dalej robił swoje. Bramkarz powinien być trochę szalony i bezczelny. Popełnił błąd, ale dajmy mu prawo do tego.
O końcówce meczu z ŁKS-em, w którym zabrakło sił niektórym piłkarzom Kolejorza:
Gdyby to była końcówka rundy i oni wyglądaliby słabo, to wtedy można stwierdzić, że były błędy w przygotowaniu. Na tym etapie to zawsze jest problem - czy bardziej doładować treningi wytrzymałościowe i ładować akumulatory, czy pracować nad taktyką. Nie zawsze da się postawić na wszystko, ale zgadzam się z panem Andrzejem, że każdy nawet najgorszy mecz jest lepszy niż najlepszy trening. Kwestie wydolnościowe i motoryczne można poprawiać w mikrocyklach, więc tutaj byłbym spokojny. To jest dopiero początek i to może być taktyka sztabu trenerskiego.
O grze Christiana Gytkjaera:
Będę bronił Gytkjaera często i chętnie. To jest piłkarz, który wykonuje niewdzięczną robotę. Wchodzi w pojedynki z obrońcami, absorbuje ich uwagę, przepycha się – robi dużo rzeczy, których nie widać. Swoje robi, ale obrońcy rywali też wiedzą, jak on gra. Jak wchodzi na pierwszy słupek, to obrońcy zaraz są przy nim. Robi wtedy miejsce innym, żeby Jevtić albo skrzydłowi mogli strzelić. W zeszłym sezonie było podobnie. Mimo że Gytkjaer strzelił sporo goli, to dużo bramek zdobyli pomocnicy. On też pomagał im w zdobywaniu bramek. Spokojnie. Strzeliliśmy dwie bramki na wyjeździe i nie dmuchajmy tego balonu ponad miarę.
O frekwencji przekraczającej 20 tysięcy kibiców w piątek na trybunach stadionu przy ulicy Bułgarskiej:
Jestem mocno krytyczny, jeśli chodzi o to, co władze klubu robiły z kibicami lub dla kibiców przez ostatnie lata. Mają teraz sporo szczęścia, że Lech zaczyna znowu grać. Muszę przyznać, że w poprzednich latach nie wyobrażaliśmy sobie nie pójść na mecz. Jak znajomi się z nami umawiali, to najpierw sprawdzali terminarz, czy aby na pewno nie ma meczu. Jeśli ktoś przeoczył, to się znajomych przekładało. W zeszłym sezonie wydarzyło się coś niedobrego. Ludzie stracili wiarę i zaufanie. Jest kilka osób, które znam i mówią: „nie tak łatwo odzyskać to zaufanie”. Ale może dlatego, że obracam się w gronie specyficznych kibiców zwariowanych na punkcie Lecha. Myślę jednak, że jest nam potrzeba takich kibiców sukcesu. Stadion jest na tyle duży, że każdy znajdzie sobie miejsce i może przyjść z rodziną.
Moda na Lecha jest cały czas. Kolejorz jest cały czas ważny. Rozmawiamy tyle samo o Lechu, ale jest inna atmosfera tych rozmów. Mniej przeklinamy. Lech to nie jest tylko klub, to jest instytucja. Jak Lech przegrywa, to ma to wpływ na atmosferę w mieście. Ciekawą rzecz napisał jeden z dziennikarzy, który rozmawiał z kibicem Legii mieszkającym w Poznaniu. Zapytał go, czego zazdrości poznaniakom? Odpowiedział, że tej gorączki, jaką wywołuje Lech.