Lech nie zwalnia tempa. Po Jagiellonii i Górniku sprawił lanie Wiśle (ZDJĘCIA)
„Wiosna nasza” - to hasło jest ostatnio dość mocno promowane przez oficjalne kanały Lecha Poznań. I rzeczywiście wygląda na to, że runda wiosenna będzie należała do „Kolejorza”. Po wysokich zwycięstwach z Jagiellonią i Górnikiem Zabrze tym razem poznaniacy pokonali Wisłę Kraków. Jak odpowie na to warszawska Legia?
Na mecz z Lechem, trener Franciszek Smuda musiał wystawić dość eksperymentalny skład. Kontuzje i kartki wyeliminowały aż siedmiu zawodników, w tym pięciu graczy formacji defensywnej. W związku z tym na środku obrony szkoleniowiec krakowian musiał postawić na niespotykany dotychczas duet Alan Uryga – Paweł Czekaj. Pierwszy został włączony do kadry pierwszego zespołu kilka kolejek temu ze względu na ciężką sytuację kadrową, a wcześniej występował w trzeciej lidze. Podobnie zresztą jak Czekaj, który zeszły rok stracił z powodu kontuzji kolana, a ostatnio na najwyższym szczeblu rozgrywkowym zagrał w marcu 2013. Do tego pierwszy raz w podstawowym składzie Wisły zagrał Fabian Burdenski.
Eksperymentalna formacja defensywna „Białej Gwiazdy” delikatnie mówiąc nie stanowiła zapory nie do przejścia, co bardzo szybko wykorzystali poznaniacy. W ósmej minucie Piotr Brożek źle wybijał piłkę, przejął ją Łukasz Trałka, który dograł do Kaspera Hamalainena. Futbolówka po rykoszecie trafiła do Łukasza Teodorczyka, który strzałem głową pokonał Michała Miśkiewicza.
Trzy minuty później Lech prowadził już 2:0. Karol Linetty zagrał do Teodorczyka, ten z kolei podał do Hamalainena, który chciał odegrać piłkę powrotem do najlepszego snajpera Lecha. Tyle że trafił w nogi wracającego we własne pole karne Urygi, a ten… wpakował piłkę do własnej bramki. W ten sposób Lech szybko ustawił mecz, a Fin dzięki obrońcom Wisły miał już na koncie dwie asysty.
Wisła nie potrafiła równie skutecznie zaatakować bramki Krzysztofa Kotorowskiego. Krótko po zdobyciu drugiego gola przez Lecha szansę miał Emmanuel Sarki, ale we własnym polu karnym poradził sobie Hubert Wołąkiewicz. Groźniej było w 23. minucie, gdy Donald Guerrier uciekł Mateuszowi Możdżeniowi, jego dośrodkowanie minęło Kotorowskiego i trafiło do jednego z graczy Wisły, którego strzał zdążył zablokować Tomasz Kędziora.
Lech miał niezłą okazję do zdobycia trzeciego gola w 35. minucie Daylon Claasen dobrze dośrodkował na głowę Szymona Pawłowskiego, a ten oddał minimalnie niecelny strzał głową. Było blisko, by było zawodnik Zagłębia Sosnowiec wpakował piłkę do bramki Miśkiewicza. Kolejną okazję Pawłowski mógł mieć kilka minut przed końcem pierwszej połowy, tyle że po dośrodkowaniu z prawej strony do piłki wyskoczył gorzej ustawiony Teodorczyk, ściągając piłkę z głowy swojego partnera.
Na początku drugiej części spotkania lechici próbowali zaskoczyć rywala strzałami z dystansu, których próbowali Daylon Claasen oraz Linetty. To jednak nie były okazje stuprocentowe, taką poznaniacy stworzyli sobie natomiast w 60. minucie gry. Hamalainen świetnie dogrywał do Pawłowskiego, otwierając mu drogę do bramki Miśkiewicza, ale skrzydłowy Lecha trafił tylko w boczną siatkę.
W późniejszej fazie meczu tak dogodnych sytuacji nie stwarzał sobie żaden zespół. Jeżeli chodzi o posiadanie piłki to sporą przewagę mieli lechici, którzy jednak nie kwapili się do zmasowanych ataków. A Wisła, jakby jej jeszcze mało było nieszczęść, straciła zawodnika. Michał Szewczyk, który pojawił się na boisku po przerwie zderzył się głową z Guerrierem, a starcie było na tyle niefortunne, że zawodnik solidnie rozciął sobie głowę i musiał opuścić boisko. W jego miejsce wszedł Danijel Klarić, który kilka kolejek temu zaliczył dopiero debiut w Ekstraklasie.
W 78. minucie po długim czasie niezbyt ciekawej gry Lech zdobył trzeciego gola. Gergo Lovrencsics dośrodkował w pole karne, a Hamalainen, przesunięty w tej fazie spotkania na szpicę skierował piłkę w długi słupek i pokonał Miśkiewicza. Było w tym trochę przypadku, ale ostatecznie wyszła sprytna bramka – piłka ugrzęzła w bocznej siatce tuż przy linii bramkowej.
LECH POZNAŃ - serwis specjalny Ekstraklasa.net