Legio, ulecz nasze kompleksy [KOMENTARZ]
Nasza polska piłka nie daje nam poczucia wielkości. Sprawia, że popadamy w marazm, zawstydzenie, a czasami jesteśmy po prostu wściekli. Uwidaczniają się w nas także ogromne pokłady kompleksów. Wszystko co u innych, jest lepsze, fajniejsze, bardziej kolorowe. Nasze jest słabe i należy tylko wyszydzić, a w najlepszym wypadku znaleźć kolejne usprawiedliwienie. Basta!
Emocje po meczu Legii już opadły. Choć wynik nie cieszy, to z postawy legionistów można być zadowolonym. Można? Przecież od kilku dni zewsząd byliśmy atakowani stwierdzeniami: "Lazio zagra rezerwami", "Lazio ma mecz z Romą", "To tylko Liga Europy".
Oglądając mecz w telewizji dostawałem szewskiej pasji, gdy średnio co 2 minuty komentatorzy przypominali, że już w niedzielę wielkie derby Rzymu, że niedzielny mecz dla Rzymian to świętość, a spotkanie z Legią to tylko przykry obowiązek. W pewnym momencie nie zważając na chore gardło i zażywane antybiotyki zakrzyknąłem: - A co mnie to do jasnej cholery obchodzi?! Dla mnie liczy się tylko ten jeden mecz i naprawdę nie jest moim problemem nastawienie przeciwnika. Lekceważy nas? Trudno, jego sprawa, najwyżej przegra mecz. Szkoda tylko, że eksperci ledwie raz po końcowym gwizdku wspomnieli, że Legię czeka też ciężki mecz, o fotel lidera z Górnikiem Zabrze - oczywiście po sekundzie dodali, że Lazio gra najważniejszy mecz jesieni. Kompleksy?
Dla większości speców, to Lazio miało powody do odpuszczania, a Legia miała grać na śmierć i życie. Przecież mecz z jakimś Górnikiem, w jakiejś lidze polskiej, jest nic nie znaczącym pojedynkiem i nikogo on w Polsce nie interesuje. W ogóle wydaje się, że rozgrywki Ligi Europy są dla Rzymian niepotrzebnym deserem po zbyt obfitym daniu głównym. To dla Polaków, Bułgarów, Słowaków te rozgrywki są niczym okruchy z pańskiego stołu i żremy je na oczach zniesmaczonych bogaczy. Ba, potrafią być na tyle wredni i nieczuli, że nawet te ochłapy nam zjedzą - tak jak Lazio, wygrywając jednak z Legią.
Czy rzeczywiście Rzymianom tak bardzo nie zależało na wyniku tego meczu? Czy naprawdę było im wszystko jedno? Każdy mecz w europejskich pucharach to promocja dla klubu, wyznacznik jego pozycji w futbolowej hierarchii. To nie jest Liga Mistrzów, ale chcąc wrócić w Himalaje, musisz trochę poćwiczyć w Alpach, a nawet zmierzyć się z polskimi Tatrami. Po to walczą przez całe rozgrywki ligowe, aby awansować do pucharów. Specjaliści zapominają, że dla innych nacji puchary, to po prostu creme de la creme futbolowej zabawy i nie tylko w Polsce podchodzi się do tego całkiem serio.
Rezerwy Lazio nie okazały się rezerwami. 8 zawodników z poprzedniej kolejki ligowej zagrało również z Legią. Te marzenia polskich dziennikarzy, jak fajnie byłoby, aby jak najwięcej rezerwowych zagrało z Legią, trąciły hipokryzją. Przecież jeśli ci syci Włosi, lekceważą tę Ligę Europy, to niech ich gra jak najwięcej, bo ci rezerwowi będą chcieli się pokazać. Będą chcieli udowodnić trenerowi, że to im należy się miejsce w składzie i dla nich ten mecz nie może oznaczać wieczornego joggingu, ale 90 minut grania na wyplucie płuc.
- Lazio wygrało najmniejszym nakładem sił -taki ton komentarzy dominował po ostatnim gwizdku. - Wystarczyło, że Lazio włączyło drugi, trzeci bieg i Legię przejechało - dodawali inni. Znowu pokazujemy światu nasze kompleksy. Legia zagrała z Lazio 75 minut na równym poziomie, ba przez 45 minut była zespołem lepszym. Rzymianie rzeczywiście okazali się zespołem dojrzalszym, przełamali Legię na początku drugiej połowy, ale potem znowu Wojskowi prowadzili grę. Bardzo dobra postawa Lazio w obronie spowodowała, że Legioniści nie mieli dużo szans na wyrównanie, wręcz nie mieli ich wcale, ale to nie oznacza, że nie próbowali i nie prowadzili gry. Gdyby to Lazio było takie silne, to skończyło by się trójeczką i nie pozostawili by złudzeń. Największym szacunkiem okazanym Legii, była radość ich trenera po bramce. Spontaniczna, pełna emocji i ekspresji. On wiedział, że jego zawodnicy strzelili bramkę dobrej ekipie.
Tylko szkoda, że znowu zagraliśmy jak nigdy, a przegraliśmy jak zawsze. Nasze kompleksy uwidoczniły się również tym, że chwalimy zespół za 45 minut, ledwie zremisowane. Ja jestem wściekły, bo szansa była ogromna. Legia zagrała dobry mecz, a przeciwnik nie okazał się niestrawny. Jak się ma rywala na talerzu, to należy być bezwzględnym. Trzeba go zjeść, czasem nawet połykając ości i zrobić to z uśmiechem na twarzy, bo drugi raz mogą nas do stołu nie zaprosić...