menu

Kuciak zawalił bramkę, ale odkupił winy w rzutach karnych zatrzymując braci Paixao! Legia w półfinale!

5 marca 2015, 22:41 | Konrad Kryczka

Piłkarze Legii Warszawa wygrali w rzutach karnych ze Śląskiem Wrocław i zagrają w półfinale Pucharu Polski. W regulaminowym czasie gry było 1:1. Takim wynikiem zakończył się też pierwszy mecz we Wrocławiu.

Legia - Śląsk
fot. Bartek Syta/Polskapresse
Legia - Śląsk
fot. Bartek Syta/Polskapresse
Legia - Śląsk
fot. Bartek Syta/Polskapresse
Legia - Śląsk
fot. Bartek Syta/Polskapresse
Legia - Śląsk
fot. Bartek Syta/Polskapresse
Legia - Śląsk
fot. Bartek Syta/Polskapresse
Legia - Śląsk
fot. Bartek Syta/Polskapresse
Legia - Śląsk
fot. Bartek Syta/Polskapresse
Legia - Śląsk
fot. Bartek Syta/Polskapresse
Legia - Śląsk
fot. Bartek Syta/Polskapresse
Legia Warszawa - Śląsk Wrocław
fot. sylwester wojtas
1 / 11

Zobacz bramkę dla Śląska

Miał być wielki hit. Silnie obsadzone trybuny (na meczu pojawiło się ponad 21 tysięcy widzów), transmisja w telewizji i tak dalej. No i naturalnie drużyny, które walczą o mistrzostwo Polski. Zespoły, które mają w swoich szeregach zawodników, których po prostu chce się oglądać w grze. To wszystko sprawiało, że puchar Polski miał nadaną odpowiednią powagę. Taką, aby nie traktować tych zawodów jak rozgrywki drugiego sortu, ale rywalizację, która powinna cieszyć się szacunkiem niewiele mniejszym niż Ekstraklasa.

Czy sportowo mecz Legii ze Śląskiem podołał temu zadaniu? Mamy mieszane uczucia i bliżej nam do powiedzenia „nie”. Zdecydowanie nie dawał rady w pierwszej połowie. Nudnej jak flaki z olejem, a przy tym zdecydowanie na korzyść przyjezdnych. Pierwsze 45 minut to prawie zmarnowany czas. Prawie, bo momenty były. Trochę lepiej wyglądało to w drugiej odsłonie spotkania. Więcej momentów, choć składnych akcji nadal jak na lekarstwo, ilość walki jeszcze na wyższym poziomie. Wiadomo jednak, że w tym czasie Legia wyszła już na boisku i podniosła rękawice, więc Śląsk miał równorzędnego rywala. Dogrywka również na podobnym poziomie, ale wtedy to już sami zawodnicy mieli pewnie dość...

Cały czas piszemy o Śląsku, który w nowym roku jeszcze nie wygrał. Mimo ciekawej gry, umiejętności wykreowania groźnych sytuacji i szybkiego pogrania piłką. A także duetu bliźniaków odznaczającego się największą pewnością siebie na świecie. Wrocławianie gole strzelali, ale również tracili, co w końcowym rozrachunku przynosiło drobne zdobycze punktowe lub nie przynosiło ich wcale (mecz z Jagiellonią). Z tego też powodu wrocławianie pracowali w tygodniu solidnie nad postawą w defensywie. Poprawieniem istniejących błędów oraz wzmocnieniem umiejętności asekuracji, która w starciu z Legią mogła okazać się kluczowa.

Po dzisiejszym meczu na pewno można napisać jedno: przemyśleć zachowania w obronie i popracować nad poprawą, zwłaszcza komunikacji, powinni legioniści. Przynajmniej jeżeli częściej mają wychodzić w takim ustawieniu jak dzisiaj. Momentami zupełnie nie było wiadomo, kto jest w danej sytuacji odpowiedzialny za konkretny fragment boiska. Obrońcy zagrywali niepewnie, a już szczególnie, kiedy piłka była posyłana do Dusana Kuciaka, o którym musimy wspomnieć kilka słów. Szczerze, nie mamy pojęcia, co się z nim dzieje, ale to nie jest nic dobrego. Słowak zawalił bramkę w kolejnym meczu i naprawdę trudno szukać dla niego jakichś usprawiedliwień. Niepewna gra nogami, niepewna gra w powietrzu, niepewna gra przy strzałach rywali. Niepewny, ewentualnie elektryczny, to najlepsze określenie dla jego bramkarskich popisów. Wypluwanie piłki staje się zresztą jego znakiem firmowym – dziś przez taką „interwencję” po niegroźnej centrze Marco Paixao padła pierwsza bramka dla Śląska. Po fatalnym zachowaniu Kuciak Peterowi Grajciarowi nie pozostało nic innego, jak posłać piłkę do siatki.

Oczywiście nie tylko bramkarz jest winny katastrofalnej postawie Legii w pierwszej połowie. Z tego fragmentu zapamiętamy właściwie dwie akcje „Wojskowych”. Obie Michała Kucharczyka. Najpierw jego trafienie po podaniu Ondreja Dudy, które z powodu spalonego nie została uznane. A później strzał "Kuchego" sprzed pola karnego, z którym problemów nie miał Jakub Wrąbel. Reszta to mizeria. Prawie całkowicie z gry przez obrońców Śląska został wyłączony Orlando Sa. Michał Masłowski wyłączył się sam. Duda miewał przebłyski, ale one nic nie dawały. Środek pola nie funkcjonował tak, jak powinien. Z tego miejsca pochwały należą się właśnie wrocławianom, którzy bardzo dobrze wyglądali w destrukcji, zwłaszcza w przechwytywaniu piłki blisko koła środkowego. Umieć wykorzystać błędy przeciwników to również atut. WKS może nie wszystkie zakończył udaną akcją – bo obrońcy Legii jednak coś na tym boisku robili – ale potrafił zepchnąć gospodarzy do defensywy i napędzić im strachu. Plan umiejętnej gry w destrukcji był skuteczny, ale tylko do 53 minuty.

Wtedy do roboty wziął się wprowadzony po przerwie Michał Żyro. Skrzydłowy otrzymał świetne podanie od Dudy, wykorzystał błąd Dudu Paraiby, i na koniec ze spokojem technicznym strzałem pokonał Wrąbla. Nie byłby jednak sobą, gdyby nie zmarnował również dogodnej sytuacji. Tym razem Żyro otrzymał kapitalne płaskie dośrodkowanie od Kucharczyka, ale strzelec bramki nie zachował się tak, jak powinien, czyli jak Sa w meczu z Podbeskidziem. Skrzydłowy nawet nie uderzył, tylko przyjął piłkę tak, że ta trafiła w ręce Wrąbla. Chwilę wcześniej do siatki trafił Śląsk – bramka nie została jednak uznana, ponieważ Paixao znajdował się na spalonym po tym, jak Kuciak odbił strzał Mateusza Machaja na jego głowę. Legia miała kolejne szanse w dogrywce. Najgroźniej pod bramką Wrąbla był w końcówce pierwszej części dodatkowych 30 minut. Wtedy w zamieszaniu w polu karnym legioniści byli blisko wepchnięcia piłki do siatki, ale na drodze Legii stawał Wrąbel oraz jego koledzy z obrony, którzy wybili piłkę z linii. Śląsk odgryzał się natomiast uderzeniem z dystansu Toma Hateleya, strzałem ponad bramkę Milosa Lacnego oraz próbą przewrotki Paixao. Wszystko bez pozytywnego skutku dla przyjezdnych.

Takim sposobem wszystko zakończyło się rzutami karnego, czyli jakby nie patrzeć, mieszanką loterii i umiejętności udźwignięcia presji. I to była świetna okazja dla Kuciaka na zrehabilitowanie się. Słowak zatrzymał w konkursie jedenastek braci Paixao. Do tego rzut karny zmarnował również Lacny. Dobrą interwencją popisał się także Wrąbel, który nie dał się pokonać Dudzie, ale jego interwencja to było za mało przy tak strzelających kolegach.


Polecamy