Krychowiak dla Ekstraklasa.net: Wiem, czego mi brakuje. Dajcie mi trochę czasu
Udaliśmy się do stolicy Andaluzji, aby porozmawiać z naszym człowiekiem w Sevilli - Grzegorzem Krychowiakiem. Tego lata 24-letni reprezentant Polski przeniósł się do obrońcy Ligi Europy z francuskiego Stade de Reims za około 6 milionów euro, co czyni go drugim najdroższym piłkarzem w historii polskiej piłki nożnej. W jednym z hiszpańskich hoteli Krychowiak opowiedział nam o swoich początkach w Sevilli, transferze do tego klubu, nowym trenerze, przyszłości reprezentacji, swojej dziewczynie, a także o życiu piłkarza.
fot. Twitter
Vicente Iborra specjalnie dla Ekstraklasa.net: Nie boję się rywalizacji z Krychowiakiem
Karierę w Sevilli zaczyna pan od dobrych występów w sparingach. Dziennikarze pochwalili pana także za świetny występ w Superpucharze Europy i ligowy pojedynek z Valencią. Wygląda na to, że nie ma pan problemów z aklimatyzacją w nowym klubie.
Przede wszystkim zawodnicy Sevilli bardzo dobrze mnie przyjęli. Teraz jestem na etapie nauki języka hiszpańskiego, żeby móc kontynuować dalszą aklimatyzację i współpracę ze sztabem szkoleniowym oraz zawodnikami, bo to jest ważny element, który ma dla mnie ogromne znaczenie.
Jak jest z Pana językiem hiszpańskim? Unai Emery opowiadał dziennikarzom, że mówi po angielsku, a pan odpowiada po hiszpańsku!
Na pewno jest już dużo lepiej niż na początku. Już w pierwszych dniach mojego pobytu w Sewilli starałem się opanować podstawowe zwroty. Zwłaszcza te boiskowe, aby móc komunikować się choć w minimalnym stopniu z innymi zawodnikami. Na boisku jest to bardzo ważne i dlatego codziennie staram się polepszać mój hiszpański, żeby już normalnie funkcjonować nie tylko na boisku, ale także w życiu codziennym.
Spodziewał się pan tak dobrego początku?
Ciężko mi na to pytanie odpowiedzieć. Przyjechałem tutaj walczyć o miejsce w składzie. Wiele razy powtarzałem, że jestem bardzo optymistycznie nastawiony, ale z ocenami poczekajmy chociaż jedną rundę. Po tym okresie będę wiedział więcej. Nie „podpalam się” dwoma meczami, przede mną jeszcze bardzo dużo pracy i wiele muszę się nauczyć. Na pewno dziś mogę powiedzieć, że przechodząc do Sevilli podjąłem dobrą decyzję. To duży krok do przodu w mojej karierze. Uważam, że będzie tylko lepiej i to zaufanie, które dostałem od trenera podczas kilku minut rozmowy przez telefon było dla mnie bardzo ważne. Długo myślałem nad przejściem do Sevilli, ale w końcu stwierdziłem, że to jest najlepsza opcja.
Emery jak dotąd bardzo często na pana stawia. Wydaje mi się, że pierwsze słowa jakie wypowiedział, gdy zjawił się pan na pierwszym treningu to: „Grzegorz, będziesz kluczowym zawodnikiem. Trenuj spokojnie, a ja będę na Ciebie stawiał”?
Na pewno nic mi takiego nie powiedział, ale oczywiście było wsparcie z jego strony. Powiedział mi, że jest zadowolony, że podpisałem kontrakt z Sevillą. A reszta dzieje się na boisku, to na murawie trzeba potwierdzić, że zasługuje się na miejsce w składzie. Jestem osobą bardzo ambitną i chciałem już od pierwszego treningu, czy też sparingu wywalczyć miejsce w podstawowej „jedenastce” pokazując trenerowi, że gdy na mnie postawi, to ja mu się odwdzięczę dobrą postawą na boisku.
Bartłomiej Pawłowski grał bardzo mało w Maladze, bo miał złe relacje z Schusterem. Wydaje mi się, że pana Emery polubił.
Nie wiem jak było w przypadku Bartka. To ciekawy piłkarz, stosunkowo młody, więc jeszcze wszystko przed nim. Nie znam tej sytuacji od środka, jednak prawdę mówiąc, ja nie wierzę w „złe relacje”. Grają najlepsi, czyli ci, którzy najciężej trenują. Wiele razy powtarzano mi, że podpisanie kontraktu jest najłatwiejszą rzeczą, a regularna gra to inna sprawa. Na wybór klubu wpływa wiele czynników i jednym z nich jest na pewno odpowiednia współpraca z trenerem. Każdy szkoleniowiec ma swoją wizję futbolu i taktykę pod która będzie dobierał piłkarzy. Na pewno, co tydzień jest walka o miejsce w składzie, bo nikt ci nie zagwarantuje przed podpisaniem umowy, że będziesz grał od pierwszej do dziewięćdziesiątej minuty. Tak to nie funkcjonuje, bo nawet przychodząc do Sevilli wiedziałem, że jest wielu zawodników na moją pozycję. To miejsce trzeba sobie po prostu wywalczyć, wypracować podczas meczów i treningów. Pokora i ciężka praca - tylko tyle i aż tyle.
Co panu najbardziej imponuje w baskijskim szkoleniowcu Sevilli?
Trochę za wcześnie na głębszą analizę, ale na pierwszy rzut oka widać, że Unai Emery to bardzo temperamentny trener z olbrzymią charyzmą, czym zaraża każdego dnia - bardzo mi to imponuje. Dużo rozmawia z zawodnikami i przekazuje mnóstwo wskazówek, gdy jesteśmy już na boisku, więc nie trzeba się domyślać co robić, bo jasno przekazuje jaką ma wizję futbolu. Naprawdę jest bardzo dobrym trenerem.
Motywować też chyba potrafi, bo w ostatnim meczu dosyć ekspresyjnie zmotywował Deulofeu...
(śmiech) Widziałem filmik. Faktycznie nieźle go „naładował”!
Krytycy zarzucają panu, że nie dysponuje wystarczającą techniką, aby dostosować się do hiszpańskiego stylu gry. Co więcej, od około dwudziestu lat żaden polski piłkarz nie odniósł znaczącego sukcesu w Hiszpanii. Mimo to wybrał pan Półwysep Iberyjski. Nie obawia się pan tej decyzji?
Jak powiedziałem na początku, dajcie mi trochę czasu. Wiem, czego mi brakuje i to był jeden z głównych powodów dla których wybrałem ligę hiszpańską. Jest to najlepsze miejsce na szkolenie tego aspektu. Będę ciężko pracował, żeby stać się pod tym względem lepszym zawodnikiem.
Boi się pan porównań do uwielbianego przez publiczność na Sanchez Pizjuan Stephana Mbii?
Każdy zawodnik pracuje na własne nazwisko. Mam nadzieję, że kiedyś Krychowiak będzie w Sevilli wzorem dla innych zawodników. Dla mnie porównania nie mają żadnego sensu.
Zapewne Emery myśli o panu w kontekście gry defensywnej. O konstruowanie akcji będą odpowiedzialni tacy zawodnicy jak Banega czy Suarez. Co może pan powiedzieć po tym krótkim czasie o tych dwóch zawodnikach?
Po pierwsze nie będę zawodnikiem, który będzie odpowiedzialny tylko za defensywę. Nie ma żadnego podziału procentowego, jeśli chodzi o grę defensywą i ofensywną, z innym pomocnikiem z którym będę grał. Z Everem Banegą miałem tylko kilka razy okazję trenować, gdyż dołączył do nas w zeszłym tygodniu. Jednak już mogę powiedzieć, że jest to świetny zawodnik, który dysponuje fantastyczną techniką, więc może wnieść bardzo dużo do tego zespołu. Natomiast Denis Suarez to świetny kreatywny zawodnik, który potrafi wykonać to ostatnie podanie. Umie także bardzo dobrze utrzymać się przy piłce. Nie graliśmy jeszcze zbyt dużo razem, ale myślę, że dzięki wspólnej pracy możemy stworzyć bardzo dobry zespół, który będzie odnosił korzystne wyniki.
Na pana pozycji mogą grać: Iborra, Cariccio i Cristoforo. Jak radzić sobie z presją?
Dzięki konkurencji poziom zespołu wzrasta. Cieszę się, że muszę walczyć o skład każdego dnia. Poprzez to będę lepszym piłkarzem.
Kibice i dziennikarze są zachwyceni pana występem w meczu z Valencią i Realem Madryt. Jak pan sam oceni swoje występy?
Dla mnie są to po prostu dwa spotkania, które nie wygraliśmy i tym się przejmuję najbardziej. Z Realem to była inna historia, ale sobotni mecz z Valencią powinniśmy wygrać. Ta stracona bramka w 88. minucie pozostawiła niesmak, bo mogliśmy te pięć minut dociągnąć do końca i ostatecznie wygrać, mimo że weszliśmy w to spotkanie bardzo źle, bo pierwsze dwadzieścia minut nie wyglądało najlepiej. Traciliśmy piłki na własnej połowie i mogliśmy przez to stracić bramki. Jednak to się nie stało. Udało nam się wykorzystać jedną kontrę, po której zdobyliśmy bramkę i już ta druga połowa wyglądała kompletnie inaczej. Mieliśmy okazję podwyższyć wynik na 2:0, ale ostatecznie po tej czerwonej kartce cofnęliśmy się do obrony i mieliśmy problem z wyprowadzeniem piłki oraz utrzymaniem się przy niej. Te sytuacje, które nie wykorzystaliśmy zemściły się i straciliśmy bramkę w końcówce meczu. Jeśli chcemy walczyć o cel jakim jest Liga Mistrzów to musimy wygrywać tego typu spotkania. Miejmy nadzieję, że doświadczenie z tego spotkania posłuży nam w najbliższych meczach.
Co Grzegorz Krychowiak musi poprawić w sobie? W meczu z Valencią zaliczył pan sporo niecelnych podań.
W każdym spotkaniu będą niecelne podania. Schodząc z boiska rzadko jestem zadowolony. Za każdym razem myślę nad popełnianymi błędami, nad akcjami, które mogłyby się inaczej potoczyć oraz nad zagraniami, które mogłem inaczej wykonać. W każdym meczu będą straty, złe zagrania i elementy nad którymi będę chciał pracować i je poprawiać, aby w następnym spotkaniu już ich nie było.
Zaprzyjaźnił się pan już z jakimś zawodnikiem Sevilli?
Ogólnie ze wszystkimi zawodnikami już rozmawiałem i naprawdę jest bardzo dobra atmosfera, ale przede wszystkim staram się rozmawiać z tymi piłkarzami, którzy mówią po angielsku i francusku, bądź tak jak Trochowski po polsku, bo jeszcze nie mam tak dobrze opanowanego hiszpańskiego, żeby móc rozmawiać ze wszystkimi.
Wie pan coś o odejściu Trochowskiego?
Nie. Nic mi nie wiadomo na ten temat. Wiem tylko, że teraz leczy kontuzję, więc nie mieliśmy okazji razem trenować, ale rozmawialiśmy ze sobą. Miejmy nadzieję, że wróci szybko do gry.
Jonathan Johnson z ESPN stwierdził, że był pan jednym z najbardziej niedocenianych talentów Ligue 1. Opuścił pan Francję, bo czuł się niedoceniany?
Nie patrzę na to w ten sposób. Opuściłem Francję, by zrobić krok do przodu. Potrzebowałem tego odejścia, aby móc się rozwijać. Gdybym został jeszcze na kolejny sezon w Reims, to byłby to zaprzepaszczony rok. Myślę, że to był najlepszy moment, żeby zrobić krok do przodu.
Miał pan oferty z Włoch i Niemiec. Dlaczego jednak Sevilla?
Sevilla to ogromny klub, który rok temu wygrał Ligę Europy i regularnie walczy o europejskie puchary. Co więcej, liga hiszpańska jest najlepszą ligą świata. Wsparcie trenera i wiele innych czynników wpłynęło na moją decyzję.
Sevilla już rok temu starała się o pana. Jednak Stade de Reims żądał zbyt dużej kwoty. Przestraszył się pan, kiedy na kilka chwil przed prezentacją prezes Jean-Pierre Caillot zablokował transfer? Myślał pan, że historia się powtórzy?
Tak wyglądają negocjacje. Na pewno nie jest to łatwy etap, ale uważam, że rozmowy były tak zaawansowane, że była to tylko kwestia czasu i znalezienia odpowiedniego środka. Uważam, że wszystkie strony są zadowolone.
Mówił już pan, że nie chce zdradzać szczegółów blokowania transferu przez Caillota. Zapytam inaczej: czy gdyby jeden z pana kolegów dostał ofertę od Caillota, to czy odradzałby mu pan transfer do Reims?
Reims to pierwszy klub, który na mnie postawił, dzięki niemu jestem tu, gdzie jestem. Dziękuję Jean-Pierre Caillot, Didierowi Perrin i Hubertowi Fournier. To w zasadzie wszystko, co chciałbym powiedzieć na ten temat.
Również Lyon chciał pana sprowadzić. Teraz trenerem zespołu ze Stade Gerland jest Hubert Fournier, który wypromował pana w Stade de Reims. Transfer do Lyonu nie byłby bezpieczniejszą opcją?
Moglibyśmy gdybać, co stałoby się gdybym przeszedł tam, czy gdzie indziej. Ja wolę myśleć teraz o Sevilli, bo ona jest dla mnie najważniejsza. Uważam, że postąpiłem odpowiednio i to była bardzo dobra decyzja. Teraz będę chciał udowodnić, że należy mi się miejsce w „jedenastce” Sevilli.
Czyli nie rozważał pan oferty Lyonu?
Nie powiem, że nie rozważałem, bo przeglądałem wszystkie możliwe opcje, ale uważam, że ta oferta od Sevilli była najkorzystniejsza.
Odchodząc na chwilę od piłki nożnej... Pana partnerka życiowa Celia w wywiadzie dla Orange sport powiedziała, że chciała zamieszkać w Anglii lub Niemczech. Transfer do Sevilli pokazuje jasno, kto rządzi nie tylko w środku pola, ale także i w związku?
Nie... Ja na to tak nie patrzę (śmiech). Uważam, że słoneczna Sewilla bardziej jej będzie odpowiadała. Celia jest osobą bezkonfliktową, która ma swoje zdanie, ale wspiera mnie w każdej decyzji. Dlatego najważniejsza była strona sportowa.
Przeglądając Twittera Celii można odnieść wrażenie, że wspiera pana cały czas. Piłka nożna nie jest dla niej obca?
Znaczy, nie jest dla niej obca... Na pewno jest to osoba, która stara się systematycznie pojawiać się na stadionie, a jest praktycznie w każdy weekend, nie licząc meczów wyjazdowych. W sobotę miała okazję być pierwszy raz na stadionie Sevilli i powiedziała, że atmosferę da się odczuć nie tylko na boisku, ale także na trybunach. Na stadion przychodzą świetni kibice, którzy są z nami od pierwszej do dziewięćdziesiątej minuty, więc naprawdę świetnie się tutaj gra.
Porównując kibiców z Francji i Hiszpanii, to którzy lepiej wypadają?
Miałem szczęście jeśli chodzi o kibiców Stade de Reims, czy Sevilli, bo jest to naprawdę wysoka półka. Są to fani, którzy wspierają piłkarzy i czuć to na boisku. Lepiej się gra przed taką publicznością z takim dopingiem.
Jak pan ocenia szanse Cezarego Wilka i Przemysława Tytonia na sukces w La Liga?
Uważam, że „prawda” jest na boisku. Nic tylko grać, walczyć i udowadniać w każdym meczu czy na treningu, że to tobie należy się miejsce w składzie, że to ty jesteś lepszy.
Szkoda, że Betis Damiena Perquisa spadł do Segunda Division. Na pewno nie spotkacie się w tym sezonie na boisku w ligowych zmaganiach, ale chyba nie będzie brakować okazji do spotkania się poza stadionem?
Jak na razie mieliśmy możliwość porozmawiać telefonicznie. Nie miałem okazji się z nim spotkać, bo podczas okresu przygotowawczego obaj byliśmy w rozjazdach. Teraz jeszcze przeprowadzka z Francji, która jeszcze się nie skończyła, więc kiedy już będę mógł się przeprowadzić z hotelu do domu i zakończyć już te wszystkie sprawy, to na pewno się spotkamy.
Jak idą poszukiwania nowego domu?
Już wybrałem odpowiedni dla siebie dom. Teraz pozostała już kwestia przeprowadzki, więc myślę, że w najbliższych dwóch tygodniach wszystko będzie załatwione. Mam nadzieję, że po powrocie z kadry będę już mógł zadomowić się w nowym miejscu.
Słyszałem, że gdy był pan dzieckiem, to na początku nie palił się pan do gry w piłkę. Dopiero brat niemalże siłą zaciągnął pana na pierwszy trening do Orła Mrzeżyno.
Nie... Nic takiego nie miało miejsca. Bardzo chciałem grać w piłkę i z tego względu to brat zaprowadził mnie na pierwszy trening. Tak właśnie zaczęła się przygoda z piłką nożną. Później całe dzieciństwo ganiałem za futbolówką. Szkoła i piłka – tak to wyglądało, gdy byłem dzieckiem.
Ale chyba nie tylko piłką pan żyje?
W tamtym roku skończyłem studia we Francji. Teraz zmiana klubu i nauka hiszpańskiego nie pozwalają mi na dalsze studiowanie. Myślę, że jak opanuje język hiszpański, który zapewni mi normalną komunikację, to wtedy będę mógł rozejrzeć się za innym kierunkiem studiów. Tego czasu jest wystarczająco dużo, żeby móc profesjonalnie uprawiać sport i uczyć się.
Wyjechał pan z Polski do Francji w wieku 16 lat, aby szkolić się pod okiem francuskich trenerów. Myśli pan, że gdyby został w Polsce, to nie grałby teraz w Sevilli?
Gdybym musiał jeszcze raz podjąć decyzję, to byłaby ona identyczna. Uważam, że ta możliwość trenowania i szkolenia się we francuskim Bordeaux była dla mnie bardzo ważna. Była to ogromna szansa, że mogłem trenować w jednej z najlepszych szkółek piłkarskich we Francji, więc chciałem ją wykorzystać jak najlepiej. Były trudne momenty, bo obcokrajowcom nikt nie daje nic za darmo. Starałem się nie zaprzepaścić tej okazji i dać z siebie wszystko, aby móc pewnego dnia zagrać w pierwszym zespole.
Nie będę pytał o różnice między polską szkołą piłkarską a francuską, bo nie starczyłoby nam czasu na wymienienie ich, dlatego zapytam o różnicę między hiszpańską a francuską szkołą. Co rzuciło się panu w oczy na pierwszym treningu Sevilli?
Treningi wyglądają bardzo podobnie. Wszyscy mówią, że piłka hiszpańska jest taka, można powiedzieć, bardzo radosna, ale nawet we Francji nie miałem jeszcze tylu treningów taktycznych. Trener nadaje naprawdę dużą wagę im i jest wiele treningów dotyczących kwestii taktycznych, ale każdy trening to też piłka. Nie byłoby treningu, gdyby nie byłoby kontaktu z futbolówką.
Bodajże Krzysztof Król w jednym z wywiadów powiedział, że jak trafił do szkółki Realu Madryt, to na pierwszych treningach uczyli go poprawnie... biegać.
Ja takiego treningu nie miałem. Albo się nie „czepiali”, albo po prostu dobrze biegam (śmiech). Któraś z tych dwóch opcji, ale ciężko mi powiedzieć.
Jak to jest możliwe, że reprezentacja Polski, która ma w składzie jednego zawodnika Bayernu Monachium, dwóch piłkarzy Borussii, bramkarza z Arsenalu i teraz pana, który gra w Sevilli, nie potrafi awansować do wielkich turniejów?
Wierzę, że to się zmieni i awansujemy do Mistrzostw Europy we Francji...
Byłyby szczególne?
Tak. Spędziłem sporo czasu we Francji, a na Mistrzostwach Europy w Polsce nie miałem okazji grać, więc jestem pewny, że pojedziemy do Francji i w końcu będziemy mogli mówić, że reprezentacja Polski od dłuższego czasu zakwalifikowała się na ogromną imprezę. Uważam, że jesteśmy na dobrej drodze i tylko to potwierdzimy w najbliższych meczach. Zrobimy wszystko, aby osiągnąć cel jakim są Mistrzostwa Europy.
Spodziewa się pan, że jeżeli nie będzie grał dobrze w reprezentacji to spadnie na pana podobna krytyka, co na Roberta Lewandowskiego? Jeszcze teraz, kiedy bardzo dobrze gra pan w Sevilli.
W reprezentacji Polski na boisku w jednym momencie gra jedenastu zawodników kierowanych przez trenera. Wszyscy wygrywamy, wszyscy przegrywamy. Jeżeli ktoś ma na tym etapie problemy z presją to powinien poszukać spokojniejszego zawodu. Wiele już zostało powiedziane na temat kadry. Myślę, że teraz czas przestać mówić i zacząć grać. Uderzyć się w pierś, jeżeli w poprzednich eliminacjach 100 procent to było za mało. Teraz musimy dać z siebie 200 procent i zacząć grać na miarę potencjału tego zespołu i przysporzyć wiele radości naszym kibicom.
Formacja Sevilli chyba panu pasuje, bo jest podobna do tej w reprezentacji Polski.
Jest to taktyka podobna do tej, w której gramy w reprezentacji Polski, więc nie było ogromnej zmiany dla mnie. Wdrożyłem się w ten system bardzo szybko.
Jaki ma pan indywidualny cel na ten sezon?
Przede wszystkim grać i to jak najlepiej. Występować od pierwszej do dziewięćdziesiątej minuty w każdym meczu. Nieważne, czy to mecz pucharowy z drugoligowym zespołem, czy finał z Realem Madryt. Najważniejsze dla mnie jest przebywać na boisku, bo przyszedłem tutaj, żeby się rozwijać i systematycznie grać – to są moje cele osobiste.
A co chce osiągnąć Sevilla po wygraniu Ligi Europy?
Celem jest zakwalifikowanie się do Ligi Mistrzów. Będziemy o to walczyć, bo uważam, że mamy zespół, aby to zrealizować. No i dlaczego nie powtórzyć wyczynu z poprzedniej edycji Ligi Europy?
Jest pan osobą, która nie pije alkoholu, nie bierze udziału w skandalach i przekłada piłkę nożną nad pieniądze. Co więcej, trenerzy mówią o panu w samych superlatywach. Grzegorz Krychowiak to wzór do naśladowania dla młodych piłkarzy?
Kariera piłkarza nie trwa wiecznie. Jest to okres, który trwa mniej więcej piętnaście lat i to jest optymistyczne założenie. Dlatego też, podchodzę profesjonalnie do treningów, odżywiania i snu. Przykładam do tego ogromną wagę, bo uważam, że jest to podstawa dobrych wyników na boisku, więc jeżeli mamy szansę grania w reprezentacji Polski, gdzie kibicuje nam około 40-milionowy kraj, to sądzę, że powinniśmy pochodzić do tego bardzo uważnie i godnie reprezentować nasz kraj. Nie można też zapominać o nauce. Jedna kontuzja może zniszczyć całą karierę, więc trzeba mieć plan „B”. Piłkarze nie mają ciężkiego życia, więc tłumaczenie, że na naukę nie było czasu, jest dla mnie całkowicie niezrozumiałe.
Może pan obiecać swoim fanom, że jeżeli zostanie gwiazdą La Liga, to woda sodowa do głowy panu nie uderzy?
Wszystko, co mam zawdzięczam pracy. „Sodówka” mi nie grozi. Cały czas chcę się rozwijać, żeby zamienić moją „przygodę z piłką” w karierę piłkarską.
W Sewilli z Grzegorzem Krychowiakiem rozmawiał Mateusz Kapera