menu

Krok do przodu, czy krok w tył? Polska młodzieżówka niecałe dwa lata po wygranej z Turcją

20 lipca 2015, 23:32 | Luku

13 sierpnia 2013 roku był dla naszej piłki światełkiem w głębokim i ciemnym tunelu. Polska młodzieżówka pokonała wówczas, po fantastycznej grze Turków 3:1. Po fatalnych meczach kadry Waldemara Fornalika, to właśnie drużyna Marcina Dorny nieoczekiwanie weszła na pierwszy plan w rozkładzie każdego polskiego kibica. Wszystkie media piały z zachwytu. Po cichu mówiło się o powtórzeniu sukcesu olimpijskiej kadry Wójcika. Przyszłość mogła się rysować tylko w kolorowych barwach.

17 lipca 2015 roku, niecałe dwa lata później. Bartłomiej Pawłowski z wysokości trybun nerwowo spogląda na boisko, gdzie jego drużyna przegrywa 0:1. Nie są to trybuny Estadio La Rosaleda, lecz Gdańska PGE Arena, na której jego koledzy nie mogą sobie poradzić z Cracovią. Sam zawodnik nie jest kontuzjowany ani skonfliktowany z trenerem. Z przyczyn czysto piłkarskich zasiada na trybunach i przygląda się jak na pozycji skrzydłowych radzą sobie Michał Mak i Bruno Nazario.

Bartłomiej Pawłowski stał się niejako symbolem „zjazdu” tej fali utalentowanych zawodników, którzy lada chwila mieli pełnić wiodące role w pierwszej reprezentacji. Żeby nie pastwić się nad samym Bartkiem, zajrzyjmy jak potoczyły się kariery zawodników, którzy brali udział w nieco zapomnianym spotkaniu młodzieżowych reprezentacji pomiędzy Polską a Turcją.

Jakub Szumski do tej pory nie przebił się do bramki Piasta Gliwice. Choć już za czasów występów w młodzieżówce, miał pewne problemy z regularną grą, to mimo wszystko czym innym jest przegrywać rywalizacje z będącym w świetnej formie Dariuszem Trelą, a 35-letnim Alberto Cifuentesem. Dziś w Gliwicach nie ma ani jednego, ani drugiego. W ostatnim sparingu przeciwko FC Opava, w bramce gliwiczan wystąpił Rusov, a w przerwie zmienił go Szmatuła. Niedawno sam Szumski pochwalił się zdjęciem na Twitterze, które podpisał „jednoosobowy klub kokosa”.

Adam Pazio, który z Turkami rozpoczął na prawej obronie, dziś nie może sobie wywalczyć na stałe miejsce w pierwszym składzie Podbeskidzia Bielsko – Biała. Choć od niego nikt nie wymagał kariery na poziomie Łukasza Piszczka, to jednak tuż po transferze do Lechii Gdańsk, miał już tylko piąć się w górę i rozwijać na miarę swojego talentu. Lechia oddała go jednak bez żadnego żalu i próbuje swoich sił w klubie z Bielska. Dodać można jeszcze tylko tyle, że w poprzednim sezonie, w którym Podbeskidzie walczyło o utrzymanie, Pazio mówiąc eufemistycznie – nie był wiodąca postacią.

Para środkowych obrońców Janicki – Kamiński, choć od dawna mówi się o przenosinach na Zachód, wciąż muszą powstrzymywać takich napastników jak Barisić, Demjan czy Świerczok. Nie można im jednak zarzucić, że przepadli całkowicie. Obaj są wiodącymi postaciami w swoich drużynach i wydaje się być nieuniknione, że lada moment wyjadą za granicę szukać nowych wyzwań. Mówiąc w skrócie, od spotkania z Turcją, ani nie zaliczyli zjazdu, ani nie ruszyli znacząco z miejsca. Za to znacznie okrzepli w naszych ligowych realiach, co może być właściwym kierunkiem dla rozwoju ich niewątpliwych talentów.

Na lewej obronie kadry u-21 najczęściej widywaliśmy Mateusza Lewandowskiego z Pogoni Szczecin. Choć nie był największą gwiazdą tej reprezentacji, to nie był tylko, jak to mówi Ryszard Tarasiewicz, gościem od przerzucania węgla. Jego odważne rajdy lewą stroną, dawały nam nadzieję, że kończy się era Boenischa i Wawrzyniaka w pierwszej reprezentacji. Na przełomie 2014/2015 zdecydował się wybrać kierunek włoski, mianowicie klub Serie B – Virtus Entella. Tam rozegrał na wiosnę 12 meczów i wrócił do Pogoni Szczecin, prowadzonej przez Czesława Michniewicza. Miejmy nadzieje, że w klubie ze stadionu im. Floriana Krygera odrodzi się i będzie jednym z wiodących zawodników Pogoni. Najpierw jednak musi na stałe zapewnić sobie miejsce w młodym zespole ze Szczecina. Gol przeciwko Lechowi zdaje się być dobrym tego początkiem.

Pomoc była najsilniejszą formacją polskiej młodzieżówki. Tworzyli ją w meczu z Turcją: Wszołek, Chrapek, Furman, Pawłowski i Żyro. Dodajmy, że o skład reprezentacji U21 walczyli również Wolski, czy powoływany do pierwszej reprezentacji Zieliński. Wszołek był tuż po transferze do włoskiej Sampdorii. Choć nikt nie oczekiwał, że od razu wskoczy do pierwszego składu włoskiej drużyny, to liczono, że to tylko początek dużej kariery. Choć pierwszy sezon był całkiem niezły (19 razy pojawiał się na boisku), to drugi zakończył z sześcioma występami w składzie Sinisy Mihailovica. I choć na powrót się nie zapowiada, to możliwe, że będzie musiał sobie poszukać jakiegoś wypożyczenia, być może z Serie B.

Michał Chrapek po niezłych występach w młodzieżówce i Ekstraklasie, zainteresował włoską Catanię. Na Sycylię przeniósł się w sezonie 2014/2015, który był dla jego klubu fatalny. Catania miała bić się o awans, a ledwo uniknęła spadku. Tragedią w całej historii nie jest tylko ilość rozegranych minut przez Polaka, lecz to iż fantastyczna końcówka sezonu, była zwyczajnie kupiona. Bardziej od liczby występów Chrapka, interesowała nas suma za jaką można utrzymać się we włoskiej Serie B. Media z kraju tenorów, mafii i pizzy donosiły, że była to kwota rzędu 100 tys. euro za mecz. Mimo wszystko, Chrapek nie decyduje się póki co na powrót do polskiej ekstraklasy. Okienko transferowe jednak jeszcze trwa.

Dominik Furman, lider i kapitan młodzieżówki to jedno z większych rozczarowań. Co prawda do Tuluzy nie wyjeżdżał jako bezsprzeczna gwiazda ekstraklasy, to jednak nikt się nie spodziewał, że ugrzęźnie na stałe w rezerwach francuskiego klubu. Zdecydował się na powrót do ekstraklasy, gdzie niemalże nie dostawał szans od Henninga Berga. Obecnie został w Legii, lecz tym razem może liczyć na większą ilość występów. Potwierdzać to może pucharowy mecz z Botosani, w którym Furman wyszedł w pierwszej jedenastce, czy mecz ze Śląskiem, w którym zanotował dwie asysty i strzelił bramkę.

Wspomniany jako idealny przykład „zjazdu”, Bartłomiej Pawłowski zdaje się być w sytuacji patowej. Lechia upomniała się o jego usługi, gdy już rozpakowywał się w Bielsku. Wcześniej pół rundy biegał na skrzydle Zawiszy, gdzie wcale nie błyszczał. Z utęsknieniem wspominamy, że pojawiał się na boiskach Primiera Division, lecz życie zweryfikowało plany podboju hiszpańskiej piłki. Jeśli kolejną rundę spędzi na trybunach, to na zawsze zapomnimy o jego wielkim talencie, a porównywać będziemy go co najwyżej do Patryka Małeckiego, lub Grzegorza Bonina.

Michał Żyro od spotkania z Turkami zbudował sobie niepodważalną pozycje w Legii. Choć ostatnie spotkanie Warszawiaków w Lidze Europejskiej rozpoczynał na ławce, to oczywistym jest, że jest on jednym z najważniejszych zawodników stołecznej drużyny. W jego przypadku nie można więc mówić o dołku, ani tym bardziej o zmarnowaniu potencjału i talentu. Jest co prawda gwiazdą ligi, lecz cały czas ciężko Legii się go „pozbyć” za dobre pieniądze. Z wiekiem cena za niego z pewnością nie będzie rosnąć, więc już w następnym okienku transferowym możemy się spodziewać kolejnych doniesień i plotek o domniemanym transferze.

W tym zestawieniu brakuje nam jeszcze jednego zawodnika. Jest to na szczęście przykład na to, że jednak polski młody zawodnik może się odbudować nawet za granicą. Potrzebował tylko zmiany klubu i wszystko zaczęło się dobrze układać. Arek Milik, bo o nim mowa, świetnie sobie radzi nie tylko w Ajaksie, lecz również pierwsza kadra ma z niego ogromne korzyści. Od wspominanego meczu młodzieżówki z Turcją, tylko się rozwijał i mamy teraz w reprezentacji dwóch, wysokiej klasy napastników. Dramatyczne jest jednak to, że to właściwie jedyny zawodnik z tamtej kadry U21, który nie stanął miejscu, ani nie zrobił kroku wstecz. Była to przecież drużyna, która ograła Szwedów, świętujących niedawno zwycięstwo w Młodzieżowych Mistrzostwach Europy.

Nie da się ukryć, że słowa trenera ówczesnej reprezentacji U21 – Marcina Dorny, zdają się mieć odzwierciedlenie w rzeczywistości. Powiedział on kiedyś, że wyjazd młodego polskiego piłkarza za granice, jest pierwszym krokiem do powrotu na boiska ekstraklasy. Brutalna rzeczywistość zweryfikowała niejedną karierę. Kadra U21 zdaje się być świetnym tego przykładem. W filmie „Pogorzelisko” główna bohaterka stara się dojść do prawdy o swoim synu. Gdy ją poznaje, nie jest w stanie jej znieść, co w efekcie ją zabija. Okazało się bowiem, że lepiej było zostawić wszystko po staremu i nie starać się zmieniać swojego życia. Istniało jednak ryzyko, że trwanie w niewiedzy również by ją powoli wykończyło. Przypomina ona nieco młodych polskich zawodników, którzy śpieszą wyjechać za granice, a tam bezwzględnie dowiadują się, że nie są w stanie podołać zachodnim realiom. W przeciwieństwie do bohaterki, oni mogą jeszcze wrócić na nasze krajowe podwórko. Odbudować i spróbować swoich sił raz jeszcze.


Polecamy