Koźmiński: Możemy grać jak Włosi. Nawałka wzoruje się na ich szkole
- Widziałem, jak chciał grać Engel, jaki plan miał Janas czy Leo Beenhakker. W tym ostatnim przypadku jednak nie za bardzo wiadomo, jaki był na to wszystko pomysł. Ustawienie na szpicy Lewandowskiego, i co dalej? - mówi Marek Koźmiński, były reprezentant Polski, srebrny medalista olimpijski z Barcelony, wiceprezes PZPN.
Gran Derbi w katowickim Oku Miasta [ZDJĘCIA]. Zobacz jak Śląscy Cules świętowali zwycięstwo Barcy
Waldemar Fornalik, broniąc się przed utratą stanowiska, twierdził, że ma wizję drużyny, jest pomysł i postęp, a w grupie moglibyśmy być znacznie wyżej, gdyby w dwóch przypadkach, czyli w meczach z Czarnogórą i Mołdawią, dopisało nam trochę więcej szczęścia. Zgadza się Pan z tezą, że granica miedzy pełnią szczęścia, a rozpaczą była aż tak wątła?
Z faktami się nie dyskutuje. Nie mamy prawa mówić, że brakowało nam bardzo niewiele, skoro wygraliśmy tylko trzy mecze, w tym dwa z San Marino. Możemy oczywiście na różne potrzeby tworzyć różne historie i wmawiać ludziom, że byliśmy nawet blisko mistrzostwa świata, ale chyba nie o to chodzi. Trzeba mówić prawdę, a prawda jest bolesna. To były najgorsze albo prawie najgorsze eliminacje w historii polskiej piłki. Z Fornalikiem zgodzę się tylko w tym, że w dwóch ostatnich meczach wyglądaliśmy trochę lepiej, ale i tak je przegraliśmy. Z co najwyżej przyzwoitą Ukrainą i najsłabszą w ostatnich dziesięciu latach Anglią.
Co było w tym wszystkim najgorsze?
Na pewno nie powiem, że niewykorzystujący dobrych sytuacji Lewandowski. Najbardziej dotknęła mnie gra defensywy. Czyli formacji, która tradycyjnie była raczej naszym atutem. My mieliśmy zawsze problem z kreowaniem gry, ale solidna obrona, jakieś konterki... Na to mogliśmy zawsze liczyć. Teraz nie. I to nie jest problem tylko jednej pozycji w defensywie, ale praktycznie każdej. Trener Fornalik mówi, że te dwie ostatnie porażki były trochę przypadkowe. Ale popatrzmy na środek eliminacji. Daliśmy ciała aż trzy razy. To, co nam zrobili Ukraińcy w Warszawie, to był nokaut. Wtedy eliminacje zostały przegrane. Dodajmy do tego niepokojące sygnały, które docierały podczas meczów towarzyskich. Z Urugwajem nawet nie powąchaliśmy piłki. OK, to zespół z innej planety. Ale tak samo zostaliśmy potraktowani przez Irlandczyków. To nie były porażki, ale prawdziwe lanie. Tu nie było mowy o żadnym wypadku przy pracy. Tak to, niestety, wyglądało.
Czyli nic dobrego o erze Fornalika?
Trener miał jakiś czas, aby się wykazać i się nie udało. Franciszek Smuda też nie odcisnął żadnego piętna na reprezentacji. Jak tak prześledzimy kadrę w ostatnich piętnastu latach, to jednak większości trenerów o coś konkretnego chodziło i było to widać. Widziałem, jak chciał grać Engel, jaki plan miał Janas czy Leo Beenhakker. W tym ostatnim przypadku jednak nie za bardzo wiadomo, jaki był na to wszystko pomysł. Ustawienie na szpicy Lewandowskiego, i co dalej?
Może po prostu nie dało rady lepiej? Nie stać nas na lepszą grę.
Dziesięć dni później ci sami zawodnicy grali już w swoich klubach o niebo lepiej. Ten sam Lewandowski, w tym samym Londynie, wykorzystywał sytuację znacznie trudniejszą niż tą, którą miał na Wembley z reprezentacją. Nie jest tak, że nie mamy zawodników. Jest w tych chłopakach potencjał, ale uśpiony. Trzeba go obudzić. Nigdy w życiu nie zgodzę się bowiem z tezą, że im się nie chciało. Chciało się i to bardzo.
Czyli trener nie potrafił ich zmobilizować?
Proszę nie używać słowa mobilizować. Na tym etapie, kiedy gra się w reprezentacji, walczy o mundial, mobilizacja jest czymś oczywistym. I moim zdaniem była. Chodzi raczej o umiejętność ustawienia, organizacji, metodologię pracy. Jednym zdaniem wyciśnięcia z tych chłopaków maksimum. Zrzucanie winy na brak skuteczności Lewandowskiego, to jest uproszczenie.
Nie można jednak mówić, że Lewandowski ma w kadrze słabszych partnerów niż w Borussii, kiedy pędzi sam na bramkę i ma przed sobą tylko bramkarza rywali. Do niczego mu już koledzy nie byli potrzebni...
Na casus Lewandowskiego w kadrze składa się kilka drobnych faktów. Kiedy gra w reprezentacji, brakuje mu wiary w siebie. Wie, że presja ciąży przede wszystkim na nim. Widać to wyraźnie. I co z tego, że jest dojrzałym, ukształtowanym zawodnikiem? Być może problem tkwi w psychice i to też należałoby wziąć pod uwagę. Druga sprawa. W Dortmundzie gra z większym luzem. Nie strzeli on, to zrobi to ktoś inny. Nie ma sprawy. Wtedy jest łatwiej. Kolejna rzecz to podejście rywali. Ci nasi jednak wiedzą doskonale, że Polacy to Lewandowski, jego pilnują najdokładniej. W Dortmundzie, tak jak w ostatnim meczu z Arsenalem, całą uwagę skupił na sobie Reus, a Robert sam niepilnowany mógł zrobić swoje.
I Adam Nawałka jest tym trenerem, który w krótkim czasie będzie w stanie naszego asa odblokować?
Jakim krótkim? Ma dziesięć miesięcy do następnych meczów eliminacyjnych. To w piłce szmat czasu.
Pojawiają się opinie, że zamienił stryjek siekierkę na kijek. Nawałka jest podobny do Fornalika.
Mówią tym samym językiem i są w podobnym wieku. Koniec podobieństw. Wiem, co mówię, bo znam ich dobrze. Waldek spokojny ułożony, może aż za spokojny. A Nawałka to sierżant, za którym stoi całe wojsko. Ustawia swoich żołnierzy po amerykańsku, choć jeśli chodzi o futbol, to wzoruje się na szkole włoskiej. Bywał w klubach włoskich, nie na zasadzie, że trzy dni stał za płotem i się przyglądał przez dziurkę. Ale naprawdę ten futbol liznął. W lepszym wydaniu, w gorszym również. To moim zdaniem bardzo dobry dla nas wzór do naśladowania, bo tak jak Włosi możemy grać. Tak jak Holendrzy czy Hiszpanie nigdy. Nawałka ma o tym pojęcie. Potrzebny jest facet, który ustawi choćby tę nieszczęsną defensywę. Salamon ma talent, ale prawie wcale nie gra, Piszczek zaraz wróci po kontuzji, trzeba znaleźć pomysł na Glika, który w Torino jest kapitanem, ale jego gra, ogranicza się do przecinania akcji i oddawania piłki do najbliższego partnera. No nie może taki zawodnik, który jest forstoperem w starym stylu, zabierać się za rozgrywanie. Do wykorzystania w pomocy jest Mierzejewski, który gra w Trabzonie na poziomie europejskim, a w kadrze już nie. Dobrze zdiagnozował problem Mariusz Lewandowski, powołany na te ostatnie mecze. W tej drużynie brakuje jądra.
O Nawałce jego krytycy mówią, że jest trenerskim zamordystą. Niekoniecznie nasze rozkapryszone gwiazdki będą może chciały chodzić u niego jak w zegarku...
Może taki delikatny zamordyzm nawet się przyda. Niekoniecznie może kadra na przerwę powinna zbiegać z boiska w szybkim tempie, co jest znakiem rozpoznawczym Górnika Zabrze, ale jasne, twarde reguły, nie są niczym złym. Różne rzeczy o Nawałce mówią, ale na pewno nie to, że ma problem z komunikacją. Dogada się z chłopakami bez trudu.
A Obraniak, który zrezygnował z gry w kadrze Fornalika? Ostatnio przypomniał, że to na skutek zachowania władz związku wobec niego. Czuje się Pan winny?
Chłopak ma chyba problem sam ze sobą. Jak kolega Obraniak gra słabo w kadrze, to prezes związku ma prawo to skomentować. Na zasadzie oceny. I tak zrobił. Nie było ze strony PZPN żadnych wypowiedzi, które szkalowałyby zawodnika, to jakaś kosmiczna bzdura. Może ktoś Obraniakowi coś źle przetłumaczył. A swoją drogą wypadałoby, aby po tylu latach gry w polskiej kadrze kilku zwrotów po polsku się nauczył. Prawda jest taka, że były jakieś problemy wewnątrz tej drużyny. Ktoś się z kimś zczepił. A wyszło na to, że to działacze są be. Nie wiem, co Obraniak chce udowodnić? Że w Polsce jest ksenofobia czy co? Zostawmy to. Nikt go z kadry nie wyrzucił. Może trener Nawałka da mu szansę i jeszcze będzie z niego pożytek.
Był Pan odpowiedzialny za zrewidowanie sprawy budowy siedziby PZPN, którą poprzednia ekipa chciała rozpocząć na Wilanowie. Zrewidował Pan, siedziby w tym miejscu nie będzie. Ale to ma być sukces?
Spokojnie. Zleciliśmy trzy ekspertyzy i okazało się, że najkorzystniej jest odstąpić od tego projektu. Teraz jesteśmy bliscy przejęcia terenu przy Stadionie Narodowym. Mamy obietnicę słowną z ministerstwa sportu, że możliwa będzie jedna z dwóch lokalizacji. Jedna to obecny budynek NCS wraz z parkingiem, druga fragment dawnego boiska treningowego.
A dlaczego nie na samym stadionie? Pamiętam, jak prezes używał argumentu podczas kampanii wyborczej. Twierdził, że siedziba związku powinna mieścić się na Stadionie Narodowym, tłumacząc, że stadion to nie tylko mecze, że musi tętnić życiem na co dzień.
Ale te lokalizacje są w obrębie Stadionu Narodowego. To należy do tego obiektu. Co innego korona stadionu.
W takim razie dlaczego jednak nie będzie siedziby PZPN w koronie stadionu? Przecież jest tam mnóstwo wolnych powierzchni?
Bo to nie są powierzchnie biurowe, które nam w pełni odpowiadają.
Podobno biura są pod trybunami i mają skosy na sufitach...
Nie odpowiadają nam te powierzchnie również z powodów formalno-prawnych. Nie chcę być w tej sprawie filozofem.
Co nowej ekipie się udało przez rok rządów w PZPN?
Reorganizacje niższych klas rozgrywkowych, centralna liga juniorów, usystematyzowanie w sposób klarowny wydatków związku, akceptacja społeczna...
Czyli PR?
Na dobre PR też trzeba czymś zasłużyć. Ostatnio w TVN-nie w programie "Czarno na białym" próbowano coś na PZPN znaleźć, do czegoś się przyczepić za wszelką cenę. I wyszła wydmuszka. Nic nie znaleźli, czepiali się jakichś drobnostek. Żeby było jasne, przez rok nie da się oczywiście odbudować całej polskiej piłki. Problemy mamy zdiagnozowane, teraz trzeba systematycznie działać. Ani polska piłka nie jest tak rewelacyjna, na co wskazują występy naszych pojedynczych zawodników w ligach europejskich, ani tak słaba, jak pokazały ostatnie eliminacje. Za pięć lat na pewno nie będziemy mistrzami świata, ale na pewno będzie to lepiej wyglądało niż obecnie.
Zawsze był Pan gorącym zwolennikiem sposobu, w jaki prowadzona jest Legia Warszawa i wróżył Pan rychłą Ligę Mistrzów w stolicy...
Jeśli chodzi o organizację klubu, marketing, medialność, to Legia powinna być zespołem, który na krajowym podwórku wygrywa z większością drużyn po 3:0 i gra także w Lidze Mistrzów. Rzeczywistość jest taka, że nie może zaistnieć nawet na dobre w Lidze Europejskiej, gdzie przegrywa, co się da. To jest przecież najlepszy polski klub, wizytówka klubowej piłki. Czy tylko na tyle ją stać? W tym momencie pewnie jednak tak. Co może zrobić zespół bez napastnika. I tak daleko zabrnęli, biorąc pod uwagę, że w kolejnych eliminacjach Ligi Mistrzów wygrali tylko jeden mecz z amatorami z Walii. Z drugiej strony mogło być dużo lepiej, gdyby mistrzowski skład z ubiegłego roku został zachowany i jeszcze przynajmniej delikatnie wzmocniony. Niekoniecznie musiałoby być aż tak źle. Ale jak się tuż przed decydującą batalią oddaje swojego najlepszego napastnika, czyli Ljuboję i najlepszego obrońcę, czyli Jędrzejczyka, to na postęp nie ma co liczyć.