menu

Kozioł: Nie lubię się oceniać

6 stycznia 2012, 11:01 | Remigiusz Szurek

- Pochodzę z Nowego Sącza, więc pewnie mam ten sądecki charakter i myślę, że na boisku trochę go pokazuję. Nie lubię odpuszczać, zawsze walczę do końca o jak najlepszy rezultat i czyste konto - mówi Marek Kozioł, bramkarz Sandecji Nowy Sącz przymierzany do Wisły Kraków.

Marek Kozioł był testowany przez Wisłę Kraków
Marek Kozioł był testowany przez Wisłę Kraków
fot. Wojciech Matusik/Polskapresse

Jak pan myśli, które z pańskich cech zdecydowały o tym, że zainteresował się panem mistrz kraju?
Kurcze, takie ciężkie pytanie na początek? (śmiech). Nie wiem. Nie lubię się oceniać. Na pewno to, że jestem bramkarzem zawdzięczam dobrym warunkom. Jestem wysoki, nie mam większych problemów z koordynacją i na pewno mi się to przydaje. Trenerzy prowadzący mnie w grupach młodzieżowych także przyczynili się do tego, że jestem jaki jestem. Pochodzę z Nowego Sącza, więc pewnie mam ten sądecki charakter i myślę, że na boisku trochę go pokazuję. Nie lubię odpuszczać, zawsze walczę do końca o jak najlepszy rezultat i czyste konto. Jestem ambitnym człowiekiem, mam swoje plany i marzenia do których dążę.

A mankamenty są?
Niektórzy mówią, że jestem jeszcze młodym bramkarzem. Uważam jednak, że jestem już tym nieco starszym, bo młodzi bramkarze czyli 20-latkowie, to są już w ekstraklasie czy w Arsenalu. Jestem troszkę starszy i myślę, że to ostatni czas żeby zaistnieć, by się jeszcze bardziej rozwinąć i zostawić po sobie coś więcej.

Na jakim bramkarzu się pan wzoruje?
Podpatruję kolegów czy to innych, którzy stoją na bramce. Na pewno ostatnimi czasy podoba mi się gra bramkarza Cracovii, Kaczmarka. To zawodnik trochę wyższy ode mnie, ma podobne warunki i w tej bramce radzi sobie bardzo dobrze. Z zagranicznych golkiperów to na pewno zawsze podobał mi się Edvin Van der Sar, bo miał sylwetkę zbliżoną do mojej. Nie był szerokim gościem, ale raczej takim chucherkiem (śmiech). Lubie także patrzeć na grę dynamicznego Hugo Llorisa z ligi francuskiej.

W wieku 22 lat czyli w ubiegłym roku został pan według „Gazety Krakowskiej” najlepszym piłkarzem 1 ligi. Za rundę jesienną tego sezonu także dostał pan najwyższe noty. Co czuje młody człowiek gdy otrzymuje takie wyróżnienia?
Na pewno jest to super sprawa, bo to ocena sezonu, bądź rundy. Pokazuje to, że jest jakaś ciągłość mojej formy. To wielkie wyróżnienie, które bardzo motywuje do dalszej pracy.

Co pan takiego robi, że kibice Sandecji tak pana lubią i cenią?
Wie pan, jestem z Nowego Sącza, urodziłem się tutaj, tu się wychowałem i tu - nie licząc półrocznej przerwy na występy w Kolejarzu Stróże - gram.. Myślę, że to liczy się przede wszystkim. Można powiedzieć, że szanuję kibiców bo to oni przychodzą na mecze, płacą za bilety, starają się pomóc drużynie dopingiem i przede wszystkim „grają” z nami. Piłka byłaby bardzo smutna, gdyby ich nie było. Mam wielu znajomych, którzy przychodzą na mecze.

Był pan na którymś z meczów Wisły lub Cracovii?
Na Wiśle nie byłem, a na Cracovii byłem raz. To było jeszcze na starym stadionie, gdy znajdował się tam tor kolarski. Mój kolega, który grał w Młodej Ekstraklasie załatwił nam bilety i pojechaliśmy obejrzeć sobie Derby. Mecz oglądałem z sektora Cracovii, bo ten znajomy, który załatwiał wejściówki grał w „Pasach”. Znajdowałem się tam jednak po to, by zobaczyć dobre widowisko.

Jakie miał pan odczucia gdy dowiedział się o zainteresowaniu ze strony Wisły Kraków?
Byłem w pewien sposób zaskoczony, bo Wisła to dobra drużyna i mistrz Polski. To wielkie wyróżnienie i z tego się cieszę. Ostatnio nie miałem żadnych ofert, nic się nie działo i powiedziałem sobie: „no, w końcu może coś się ruszy!”.

Kibice z Nowego Sącza mają panu za złe, że być może odejdzie pan do nielubianej w tym mieście „Białej Gwiazdy”.
Tak myślałem, że takie pytanie w końcu się pojawi (śmiech). Z racji tego, że jestem piłkarzem i biegam po boisku to odbieram to trochę inaczej. To jednak mój zawód i chciałbym się rozwijać, grać w jak najlepszym klubie, w jak najwyższej lidze. Dla mnie wygląda to zupełnie inaczej. Kibice tych drużyn są skłóceni, ale nie wiem czy piłkarz powinien tak do tego podchodzić? Piłkarz to zawód, taką drogę wybraliśmy i na pewno każdy chciałby się rozwijać. Ciężkie to pytanie…

W 2005 roku był pan bramkarzem rezerw Sandecji. Czy myślał pan sobie wtedy, że będzie kandydatem do gry w mistrzu kraju czy może miał pan „lekkie” podejście do piłki i myślał, co będzie to będzie?
Byłem wtedy młodym chłopakiem i dopiero wchodziłem do seniorskiej piłki. Na pewno zawsze, nawet będąc juniorem, podchodziłem jednak do tego wszystkiego poważnie, bo jednak zakochałem się w piłce i to zawsze chciałem w życiu robić! Teraz – można powiedzieć - moje marzenia się spełniają, bo to co robię sprawia mi przyjemność. Taką drogę wybrałem i chcę się jej poświęcić już do końca i naprawdę.

Pod koniec listopada br. odbył pan 3-dniowe testy w Krakowie. Dostrzegł pan jakieś różnice między treningami w Wiśle i Sandecji?
Na pewno tak. Trenowałem tam przez 3 dni m.in. indywidualnie z trenerem bramkarzy i od razu w oczy rzuciło mi się to, że Pawel Primel to dobry fachowiec. Na pierwszym treningu, po pierwszych ćwiczeniach zaczął wytykać mi błędy, które robię i różne takie nawyki, które mam. Teraz staram się robić wszystko tak jak powinno być. Na pewno widać, że gość ma pojęcie i można przy nim wiele zyskać. Obserwując z boku trening pierwszej drużyny, zauważyłem, że tamci piłkarze są bardzo dobrze wyszkoleni technicznie, ale za chwilę pomyślałem sobie też, że przecież nie ma się czego bać, bo to tacy sami ludzie jak i my.

Mają dwie ręce i dwie nogi.
Dokładnie (śmiech).

Ile panu brakuje do Pareiki czy Jovanića?
Tak jak mówiłem na początku, nie lubię się oceniać. Powinien to zrobić ktoś inny.

Miał pan stres w czasie testów?
Jechałem do Krakowa z uśmiechem na twarzy. Na początku, na pierwszych zajęciach może i było trochę stresu. Przemknęła mi gdzieś myśl, że od tych testów może zależeć moja przyszłość, ale później – tak jak przed meczem – zawsze w szatni są nerwy, a gdy wychodzi się na boisko na rozgrzewkę to już jakoś to z człowieka uchodzi. Robię to co potrafię robić, a wtedy przychodzi taka myśl, że na pewno wszystko się uda.

Obecnie czeka pan na sygnał z Krakowa. Takie oczekiwania to zapewne niezbyt komfortowa sytuacja?
Tak, cały czas czekam na wiadomość. Wiem, że po powrocie z Ligi Europy (mecz Wisły z Odense – przyp. red.) trenerzy mieli o mnie rozmawiać z szefostwem klubu. Czekam, lecz nie ma się co podpalać. Bóg nam tam wypisał jakąś drogę i tak jak ma być, tak będzie.

W 2008 roku był pan na testach w Zagłębiu Lubin. Czym różniły się one od tych i czemu nie dostał pan angażu?
Byłem wtedy młodym chłopakiem, panowała moda na takie testy. Zapraszało się dużą grupę młodych chłopaków, następowała selekcja. Na drugie zostałem zaproszony już pod kątem pierwszej drużyny, trenowałem z nimi u boku trenera Kędziory. Byłem podniecony, jeszcze nie znałem smaku seniorskiej piłki, więc mi się to podobało. Rozmawiałem z trenerem Ulatowskim, który powiedział mi wprost, że chce mnie w drużynie, ale szefostwo mojego klubu z szefostwem z Lubina nie doszły do porozumienia.

Wiemy już, że nie lubi się pan oceniać ale i tak zapytam, jest pan gotowy na ekstraklasę? Andrzej Iwan mówi o panu w samych superlatywach, podobnie ludzie z Sandecji na czele z Maksymilianem Cisowskim, byłym młodzieżowym golkiperem Wisły.
Uważam, że… poradziłbym sobie w ekstraklasie bez problemu!

Pytanie innego kalibru. Ma pan jakieś hobby?
Mam dużo czasu, tak jak go mają zwykle piłkarze. Na pewno większość ludzi ma jakieś swoje hobby i ja też je mam. Lubię robić zdjęcia. Nawet niedawno przez pana Darka Grzyba, rzecznika prasowego klubu, został wydany 2 już rocznik Sandecji. Są tam zdjęcia mojego autorstwa, z czego naprawdę bardzo się cieszę. Fotografie przedstawiają naszą drużynę, zawodników „od kuchni”. Zawsze na wyjazd biorę aparat i pstrykam zdjęcia. Po galeriach nie lubię chodzić. Jeśli robię zakupy to raz na pół roku, bo nie lubię tłoku. A tak to co… no obijam się (śmiech).

A jak zaczęła się pańska przygoda z piłką?
Była to przypadkowa sytuacja. Mając 9-10 lat zacząłem grać w klubie. A wszystko rozpoczęło się tak, że w szkole podstawowej nr. 21 odbywały się zawody międzyszkolne a my nie mieliśmy bramkarza. Trener Jacek Ruchała, zapytał mnie - z racji tego, że byłem wyższy od kolegów - czy pójdę na bramkę. Zgodziłem się, zajęliśmy 2 miejsce, zostałem wybrany najlepszym bramkarzem. Wtedy też trener grup młodzieżowych Sandecji podszedł do mnie, zbierał on namiary od wyróżniających się zawodników, zaprosił nas na treningi i tak to się zaczęło. Trenowaliśmy, była dobra ekipa, zdobyliśmy nawet mistrzostwo Polski na turnieju im. Marka Wielgusa. Grał Maciek Korzym, Adrian Basta, było też wielu innych fajnych chłopaków. Miewałem jakieś załamania, bo nie chciałem być bramkarzem, nie podobało mi się to. Nawet w juniorach zmieniałem pozycję i wchodziłem do ataku, strzelałem bramki – to mi się podobało. Oczywiście trenerzy przekonywali mnie bym bronił i powoli, powoli mi się to coraz bardziej podobało i… tak już zostało.

Ostatnie pytanie. A co jeśli jednak opcja wiślacka nie wypali? Za wszelką cenę chce pan odejść z Sandecji już zimą?
I to jest to pytanie, które zostawię bez komentarza (śmiech).

Rozmawiał Remigiusz Szurek, wywiad ukazał się także w serwisie sandecja.naszemiasto.pl oraz tylkopilka.pl

Kibice 2011 roku