menu

Kosanović podtrzymał strzelecką serię. Cracovia wygrała z kończącą w dziewiątkę Lechią

4 grudnia 2013, 19:51 | Daniel Sobolewski

Milos Kosanović w spotkaniu z Lechią podtrzymał strzelecką serię, którą zapoczątkował w starciu z Ruchem. Serb trafił po znakomitej indywidualnej akcji i z rzutu karnego. Piłkarze Lechii byli w stanie zdobyć tylko jedną bramkę. Biało-zieloni mecz kończyli w dziewiątkę po czerwonych kartkach dla Deleu i Mateusza Machaja.

O pierwszej połowie meczu można jedynie powiedzieć tyle, że się odbyła. Obie ekipy wyszły na plac gry z odmiennym nastawieniem. Cracovia starała się konstruować akcje krótkimi podaniami, natomiast gdańszczanie schowani za podwójną gardą wyczekiwali na okazje do kontr. „Pasy” rozgrywały jednak piłkę zbyt powolnie, ślamazarnie, a nawet można powiedzieć, że apatycznie. Brak pomysłu na rozmontowanie defensywy rywali oraz brak umiejętności środkowych pomocników do zagrania prostopadłej piłki spowodował, że Dawid Nowak widząc nieporadność kolegów musiał się cofać po futbolówkę aż pod linię środkową.

Najciekawszym zdarzeniem związanym z pierwszą częścią spotkania była reakcja kibiców Lechii na działania ochrony. Według wstępnych informacji zaprzyjaźnieni z kibicami z Gdańska sympatycy Wisły chcieli wnieść na stadion flagi, które zostały skutecznie zablokowane przez służby porządkowe. W ramach protestu kibice biało-zielonych opuścili swój sektor, w związku z czym przyjezdni grali bez wsparcia swoich fanów.
Po zmianie stron wszyscy mieli nadzieję na lepszą grę obu zespołów. Niestety jak na złość zawodnicy nic nie robili sobie z pragnień zmarzniętych kibiców.

Przełomowym momentem okazała się 64 minuta, kiedy to sprawy w swoje nogi postanowił wziąć najbardziej nieszczęśliwy zawodnik „Pasów” po poprzednim spotkaniu, czyli Milos Kosanović. Obrońca rodem z Serbii przechwycił piłkę na własnej połowie by niczym Cristiano Ronaldo przeprowadzić rajd lewą flanką mijając kolejnych rywali i mocnym precyzyjnym strzałem prawą nogą skierować piłkę w okienko bramki Mateusza Bąka. Akcja popularnego Kosy z pewnością będzie kandydować do miana gola kolejki, ale trzeba sobie zadać pytanie, gdzie byli w tej sytuacji obrońcy Lechii, bo na pewno nie było ich na boisku.

Lechia nie czekając na rozwój wypadków postanowiła zaatakować, ale w poczynaniach podopiecznych Michała Probierza brak było konkretów. Taki stan rzeczy utrzymywał się do 75 min. kiedy akcję dwóch rezerwowych Matsui - Pazio celną główką wykończył Piotr Wiśniewski. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że strzał skrzydłowego gdańszczan wydawał się być bardzo przypadkowy, bowiem wyglądało to tak, jakby piłka po prostu odbiła mu się od głowy i wpadła do siatki obok bezradnego Pilarza.

To nie załamało „Pasów”, które postanowiły spróbować poszukać zwycięskiego gola. Tuż po stracie gola z dystansu uderzył Boljević ale minimalnie nad poprzeczką. Chwilę później świetna akcja Saidiego do spółki z Nowakiem zaowocowała rzutem karnym po faulu na napastniku Cracovii oraz czerwoną kartką dla Deleu. Do piłki podszedł Kosanović i...gol. Stoper „Pasów” uderzył płasko i precyzyjnie przy prawym słupku bramki i wyprowadził swoją drużynę na ponowne prowadzenie w tym meczu. Są to szalone dni w życiu Milosa. W przeciągu trzech dni strzelił cztery gole, pięć jeśli weźmiemy także samobójcze trafienie z Ruchem.

W końcówce czerwoną kartkę zobaczył Machaj i oto Lechia musiała odrabiać straty grając 9 na 11. Przewaga dwóch graczy spowodowała, że gospodarze stanęli w doliczonym czasie przed szansą na dobicie rywali. Konkretnie świetną okazję miał Kita, jednak z bliskiej odległości celował w krótki słupek i ostatecznie przestrzelił. Wkrótce potem sędzia Jarzębak gwizdnął po raz ostatni i Cracovia zainkasowała 3 punkty.


Polecamy