Korona wywiozła komplet punktów z Lubina. Kolejna bramka Przybyły
W pierwszym sobotnim spotkaniu Ekstraklasy Korona Kielce pokonała na wyjeździe Zagłębie Lubin 2:0. Gole dla gości strzelali Siergiej Pilipczuk i Michał Przybyła. Kielczanie, którzy przed sezonem byli wymieniani jako główny kandydat do spadku, wygrali drugi ligowy mecz.
Po przeciętnej inauguracji sezonu, w którym Zagłębie zremisowało u siebie z Podbeskidziem Bielsko-Biała 1:1, trener Piotr Stokowiec postanowił dokonać trzech zmian w wyjściowej jedenastce. Od pierwszych minut zagrali Łukasz Piątek, Jan Vlasko i Łukasz Janoszka, a na ławce rezerwowych zasiedli Krzysztof Piątek i Krzysztof Janus. W kadrze zabrakło Macieja Dąbrowskiego, który cały czas ma szanse na transfer do beniaminka tureckiej Superligi. Jego miejsce na środku defensywy zajął Jakub Tosik, który w 1. kolejce zagrał na skrzydle.
Początek meczu Zagłębie - Korona był wyrównany, ale niezbyt emocjonujący. Mecz tak na prawdę rozpoczął się po tym, jak w 30. minucie Korona wyszła na prowadzenie. Doszło wtedy do niemałej kontrowersji. Sędzia przerwał grę tuż przed polem karnym gospodarzy. Lubinianie sądzili, że odgwizdane zostało niebezpieczne zagranie (zbyt wysoko uniesiona noga) Marcina Cebuli, ale Paweł Gil przyznał piłkę Koronie, ponieważ chwilę później futbolówka trafiła w rękę Jana Vlasko. Do arbitra rzuciło się kilku zawodników Zagłębia, włącznie z kapitanem Konradem Forencem, co postanowili wykorzystać "koroniarze", poprzez szybkie wznowienie. Sędzia jednak nakazał gościom powtórzyć ten stały fragment, co w efekcie przyniosło im gola. Do piłki ustawionej na 17 metrze podszedł Siergiej Pylypchuk i uderzył. Piłka przeleciała tuż nad wyskakującym murem, minęła ofiarnie interweniującego Forenca i zatrzepotała w siatce.
Zagłębie mogło odpowiedzieć osiem minut później. Kapitalnym zagraniem popisał się Janoszka, piłka trafiła do wychodzącego na czystą pozycję Vlasko, ale Słowak nie zdołał pokonać Zbigniewa Małkowskiego. Trzeba powiedzieć, że bramkarz Korony bardzo dobrze wyszedł z bramki, skrócił kąt i odbił to uderzenie w stylu bramkarza z... piłki ręcznej.
Niedługo potem Vlasko wrzucił z rzutu wolnego wprost na głowę Arkadiusza Woźniaka. Ten będąc tyłem do bramki zdołał oddać strzał głową, ale nie był on na tyle mocny, by zaskoczyć Małkowskiego. Stałe fragmenty były zresztą najgroźniejszą bronią obu zespołów w tej części gry. W 45 min po raz kolejny dośrodkowywał Vlasko, ale Lubomir Guldan nieczysto trafił w piłkę. Po pierwszej połowie Korona prowadziła 1:0.
- Dostałem nogą w ramię od Cebuli i to jest faul. Sędzia jednak nie zareagował, a sekundę potem dał Kornie rzut wolny, po którym straciliśmy gola. W końcówce gra się zaostrzyła, ale mamy jeszcze drugą połowę i postaramy się odrobić straty - powiedział w przerwie mocno zdenerwowany Łukasz Piątek.
Na drugą połowę nie wyszedł Zbigniew Małkowski, który pod koniec pierwszych 45 min nabawił się urazu. Jego miejsce między słupkami bramki gości zajął Dariusz Trela i od samego początku miał pełne ręce roboty. "Miedziowi" rzucili się do ataków, ale w dalszym ciągu nie potrafili znaleźć sposobu na bramkarza przyjezdnych.
Zabójczą skutecznością wykazali się za to podopieczni Marcina Brosza. Ich pierwszy celny strzał w drugiej połowie zakończył się bramką na 2:0. Tym razem kapitana Zagłębia pokonał Michał Przybyła, który najwyżej wyskoczył do piłki dośrodkowanej przez Kamila Sylwestrzaka. W tej sytuacji zdecydowanie nie popisali się stoperzy Zagłębia, gdyż Przybyła wbiegł pomiędzy nich.
Nie mający już nic do stracenia beniaminek postawił wszystko na jedną kartę, ale ani rezerwowy Krzysztof Janus (miał dwie bardzo dobre okazje zaraz po wejściu na boisko), ani żaden z innych ofensywnych piłkarzy nie potrafił zmusić do kapitulacji dobrze spisującego się Treli. Korona ograniczyła się do kontrataków, po których często zyskiwała kolejne stałe fragmenty.
W 73. minucie trener Stokowiec zdecydował się na podwójną zmianę, ale ani Eryk Sobków, ani Adrian Rakowski nie zdołali odmienić losów tego spotkania. Co prawda wynik absolutnie nie oddaje tego, co działo się na boisku, ale w piłce nożnej liczy się to, co w sieci, a nie wrażenia artystyczne.
- Cieszę się że, znów trafiłem, ale najważniejsze jest zwycięstwo drużyny. Zaprezentowaliśmy się dobrze pod względem taktycznym i mam nadzieję, że w kolejnych spotkaniach również będziemy punktować - powiedział po meczu Michał Przybyła, który na chwilę obecną, z trzema golami na koncie, jest liderem klasyfikacji strzelców Ekstraklasy.