menu

Korona wyrwała jeden punkt w Bielsku-Białej. Podbeskidzie o krok od czwartej wygranej z rzędu [RELACJA]

4 marca 2016, 19:55 | Przemysław Drewniak

W pierwszym meczu 26. kolejki Ekstraklasy, Podbeskidzie Bielsko-Biała zremisowało przed własną publicznością z Koroną Kielce (1:1). Prowadzenie gospodarzom zapewnił Mateusz Szczepaniak, a wyrównał w końcówce Michał Przybyła.

Podbeskidzie Bielsko-Biała - Korona Kielce
fot. Jakub Ziemianin/Polska Press
Podbeskidzie Bielsko-Biała - Korona Kielce
fot. Jakub Ziemianin/Polska Press
1 / 2

Spotkanie pomiędzy Podbeskidziem i Koroną zapowiadaliśmy jako walkę na błocie „Górali” i „Scyzorów”. W ostatnich latach pojedynki obu drużyn cechowała przede wszystkim twarda, nieustępliwa walka, przy której trzeszczały kości, ale od tego czasu wiele się zmieniło. Choć murawa stadionu w Bielsku-Białej nie zachęcała do gry w piłkę, zawodnicy Podbeskidzia i Korony starali się konstruować swoje akcje cierpliwie, wymieniając podania po ziemi. Dzięki temu spotkanie przy Rychlińskiego oglądało się zaskakująco przyjemnie.

Lepiej radzili sobie będący na fali gospodarze, którzy od początku przejęli inicjatywę. Po pierwszym kwadransie „Górale” stworzyli sobie pierwszą stuprocentową sytuację – do odbitej piłki w polu karnym dopadł Damian Chmiel, ale w sytuacji jeden na jeden trafił w Zbigniewa Małkowskiego, a dobitkę Mateusza Szczepaniaka w sobie wiadomy sposób wybił z linii bramkowej debiutant w barwach Korony, Djibril Diaw. Kielczanie byli w swoich atakach mniej konkretni, bo przed przerwą nie oddali ani jednego celnego strzału.

Bielszczanie udowodnili swoją przewagę w 33. minucie. Będący ostatnio w znakomitej formie Marek Sokołowski zszedł z piłką do środka i sprzed pola karnego huknął lewą nogą w poprzeczkę. Do odbitej futbolówki dopadł Szczepaniak i z bliska głową wpakował ją do siatki, strzelając swojego dziewiątego gola w sezonie, a tym samym czwartego w trzecim kolejnym meczu.

Po zmianie stron wciąż lepsi byli „Górale”, ale nie potrafili podwyższyć prowadzenia. Dwa razy blisko był Mateusz Możdżeń, ale jego pierwszą próbę odbił Małkowski, a przy drugiej bramkarzowi Korony pomógł słupek. Z biegiem czasu Podbeskidzie opadało z sił, zaczęło mylić się w obronie i oddawać inicjatywę rywalom. Podopiecznych Marcina Brosza rozruszał wprowadzony z ławki Bartłomiej Pawłowski, który był bliski wywalczenia rzutu karnego, ale po starciu z Kohei Kato sędzia słusznie nie wskazał na wapno. Groźne strzały po stałych fragmentach gry oddawali Diaw, Sylwestrzak i Sierpina, ale ich uderzenia trafiały wprost w dobrze dysponowanego Emilijusa Zubasa.

W końcówce zmęczeni wtorkowym pojedynkiem z Górnikiem bielszczanie cofnęli się do obrony i Korona w końcu dopięła swego. W 87. minucie po rzucie rożnym do piłki w polu karnym doszedł Michał Przybyła, który ograł Kato i z bliska dał swojej drużynie wyrównanie. W końcówce goście mieli okazje, by jeszcze raz pokonać Zubasa, ale zabrakło im na to czasu. Tym samym Korona przerwała serię trzech kolejnych zwycięstw Podbeskidzia i nie pozwoliła „Góralom” oddalić się w ligowej tabeli.


Polecamy