menu

Korona przegrała z Łęczną i pcha się do 1. ligi. Trzecia z rzędu porażka kielczan

19 maja 2015, 19:51 | Kaja Krasnodębska

Zła passa Korony Kielce trwa w najlepsze. Podopieczni Ryszarda Tarasiewicza przegrali kolejny ligowy mecz, tym razem z Górnikiem Łęczna 1:3. Kielczanie utrudnili sobie walkę o utrzymanie w Ekstraklasie.

Korona Kilce - Górnik Łęczna
fot. Łukasz Zarzycki/Echo Dnia/Polska Press
Korona Kilce - Górnik Łęczna
fot. Łukasz Zarzycki/Echo Dnia/Polska Press
Korona Kilce - Górnik Łęczna
fot. Łukasz Zarzycki/Echo Dnia/Polska Press
Korona Kilce - Górnik Łęczna
fot. Łukasz Zarzycki/Echo Dnia/Polska Press
Korona Kilce - Górnik Łęczna
fot. Łukasz Zarzycki/Echo Dnia/Polska Press
Korona Kilce - Górnik Łęczna
fot. Łukasz Zarzycki/Echo Dnia/Polska Press
Korona Kilce - Górnik Łęczna
fot. Łukasz Zarzycki/Echo Dnia/Polska Press
Korona Kilce - Górnik Łęczna
fot. Łukasz Zarzycki/Echo Dnia/Polska Press
Korona Kilce - Górnik Łęczna
fot. Łukasz Zarzycki/Echo Dnia/Polska Press
Korona Kilce - Górnik Łęczna
fot. Łukasz Zarzycki/Echo Dnia/Polska Press
Korona Kilce - Górnik Łęczna
fot. Łukasz Zarzycki/Echo Dnia/Polska Press
Korona Kilce - Górnik Łęczna
fot. Łukasz Zarzycki/Echo Dnia/Polska Press
Korona Kilce - Górnik Łęczna
fot. Łukasz Zarzycki/Echo Dnia/Polska Press
Korona Kilce - Górnik Łęczna
fot. Łukasz Zarzycki/Echo Dnia/Polska Press
1 / 14

Przed dzisiejszym spotkaniem zarówno Korona jak i goście z Łęcznej mieli na swoim koncie po 20 punktów. Przy minimalnych różnicach w liczbie "oczek" w całej grupy spadkowej, a także małej liczbie kolejek do końca sezonu, oba zespoły jak powietrza potrzebowały zwycięstwa. Tylko ono pozwoliłoby im spać spokojniej, nie bojąc się co przyniosą następne mecze. Dodatkowych motywacji dla piłkarzy, nie było więc potrzeba.

Rozpoczęło się zaskakująco – od szybko zdobytej bramki dla gości. Już w pierwszej minucie piłkarze Górnika mieli okazję wykonać pierwszy rzut rożny. I od razu zamienili go na gola. Dobrze ustawiony w polu karnym Shpatim Hassani pokonał kryjącego go Leandro i umieścił piłkę w siatce.

Ten kubeł zimnej wody na rozpoczęcie nie rozbudził jednak kielczan. Przez następne minuty nie byli oni w stanie nawet wyjść z własnej połowy. Świetnie ustawiona defensywa gości nie wpuszczała ich dalej niż za linię środkową. Również ofensywni piłkarze z Łęcznej nie próżnowali – wciąż kreowali sobie coraz to nowe akcje, próbując zagrozić bramce Vytautasa Cerniauskasa. Mimo wyraźnej przewagi, nie potrafili jednak oddać celnego strzału na bramkę golkipera gospodarzy.

Kielczanie po raz pierwszy na połowę gości wpadli dopiero w 16. minucie. Wieloma próbami dośrodkowań i długich podań wprowadzili tam spory chaos. Dobra postawa i powrót praktycznie wszystkich rywali do obrony sprawiły, że gospodarzom nie udało się przekroczyć magicznej linii pola karnego. Ta sztuka udała im się dopiero kilka minut później, gdy szarżujący z futbolówką przy nodze Jacek Kiełb wywalczył rzut różny dla swojego zespołu. Na krótką chwilę dało to wiatr w żagle kielczanom, co zaowocowało ładnym strzałem Oliviera Kapo i szybką dobitką Marcina Cebuli. Tym razem jednak góra okazał się Sergiusz Prusak.

Kolejne nieudane próby ostudziły zapał gospodarzy, którzy znowu oddali inicjatywę łęcznianom. Na efekty nie musieli czekać długo – po fantastycznej akcji Pawła Sasina lewą stroną, bramkę na dwa do zera zdobył Veljko Nikitović. Serb dobrze ustawiony w polu karnym, bez problemu spokonał Vytautasa Cerniauskasa.

Drugi stracony gol pchnął do gry gospodarzy. Teraz to oni zaczęli dłużej utrzymywać się przy piłce. Całkowicie zepchnęli rywali na ich połowię i zaczęli ostrzelać bramkę Sergiusza Prusaka. Golkiper łęcznian nie dał się jednak zaskoczyć – bez problemu wyjmował strzały Oliviera Kapo czy Przemysława Trytki. Przed samą przerwą do akcji zaczęli ponownie dochodzić goście – tym razem próby Nikitović’a czy Grzegorza Bonina nie przyniosły większych efektów.

Po przerwie na boisko nie wybiegł już kontuzjowany Shpetim Hassani. W jego miejsce pojawił się Miroslav? Bożok. Ta zmiana okazała się strzałem w dziesiątkę. Odkąd tylko Słowak pojawił się na murawie, starał się ciągnąć każdą akcję do przodu. Świetnie rozumiał się z Fedorem Cernychem, co spowodowało wiele chaosu pod bramką Cerniauskasa. Również Korona nie próżnowała z kolejnymi minutami grała coraz bardziej ryzykownie. Wszyscy kielczanie starali się angażować w atakach. Każdy kij ma jednak dwa końce – idąc do przodu, defensorzy kielczan zostawiali duże dziury przed własnym polem karnym, pozwalając przeciwnikom na grę z kontry. Zaowocowało to szybkimi akcjami, piłka wciąż podróżowała spod jednej bramki na drugą, ciesząc oko nielicznie zgromadzonych na trybunach kibiców.

Na kwadrans przed końcem spotkania nadzieję w sercach przybyłych fanów rozbudziło honorowe trafienie gospodarzy. Z szybką kontrą wybiegł Vlastimir Jovanović, podał do Leandro, a ten delikatnie dośrodkował w pole karne, prosto pod nogi Jacka Kiełba. Pomocnik kielczan nie mógł tego zmarnować.

Strzelony gol zachęcił kibiców do wspierania z trybun swoich ulubieńców, a graczy obu drużyn do ataku. Gospodarze spokojnie, dużą ilością podań zaczęli wyprowadzać akcje na bramkę Sergiusza Prusaka, podczas gdy zawodnicy Górnika postawili na grę z kontry. Pierwsze próby kończyły się nieudanie, jednak któraś kolejna przyniosła już upragnione trafienie. Ze świetnym kontratakiem samotnie wybiegł Fedor Cernych. Zupełnie niekryty przez defensorów przeciwników, bez problemu wbiegł w pole karne i pokonał Vytautasa Cerniauskasa.
Po trzecim golu gości wydawało się, że wszystko co najciekawsze w tym spotkaniu, już za nami. Nic bardziej błędnego, w 85. minucie emocje przyniosła decyzja sędziego o posłaniu aż dwóch z zawodników przedwcześnie do szatni. Drugą żółtą kartką za faul ukarany został Lukas Bielak, natomiast czerwony kartonik otrzymał piłkarz Korony, Luis Carlos.

Siły więc pozostały wyrównane. Tak samo też w końcowych minutach prezentowała się gra obu zespołów. Goście, pewni zwycięstwa zwolnili nieco tempo gry i pozwolili rywalom na nieśmiałe ataki na połowie Sergiusza Prusaka. Już nic nie zmieniło końcowego wyniku. Górnik po bardzo dobrym spotkaniu, dołożył kolejną cegiełkę do utrzymania. W Kielcach natomiast powoli zaczęło robić się gorąco. Teraz z przestrachem i w smutnych nastrojach, piłkarze Tarasiewicza oglądać będą starcie Zawiszy.