Korona nie przegrywa na wyjazdach. A we Wrocławiu nawet wygrała [RELACJA, ZDJĘCIA]
Nie pomogła wrocławianom przerwa reprezentacyjna. Podopieczni Tadeusza Pawłowskiego nie wygrali czwartego meczu z rzędu. Przełamali się za to gracze Korony Kielce, którzy ostatni raz zgarnęli pełną pulę prawie dwa miesiące temu. Dzisiaj udało im się to za sprawą Airama Cabrery.
Oba zespoły zaczęły spotkanie bez większych niespodzianek. Być może trochę tylko zaskoczył trener Marcin Brosz, posyłając do boju Nabila Aankoura za plecami Airam Cabrery, co miało być receptą na fatalną passę kielczan bez gola. W Śląsku od pierwszych minut zameldował się na skrzydle Jacek Kiełb, który miał pogrążyć Koronę, niepokonaną do tej pory na wyjeździe. Po rozpoczęciu gry szybko okazało się, że trener Tadeusz Pawłowski poprzesuwał trochę klocki. Piotr Celeban ustawiony był na prawej obronie, a Paweł Zieliński powędrował na na prawe skrzydło. Flavio Paixao natomiast zajął miejsce za plecami Bilińskiego.
Pierwsze minuty wyrównane, choć może ciut lepsze wrażenie sprawiał Śląsk. Ciężko jednak było wrocławianom przedostać się przez zasieki kielczan. Pierwszy z dystansu próbował Flavio, ale piłka ugrzęzła w nogach obrońców, po chwili z dystansu uderzył Rafał Grzelak, ale lekko i w środek bramki Mariusza Pawełka. W 15. minucie goście mogli objąć prowadzenie. Po rzucie rożnym Łukasza Sierpiny głową strzelał Radek Dejmek, ale piłka minęła o metr bramkę gospodarzy. W 21. minucie Śląsk miał doskonałą okazję na objęcie prowadzenia. Zbigniew Małkowski wybił piłkę wprost pod nogi Tomasza Hołoty, ten zgrał do Kamila Bilińskiego i napastnik gospodarzy chyba niepotrzebnie wślizgiem próbował zagrać na bok do Flavio. Skończyło się na strachu. Cztery minuty później Kiełb dośrodkował za mocno do Flavio, choć sytuacja była obiecująca.
W 30. minucie z woleja uderzał Hołota, ale za słabo, by zaskoczyć Małkowskiego. Po chwili po kontrze i podaniu Kiełba, mocno z ostrego kąta strzelał Biliński, ale bramkarz Korony był na posterunku, a do odbitej piłki najszybciej doskoczył Maciej Wilusz. W 34. minucie niespodziewanie Korona objęła prowadzenie. Sędzia podyktował dziwną jedenastkę po zagraniu Flavio ręką i Airam Cabrera strzałem w środek bramki pokonał Pawełka.
W 38. minucie mogło być już po meczu. Mariusz Pawelec podał do Adama Kokoszki, a stoper wrocławian potknął się o własne nogi i piłka trafiła do Sierpina i ten znalazł się sam na sam z Pawełkiem. Bramkarz Śląska obronił strzał nogami. W 42. minucie kolejna świetna akcja Korony zakończona dośrodkowaniem Sierpiny na głowę Aankoura, ale jego strzał wybił z linii bramkowej Dudu Paraiba.
Minęły dwie minuty i Pawłowski wyszedł sam na sam z Pawełkiem i znowu bramkarz Śląska obronił nogami strzał zawodnika Korony. Dobijał Cabrera, który trafia w spojenie słupka z poprzeczką. W ostatniej akcji pierwszej połowy gospodarze niespodziewanie mogli wyrównać. Z wolnego uderzył Kiełb, Małkowski odbił piłkę przed siebie. Do dobitki doskoczył Hołota i uderzył głową na pustą bramkę. Piłka trafiła w słupek, a potem w stojącego na pozycji spalonej Flavio. Sędzia bramki słusznie nie uznał. I całe szczęście, bo Śląsk był słabiutki i Korona powinna prowadzić trzema czy nawet czterema bramkami.
Druga połowa rozpoczęła się identycznie jak pierwsza zakończyła. Vlastimir Jovanović świetnie podał do Pawłowskiego i ten znalazł się znowu oko w oko z Pawełkiem. I ponownie przegrał ten pojedynek z bramkarzem. Kilka minut później z dystansu uderzał Kiełb, ale w sam środek bramki Małkowskiego.
Gospodarze dłużej utrzymywali się przy piłce, ale niewiele z tego wynikało. Brakowało im sytuacji podbramkowych. Swojej okazji doczekali się dopiero w 80. minucie. Dudu dośrodkował z rzutu wolnego, Małkowski popełnił błąd piąstkując piłkę i Biliński z pięciu metrów uderzył nad bramką. Chwilę później po ofiarnej interwencji Michała Bartkowiaka, Biliński ponownie strzelał, ale bardzo niecelnie. Do końca meczu próbował atakować Śląsk, ale bez pomysłu i do końca meczu wynik nie uległ już zmianie. Śląsk przegrał u siebie z Koroną 0:1.