menu

Piech znowu trafia dla Zagłębia. Kolejna porażka Korony

21 września 2013, 22:22 | Jakub Choderny, msz

Zagłębie Lubin odniosło drugie zwycięstwo w sezonie, oddalając się od strefy spadkowej, podczas gdy pokonana przez "Miedziowych" 2:0 Korona Kielce ciągle zamyka tabelę ekstraklasy. Trzecią bramkę, w trzecim meczu dla Zagłębia zdobył dzisiaj Arkadiusz Piech.

O pierwszej części spotkania należałoby przede wszystkim powiedzieć to, że się odbyła. Niewiele więcej. Choć gwoli ścisłości trzeba oddać to, że dosłownie w ostatnich sekundach zawodnicy zmazali trochę to niekorzystne wrażenie. Tym niemniej piłkarze obu drużyn nie zaprezentowali wielu ciekawych i składnych akcji i nie przez przypadek grały ze sobą zespoły, które w tym sezonie głównie rozczarowują. W tym popisie niefrasobliwości nieco lepiej w pierwszych minutach prezentowali się goście, którzy stwarzali większe zagrożenie pod bramką rywala, ale nic z tego nie wynikało.

Tymczasem zawodnicy Zagłębia nie mieli żadnego pomysłu na to, jak "ugryźć" przeciwnika. Typowy mecz walki - to najlepsze określenie tego, co obserwowaliśmy w pierwszej połowie. W 26. minucie dość niespodziewanie do bramki trafił Arkadiusz Piech, ale gol nie został uznany. Wcześniej arbiter dopatrzył się pozycji spalonej. Jak pokazały powtórki, słusznie. Jeśli ktoś miał nadzieję, że ta sytuacja ożywi nieco boiskowe wydarzenia, to musiał się potwornie rozczarować, ponieważ w kolejnych minutach wciąż królowała niedokładność, brak pomysłu i brak sytuacji. W ostatnim kwadransie nieco śmielej do ataku ruszyli gospodarze, ale wciąż bez powodzenia.

Pochwalić trzeba aktywnego Arkadiusza Piecha, który był jednym (jedynym?) z wyróżniających się zawodników. W 35. minucie ten właśnie piłkarz miał swoją okazję, ale źle przyjął piłkę i niebezpieczeństwo zostało zażegnane. Po chwili przytomnie zachował się Małkowski, który swoim wyjściem w porę zatrzymał akcję lubinian.

W 38. minucie strzałem z dystansu próbował zaskoczyć Kwiek, ale bezskutecznie. Kiedy wydawało się, że do przerwy nie wydarzy się już nic godnego uwagi, to na listę strzelców wpisał się wszędobylski Piech, który znakomicie zgubił trzech przeciwników i z zimną krwią dał swojej drużynie prowadzenie. Po chwili arbiter zakończył pierwszą połowę.

Początek drugiej części spotkania to przewaga gości, którzy czym prędzej próbowali doprowadzić do wyrównania. Kolejne dośrodkowania Golańskiego nie przyniosły jednak efektu. Tymczasem w 63. minucie Korona mogła dopiąć swego. Świetnym, dalekim podaniem popisał się Golański, piłkę przejął Pilipczuk, który minął już Gliwę i mógł unieść ręce w geście radości, ale futbolówkę niemal z linii bramkowej wybił Vidanov. To powinna być bramka!

Kilka minut później raz jeszcze przypomniał o sobie Golański, który dobrze dośrodkowywał, ale strzał jednego z kielczan okazał się niecelny. W tym fragmencie gry Korona prezentowała się zdecydowanie lepiej, natomiast gospodarze ograniczyli się głównie do obrony korzystnego rezultatu. Warto dodać, że mieli przy tym sporo szczęścia. Wraz z upływem czasu podopieczni trenera Pachety nie atakowali już z taką werwą, a gra się wyrównała. W 78. minucie to lubinianie przeprowadzili dobrą akcję, ale piłka po strzale Jeża trafiła tylko w boczną siatkę.

Kilka minut później losy spotkania zostały rozstrzygnięte, a Zagłębie zdobyło drugiego gola. Tym razem na listę strzelców wpisał się Dorde Cotra, który wykorzystał podanie i ładnym strzałem po ziemi z ok. 16. metrów pokonał golkipera Korony Kielce.

W 88. minucie gospodarze mogli jeszcze podwyższyć prowadzenie, ale tym razem z dobrej strony pokazał się Małkowski, który instynktowną interwencją po dośrodkowaniu Cotry zdołał sparować futbolówkę. Goście kończyli mecz w dziesiątkę, ponieważ drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę obejrzał Malarczyk za faul na Piechu, który wychodził z kontrą. Do końca meczu wynik nie uległ już zmianie i ostatecznie Zagłębie pokonało Koronę 2:0. W Kielcach wciąż nie mają powodów, by przestać tęsknić za trenerem Ojrzyńskim.


Polecamy