Lotto Ekstraklasa. Michał Miśkiewicz, bramkarz Korony: -Gdybym zawalił, na dłużej byłbym schowany do szafy
W meczu Korony Kielce z Miedzią Legnica, który zakończył się bezbramkowym remisem, bramki Korony strzegł Michał Miśkiewicz. To był jego debiut w Koronie w meczu ekstraklasy.
fot. Fot. Dorota Kułaga
-Jestem zadowolony, bo dla bramkarza priorytet to nie stracić bramki. Po tak długim czasie nie było łatwo wejść do bramki w miejsce Matthiasa Hamrola, który do tej pory bardzo dobrze się spisywał. Aczkolwiek, jeżeli trener od bramkarzy mówi ci wprost, z wiarą w oczach, że jesteś dobrze przygotowany, to nie mogło być inaczej, tylko dobrze się zaprezentować. Ja też w to uwierzyłem. Do tego musiała dojść koncentracja, żeby nie zrobić głupich błędów. W takim meczu koncentracja musiała być na maksa - mówił Michał Miśkiewicz.
-Nie spodziewałem się, że będę miał tyle pracy. Myślałem, że jak gramy u siebie, to zdominujemy Miedź, a było, niestety, odwrotnie. Przed meczem mówiliśmy, żeby wygrać, bo bardzo nam na tym zależało, ale nie udało się. I trzeba być zadowolonym z tego, co jest - dodał.
-Wszyscy na treningach pracujemy równo. Ja - nie ukrywam - nie przyszedłem po to, żeby przez pół roku posiedzieć na ławce, a później odejść. Chcę grać i pokazywać się. Dla mnie to była niespodziewana sytuacja, że ja wystąpiłem w meczu z Miedzią. Gdybym zawalił mecz, to długo mógłbym być schowany w szafie. A że poszło w miarę OK, to myślę, że trener będzie miał temat do myślenia. Myślę, że tym występem wysłałem sygnał do sztabu szkoleniowego - powiedział Michał Miśkiewicz.
[B]POLECAMY RÓWNIEŻ:[/B]
ZOBACZ TEŻ: Sportowy flesz filmowy. Którzy sportowcy mają najwięcej dzieci?