Kontra Pogoni i gol Murawskiego w ostatniej minucie zabrały Wiśle zwycięstwo (ZDJĘCIA)
W 33. kolejce T-Mobile Ekstraklasy Wisła Kraków zremisowała u siebie z Pogonią Szczecin 2:2. Gole dla gospodarzy strzelali Semir Stilić i Mariusz Stępiński, a dla gości Adam Frączczak i Rafał Murawski, który trafił w doliczonym czasie gry.
Dla Wisły Europa zaczyna się na Szczecinie - "Biała Gwiazda" dalej buja w obłokach i marzy o pucharach, dlatego żeby szybko znaleźć się w zasięgu podium, trzeba było pokonać Pogoń. Tę samą, która po fatalnym początku rundy finałowej najszybciej spośród wszystkich pretendentów wywiesiła białą flagę, jeśli chodzi o walkę o najwyższe cele. Przed wyjazdem Czesław Michniewicz obiecywał zaangażowanie do samego końca - wbrew tym zapowiedziom, w środę nowy trener "Portowców" wolał dać się wyhasać drugoplanowym piłkarzom, dlatego miejsce między słupkami szczecińskiej bramki dość niespodziewanie zajął Dawid Kudła, a spotkanie od pierwszej minuty rozpoczęli Michał Walski i Takafumi Akahoshi.
Ten brak presji w obozie gości nie przełożył się ani na nonszalancję, ani na lenistwo, dlatego pierwsza do głosu doszła Pogoń - zamiast Walskiego, albo odświeżonego Akahoshiego, do pracy wziął się etatowy snajper Łukasz Zwoliński i tuż po pierwszym gwizdku sędziego znalazł się z piłką w polu karnym "Białej Gwiazdy". Zdawało się, że napastnik Pogoni pomagał sobie ręką przy przyjęciu, jednak Maciej Sadlok nie czekał na decyzję sędziego i ofiarnie zablokował strzał. Przytomne odegranie Akahoshiego do Zwolińskiego z 16. minuty było precyzyjne jak cięcie samurajskiego miecza - całe szczęście dla Michała Buchalika, mimo sporego handicapu Zwoliński przegrał pojedynek z golkiperem.
Do pewnego czasu Wisła miała do zaoferowania w zamian tylko egoistyczne szarże Jeana Barrientosa - komunikacja Urugwajczyka z kolegami nie układała się tak, jak należy. "Portowcy" w dodatku sprezentowali gospodarzom kilka rzutów wolnych, z których żaden nie wywabił z bramki Dawida Kudły - każda piłka zagrana przez Semira Stilicia lub Dariusza Dudkę szybko grzęzła gdzieś między obrońcami. Więcej szczęścia mógł mieć Maciej Sadlok - w firmowym ataku na połowie rywala wiślak podkręcił piłkę metr obok okienka. Rozprężona Pogoń dała się zaskoczyć gospodarzom w 43. minucie, gdy bramkową akcję prostopadłym podaniem do Macieja Jankowskiego rozruszał Boban Jović. "Jankes" przedłużył zagranie Słoweńca na jedenasty metr - przyczajony Stilić wykonał egzekucję z zimną krwią i pokonał Kudłę pewnym strzałem.
Wynik tej połowy był o tyle zwodniczy, że do przerwy maszyna Moskala nie była dobrze naoliwiona - wiślacy mylili się przy prostych podaniach, a z wyjątkiem akcji zwieńczonej golem brakowało płynności pod bramką rywala. Szansa na rehabilitację nadarzyła się kilka minut po zmianie stron - w 51. minucie Rafał Boguski przebojem wdarł się w pole karne Pogoni i stracił piłkę dopiero po interwencji na granicy przepisów w wykonaniu Wojciecha Golli. Za te tarapaty głową bardzo szybko zapłacili młodzi Kun i Walski, przy czym zmiana tego pierwszego okazała się zbawienna sekundy po tym, jak zastąpił go Adam Frączczak. Wiślacka obrona w osobach Jovicia i Arkadiusza Głowackiego była kompletnie bezradna, gdy Janota i Zwoliński zmontowali kontratak, który skończył się bramką Frączczaka - dość powiedzieć, że bliźniaczo podobną do tej Stilicia.
Nie minęła nawet godzina gry, co niezawodnie zwiastowało więcej emocji - o te zadbała rozochocona bramką Pogoń. "Portowcy" wycięli wiślacki środek pola w pień i popisali się kilkoma niebezpiecznymi atakami, z których najgroźniejszy zakończył się kolejnym pojedynkiem Zwoliński-Buchalik. Tym razem bramkarz Wisły przegrał z napastnikiem Pogoni, ale płaski strzał niedoszłego strzelca niemal z samej linii bramkowej wybił opanowany Sadlok. Czas mijał, a rozczarowując bezzębni wiślacy nie byli w stanie przeważyć szczecinian żadną błyskotliwą kontrą - gdyby nie ostatnia roszada Kazimierza Moskala, nadzieje na więcej niż jeden punkt stopniałyby jeszcze przed dramatyczną końcówką.
Pod koniec meczu Wisła przeważyła gości szczęśliwym golem - centrę Jovicia fatalnie próbował odbić Maksymilian Rogalski i w praktyce wypracował pewną główkę superrezerwowemu Mariuszowi Stępińskiemu. Zamiast bezcennej wygranej Moskal odnotował jednak kolejny remis, bo w piątej doliczonej minucie meczu "Portowcy" przeprowadzili zabójczą kontrę zwieńczoną dramatycznym golem Rafała Murawskiego po podaniu Akahoshiego - zanim wbił piłkę do pustej bramki, kapitan Pogoni dziecinnie łatwo ograł obrońców i samego Michała Buchalika.
Tym sposobem dzięki wygranej w Zabrzu "Białą Gwiazdę" zluzowała Lechia Gdańsk - na krętej drodze do europejskich pucharów przed krakowianami już niemal wyłącznie starcia z absolutnym ligowym topem, co po nieoczekiwanym remisie w potyczce z Pogonią niesłychanie komplikuje życie Kazimierzowi Moskalowi i jego podopiecznym.