Komentarze po meczu Górnik Łęczna - Raków Częstochowa
W niedzielne popołudnie Górnik Łęczna pokonał przed własną publicznością Raków Częstochowa 2:1. Ten rezultat sprawił, że zielono-czarni do ostatniej kolejki sezonu będą liczyć się w walce o utrzymanie w Nice I lidze. Dlatego w ich szeregach po meczu panował umiarkowany optymizm.
fot. KK
Paweł Sasin (Górnik Łęczna):
To był ciężki mecz. O ile przed przerwą mieliśmy piłkę przy nodze, to w drugiej połowie brakowało nam utrzymania przy futbolówce. Dlatego musieliśmy sporo biegać za rywalami, ale chwała nam za konsekwentną grę i zwycięstwo, po którym nadal liczymy się w grze o ligowy byt. Walczymy do końca i cały czas wierzę, że jeszcze będziemy świętować pozostanie na tym poziomie rozgrywkowym. Najważniejsze, że pokonaliśmy Raków, bo gdyby tak się nie stało, to moglibyśmy całkowicie stracić szanse na utrzymanie. Za tydzień zrobimy swoje, a później będziemy nasłuchiwać wieści z innych stadionów.
Andrzej Niewulis (Raków Częstochowa):
Z mojej perspektywy to nieudany mecz, ponieważ przegraliśmy. Gramy przecież po to, żeby zwyciężać i nieważne, czy mieliśmy jeszcze jakieś szanse czy nie. Cały czas wierzyliśmy w nasze cele i walkę o awans, ale niestety to już za nami. Wracając do meczu, to wiedzieliśmy, że Górnik będzie chciał grać w piłkę i ustawi się wysoko. Tak to właśnie wyglądało, chociaż na początku w miarę nieźle operowaliśmy futbolówką. Później wkradły się własne błędy, a rywale tylko na to czekali i wyprowadzali ciosy. Najpierw był ten nieszczęsny rzut karny, a później szybko udało nam się odrobić stratę. Myślę, że kluczową sprawą było utrzymać remis do przerwy, ale tak się nie stało. W drugiej połowie Górnik mądrze się ustawił, bronił i czekał na kolejne kontry. Graliśmy cierpliwie i chcieliśmy stworzyć jakieś sytuacje, lecz za dużo ich nie wypracowaliśmy i dlatego przegraliśmy na tym ciężkim terenie.
Bogusław Baniak (trener Górnika Łęczna):
Powiem szczerze, że jestem pod wrażeniem postawy Rakowa Częstochowa w tym meczu. To oznacza, że piłka nie umarła. Niezależnie od miejsca w tabeli, rywale grali do końca i gdyby zabrali nam możliwość walki o utrzymanie to nie miałbym o to pretensji. To mnie cieszy, bo za nami mecz, który do końca trzymał w napięciu moje serce i kibiców oraz zestresowanych zawodników. Raków nieprzypadkowo niemal do końca liczył się w walce o awans. Naprawdę w Rakowie została zrobiona perfekcyjna robota jeżeli chodzi o system i jego wdrożenie. Do systemu 4-3-3 jest trudno w polskiej lidze się zaasekurować. Ja wybrałem dzisiaj manewr z 4-2-3-1, mając ogromne problemy w składzie, bez Bonina i z zejściem Pitrego. To była właściwie demonstracja cech wolicjonalnych i zredukowania systemu Rakowa, a później już nie cierpieliśmy i chcieliśmy strzelić bramkę. Plan na silnego przeciwnika po prostu nam się powiódł i się z tego cieszę. Zostaliśmy w grze i pokazaliśmy w Polsce, że od jakiegoś czasu nie powinniśmy być tam, gdzie jesteśmy, ale tak można mówić o każdym zespole. Cieszy również następny wygrany mecz u siebie i coraz większa wiara kibiców, którzy wcześniej się od tej drużyny odwrócili. Górnik będzie walczył w ostatniej kolejce o utrzymanie, a mógł już nie mieć takiej możliwości dwa lub trzy tygodnie temu. Podsumowując, gratuluję Rakowowi postawy w tym sezonie, a trenerowi Papszunowi kapitalnego dobrania systemu do zawodników. Myślę, że jeżeli by udało mi się Górnika - i oby to nie zabrzmiało jak trenerski odjazd - chciałbym, żebyśmy rywalizowali w takich meczach walcząc za rok o Ekstraklasę.
- Jak wygląda sytuacja zdrowotna wspomnianych przez pana zawodników?
Bonin wypadł na pięć tygodni. I powiem szczerze, że to taka dziwna sprawa, bo myśmy go "otejpowali" i wydaje się, że fizjoterapeuci nie popełnili żadnego błędu, a jest napuchnięty i ma chrupiący staw skokowy. Przez najbliższe tygodnie będzie miał w ogóle tylko same zabiegi i zobaczymy jak to się zakończy. Ja mu współczuje, bo on wczoraj o kulach dał córkę do komunii, a był z nami dzisiaj, więc szacun dla kapitana. Pitry zagrał na własną prośbę. Prezesi zrobili zgrupowanie, którego nie było od lat. Poznałem jeziora lubelskie. Ze zdrowiem jest słabo, jeżeli chodzi o kontuzje podstawowych zawodników, ale młody zarząd robi wszystko, żeby mi pomóc. Nie ukrywam, że walczymy. A jaki będzie tego efekt, trudno powiedzieć. Bolą mnie kontuzje, choć nie szukam winy, gdzie leży przyczyna tych kontuzji, bo bym za dużo powiedział. Pitry chyba nie będzie gotowy na Katowice, ale jeszcze ciężko ocenić. Mnie też ten mecz kosztował wiele zdrowia i cieszę się, że sztab szkoleniowy, pomimo tego, że zbuntowana i może taka trochę ordynarna - choć nie mam tu na myśli Sławka Nazaruka - to godnie zastępuje mnie z "życiem" na ławce. Fajna sprawa.