Klątwa Barcelony na Anoeta trwa. Tym razem przybrała imię Geronimo Rulliego
FC Barcelona przegrała w meczu wyjazdowym z Realem Sociedad 0:1. Bramkę na wagę trzech punktów dla gospodarzy zdobył już w 5. minucie meczu Mikel Oiarzabal. W ten sposób Sociedad przedłużył znakomitą passę kolejnych zwycięstw z Katalończykami na swoim stadionie. Ekipa z San Sebastian od czterech meczów wygrywa, a od sześciu nie przegrywa z katalońskim potentatem.
Barcelona jest liderem hiszpańskiej Primera Division. Oprócz tego w ostatnich dniach przeżywała ciężkie chwile związane z porażką z Realem Madryt i arcytrudnym meczem w Lidze Mistrzów z Atletico Madryt. Dodatkowo, za cztery dni Katalończycy zagrają rewanż z Atletico, w związku z czym media zwracały uwagę, że niektórzy piłkarze mogą być już myślami przy tym meczu. Te spekulacje uciął trener Realu Sociedad na przedmeczowej konferencji prasowej: − Na wielkość Barcelony w ostatnich latach składa się nie tylko wielkość zawodników i trenerów, lecz także intensywność ich gry i koncentracja, jaką wkładają w każde spotkanie. Jednak zawodnicy obu drużyn mieli w głowach coś jeszcze − świadomość, że Barcelona od 2007 roku nie wygrała z Realem Sociedad na jego stadionie.
Mówi się, że takie szczegóły nic nie znaczą, że każdy mecz jest inny. I zapewne jest w tym trochę prawdy. Jednym zdaniem − klątwa Anoety dla Barcelony nie istnieje. Jednak już po pięciu minutach żaden z kibiców "Blaugrany" nie dałby sobie ręki uciąć, że klątwy nie ma. Wystarczyła jedna akcja, po której Xabi Prieto dośrodkował piłkę z prawego skrzydła w pole karne, gdzie precyzyjnym strzałem głową popisał się Mikel Oiarzabal.
Od tej pory Barcelona przeszła do ofensywy i jeszcze przed końcem pierwszej połowy miała przynajmniej trzy dobre sytuacje na wyrównanie stanu meczu. Nie udało się wykorzystać ani jednej, co jest zasługą kapitalnie broniącego w tym spotkaniu Geronimo Rulliego. Trzeba jednak przyznać, że goście nie prezentowali się tak dobrze w ofensywie, jak zazwyczaj. Wyraźnie było widać brak Luisa Suareza, który ściągał na siebie uwagę obrońców rywali, robiąc miejsce Messiemu czy Neymarowi. Inna sprawa, że Neymar był tego dnia wyraźnie w słabszej dyspozycji. W sumie Brazylijczyk dał się zapamiętać tylko z dwóch powodów − pięknego strzału z rzutu wolnego, po którym piłkę na rzut rożny wybił Rulli, i faulu w ataku, za który sędzia mógł spokojnie pokazać mu żółtą kartkę.
Messi miał za to kilka okazji do zdobycia gola, ale w pewnym momencie chyba stracił wiarę w to, że będzie w stanie pokonać swojego rodaka, broniącego bramki Realu Sociedad. Sposób, w jaki 24-latek obronił uderzenie "La Pulgi", musiał wzbudzić uznanie nawet u najbardziej wybrednego kibica. Podobnie było zresztą w 87. minucie. Rulli był tego dnia nie do pokonania. W efekcie Barcelona po raz szósty z rzędu nie wygrała i po raz czwarty z kolei przegrała na stadionie Anoeta. Tak, klątwa trwa, tylko tym razem przybrała imię Geronimo Rulliego.