Dlaczego padła zgoda Legia – Pogoń? Komu zależy, ten wie i nie pyta [KOMENTARZ]
„Kumaci” mieli spodziewać się zakończenia zgody pomiędzy Legią a Pogonią przynajmniej od powrotu z Rzymu po meczu Wojskowych z Lazio, reszta dowiedziała się w piątkowy wieczór. Oficjalnie obie grupy kibicowskie o rozstaniu poinformowały w sobotę, dolewając tylko oliwy do ognia. Brak jakiekolwiek argumentacji po dwudziestu latach trzymania sztamy rozsierdził wielu fanów ze stolicy i Szczecina. Tylko czy słusznie?
fot. Jarosław Kamiński
Oj, sporo dzieje się na przestrzeni ostatnich tygodni w kibicowskim światku. Fatalna w skutkach wyprawa Śląska do Hiszpanii zakończona zawieszeniem działalności Stowarzyszenia Kibiców, potem informacja o finiszu działalności najprężniejszej z tego typu organizacji, Wiary Lecha. W międzyczasie pokazowa walka z chuligaństwem w wykonaniu wojewodów w formie zamykanych stadionów… A teraz kolejny huk, koniec zgody Legi z Pogonią. Zaskoczeni?
Tak bawili się fani obu klubów jeszcze kilka tygodni temu, czy przed rokiem:
Potężne racowisko przy Łazienkowskiej
Słynne „Ja uwielbiam ją” przy Twardowskiego
Oprawa „15 lat chłopaku na turystycznym szlaku”
Grupy kibicowskie, zarówno Portowców jak i Wojskowych, decyzje podały w lakonicznych oświadczeniach, w których jedyną informacją odnośnie okoliczności zakończenia zgody jest jej pokojowy charakter. W sieci szybko pojawiło się kilka wersji wydarzeń, mających obrazować ostatnie stosunki na linii Szczecin – Warszawa. Według naszych informacji, najbardziej prawdopodobnym powodem zerwania sztamy są napięcia, spowodowane konfliktem między fanami Pogoni, a Zagłębia Sosnowiec, czyli kolejnej zgody warszawiaków. Legioniści w tym nietypowym układzie tkwili od kilkunastu lat, będąc niejako między młotem, a kowadłem. Ale nie zawsze tak było.
W ostatnich dniach kwietnia 1995 (rok po ponownym zawarciu sztamy Wojskowych z Pogonią) w legijnej knajpie „Źródełko” została zawarta zgoda pomiędzy kibicami Pogoni a Zagłębia. Przyjaźń? Zdecydowanie bardziej rozsądek, ale i do czasu. Stosunki dość szybko się popsuły, a sztama przerodziła się w kosę. Najgłośniejsza zadyma między szczecinianami a sosnowiczanami miała miejsce miała pięć lat temu, gdy gospodarze spalili flagę fanklubu gości z Jaworzna. Spośród 400-osobowej grupy Portowców, kilkadziesiąt osób sforsowało bramę i wdało się w bijatykę z policją oraz chuliganami Zagłębia, wspieranymi przez bielski BKS. W konsekwencji mundurowi zatrzymali wtedy 22 przyjezdnych i 4 miejscowych, a na kluby zostały nałożone surowe kary.
Legioniści starali się nie opowiadać po żadnej ze stron na zasadzie neutralności, która budziła mieszane uczucia, a nawet i pretensje. Te ostatnie miały się nasilić po niedawnym wyjeździe do stolicy Włoch. W Wiecznym Mieście oprócz warszawiaków stawili się zwaśnieni szczecinianie i sosnowiczanie, wraz z przyjaciółmi z Bielska-Białej. Tych drugich było więcej, doszło do utarczek, a Wojskowi ponownie byli bierni wobec wydarzeń. To miało przeważyć. Ponadto dochodzi szereg mniejszych napięć pomiędzy grupami, oraz brak większej zażyłości w kibicowskiej współpracy, jak choćby podczas wyjazdów. Liczne stawianie się podczas eskapad przyjaciół to jeden z podstawowych obowiązków zgodowicza. Tutaj było z tym słabo, ostatnia większa integracja miała miejsce podczas finału Pucharu Polski w Bydgoszczy w 2010 roku (Portowców wspomagało ponad tysiąc legionistów). Wspólne świętowanie na trybunach podczas meczów swoich drużyn to za mało.
Wiele o samej zgodzie mówi i sposób jej odnowienia przed dziewiętnastoma laty. Bo choć wzajemnych przyjaźni z obu stron oraz plotek o powrocie zgody wówczas nie brakowało (warszawiacy bratali się ze szczecinianami już w latach 60’ i 80’), to skromna jak na dzisiejsze realia grupa w sumie nieco ponad stu warszawiaków w kwietniu 1994 roku wybierała się do Szczecina z obawami, aby przy tym restaurowaniu sztamy nie dostać po zębach. Legioniści po dotarciu pod stadion spotkali grupę powitalną gospodarzy, by po kilku chwilach nerwowej niepewności wymienić kilka barw i małą flagę „Warsaw Fans Hooligans” na barwówkę z Gryfem. Ale to jeszcze nie oznaczało przybicia zgody, i to bynajmniej, bowiem wśród Portowców zdania co do reaktywowania sztamy były do tego stopnia podzielone, że doszło między nimi nawet do sporej awantury. A była ona efektem uzależnienia zawarcia zgody od wymiany poglądów wśród doświadczonej wyjazdowo starszyzny Pogoni. Podczas pierwszej połowy na stadionie słychać było z sektorów gospodarzy za równo pieśni pochwalne kierowane pod adresem Legii jak i bluzgi. W przerwie doszło do ostrej konfrontacji pomiędzy zwolennikami obu opcji, ostatecznie zwyciężyła grupa zwolenników zgody. I tak to się zaczęło.
Kto więcej traci na zerwaniu zgody? Szczecinianie, warszawscy fanatycy to przecież ścisła krajowa czołówka, jeśli nie liderzy, pod względem ultras, dopingu i wyjazdów. Czyli najważniejszych aspektów kibicowskiej działalności. Portowcy tymczasem uchodzą za autsajderów, choć ostatnio akurat nieźle pokazali się na wyjeździe w Poznaniu czy podczas meczu z Wisłą, prezentując piękną oprawę.
Komu zależy, ten wie i nie pyta
Tylko po co ta cała konspiracja, wszystkiego trzeba się domyślać. Kolejne dni będą przynosić coraz to bardziej nieprawdopodobne wieści na temat okoliczności zerwania zgody, mącąc fanom w głowach. Nie można było tego w oświadczeniu po postu wyjaśnić? Ale czy też jest taka konieczność, tak naprawdę szczegóły sprawy dotyczą stosunkowo wąskiego grona kibiców…
Bo ile przyjaźni w zgodach, a ile rozsądku? Tego i tego po trosze. W na ogół wrogim kibicowskim światku warto mieć kompanów nie tylko ze swojego podwórka, ale i innych miast. Choćby w kontekście wspólnych wyjazdów czy zabawy. A już najlepiej, jeśli łączy z nimi szczera przyjaźń, będąca gwarantem zgody. Wiele postronnych osób właśnie tej prawdziwej braterskości nie widzi, a nawet zarzuca jej profanacje. Bo dlaczego, jeśli do Poznania przyjeżdżają kibice Cracovii, to mogą stanąć w jednym sektorze z lechitami, a wiślacy muszą zasiadać w sektorze gości za kordonami policji? Ze względu na barwy klubowe, szanowane lub znienawidzone. A przecież po meczu, gdy fani chowają barwy i mieszają się na mieście konflikty znikają, bo rzadko kto pozna nieprzyjaciela czy nawet przyjaciela bez koszulki czy choć szala. Więc całe te kibicowskie zgody oparte na przyjaźni to pic na wodę, fotomontaż?
No właśnie, nie do końca. W przypadku większości zgód, ich podwaliny lub co najmniej jeden z istotnych warunków ich powstania, stanowią prywatne znajomości, przyjaźnie pomiędzy fanami z dwóch miast, pielęgnowane przez lata hektolitrami alkoholu i wspólnymi przygodami. Z czasem przyjaźnie rozrastają się, zataczają coraz szersze kręgi, ale stosunkowo rzadko (czy też stanowią nikły procent) wychodzą poza obręb młyna. W przeważającej mierze to osoby kibicowsko aktywne, fanatycy, członkowie stowarzyszeń i ultrasi bratają się ze swoimi odpowiednikami z innych stadionów, decydując o zawarciu zgody, jej podtrzymywaniu i ewentualnym zerwaniu. Te dziesiątki, czy setki (ale już raczej na pewno nie tysiące) fanatyków określają więc nastawienie wobec fanów innych klubów, pozostałych biernych dziesiątek tysięcy kibiców swojego klubu, ograniczających się często wobec zgody głównie do brania udziału w meczach przyjaźni na własnym stadionie.
I właśnie na ogół ci kibice demonstrują na forach swoje niezadowolenie wobec decyzji o zerwaniu sztamy, skandując „Braci się nie traci” i jednocześnie żądając szerszej informacji.
Tutaj demokracja zupełnie sprawiedliwe nie ma jednak zastosowania, aktywna mniejszość decyduje o postawie biernej większości, tyle. Nie dziwota więc, że oświadczenia kibiców Pogoni i Legii są tak skąpe w szczegóły, bowiem kto spośród fanów Portowców ma przyjaciół w Warszawie (lub na odwrót), doskonale wie dlaczego drogi obu grup się rozeszły. A przeważająca reszta fanów, utrzymująca jedynie kontakt wzrokowy ze zgodą podczas wspomnianych spotkań przyjaźni, musi zadowolić się mizernym komunikatem, wprost proporcjonalnym do swojego wkładu, w utrzymanie sztamy…