menu

Kazimierz Moskal: Wisła miała niezłą rundę. Z Sandecją powalczę o utrzymanie w lidze

22 grudnia 2017, 17:15 | Piotr Tymczak

Kazimierz Moskal wraca na trenerską ławkę, poprowadzi ekipę z Nowego Sącza. Były szkoleniowiec m.in. „Białej Gwiazdy” ocenia postawę zespołów w ekstraklasie.


fot. Andrzej Banas

- Jak z Pana zdrowiem?

- Już wszystko jest w porządku. Minęło sześć miesięcy od wstawienia endoprotezy biodra, po zabiegu nie ma już śladu. Podreperowałem trochę zdrowie, nie ma już bólu, nie ma przeciwskazań, żeby nawet biegać.

- Niedawno został Pan trenerem Sandecji Nowy Sącz. Perspektywa powrotu na boiska ekstraklasy to zapewne radosny świąteczny prezent?

- Jeśli ktoś przez całe życie jest przy piłce, to ciężko wysiedzieć w domu. Niespodziewanie pojawiła się oferta z Sandecji. Można było wyczytać w internecie, że różni kandydaci się przewijali. Pojechałem na rozmowy i doszliśmy do porozumienia.

- Jakie zadania przed Panem postawiono?

- Nikt nie ukrywa, że celem numer jeden jest utrzymanie się w ekstraklasie. To duże wyzwanie dla mnie, zespołu i zarządu klubu. Zrobimy wszystko, aby się powiodło.

- Potrzebne są wzmocnienia?

- Oczywiście, że chcemy aby przyszło kilku zawodników, którzy podniosą poziom i rywalizację w drużynie. Na pierwszy rzut oka Sandecja to doświadczona drużyna. To ma swoje plusy, ale zdajemy sobie wszyscy sprawę, że wiek już nie pozwala tak szafować siłami. Trzeba tak opracować treningi, aby tych zawodników przez cały czas utrzymywać w optymalnej dyspozycji. Chcemy też wzmocnić kadrę piłkarzami, którzy podniosą jakość. Chcielibyśmy sprowadzić graczy do każdej formacji.

- Obecna Sandecja mogła postarać się o lepszy wynik w dotychczasowych rozgrywkach ekstraklasy?

- Myślę, że Sandecji, jako beniaminkowi, przed sezonem nikt nie wróżył wielkich wyników. Początek był naprawdę niezły. Nie wiem, czy później drużynę złapała zadyszka, czy jeszcze trudy gry w pierwszej lidze w poprzednim sezonie dały o sobie znać i trochę punktów uciekło. Inny beniaminek, Górnik Zabrze jest rewelacją rozgrywek. W poprzednim sezonie w pierwszej lidze to Sandecja zdecydowanie wygrała rywalizację, a Górnik zapewnił sobie awans dopiero w ostatnim meczu. W polskiej piłce wszystko może się zdarzyć.

- Zapewne śledził Pan rozgrywki ekstraklasy. Co było największym zaskoczeniem?

- Jak już wspomniałem - postawa Górnika, a do tego Korony Kielce. Natomiast rozczarowaniem jest na pewno postawa Pogoni Szczecin, nie spodziewałem się, że tak to będzie wyglądało. Także Cracovii oraz Śląska Wrocław, wobec którego były większe oczekiwania.

- A jaka jest ocena Wisły Kraków, która zawsze jest bliska Pana sercu?

- Myślę, że trzeba ocenić ją pozytywnie. Ostatnie mecze na własnym boisku nie były takie, jak wszyscy oczekiwali. Gdyby wyniki w nich były inne, to pozycja Wisły byłaby dużo lepsza. Ale oceniam pozytywnie tę rundę w wykonaniu „Białej Gwiazdy”.

- Władze Wisły zdecydowały się jednak na zmianę trenera.

- Zawsze, gdy w meczach u siebie traci się punkty, to jest żal i szuka się przyczyn. Myślę, że Wisła jest na niezłym miejscu, patrząc na to, jacy zawodnicy byli do dyspozycji, jakie były problemy, jeżeli chodzi o kontuzje. Byłem trochę zaskoczony zwolnieniem trenera Kiko Ramireza w takim momencie.

- Napastnik Wisły Carlos Lopez robi w lidze furorę. Jak Pan to skomentuje?

- To zawodnik, który ma wielkie możliwości i duży potencjał. Oglądając mecz, czasem odnosiłem jednak wrażenie, że grał dość nonszalancko. Nie wiem, czy wynikało to z tego, że za bardzo wierzył w swoje umiejętności i próbował efekciarskiego grania. Czasem kończyło się to niepotrzebnymi stratami, ale jest to zawodnik, który ma niesamowitą łatwość, zdolność do wygrywania sytuacji jeden na jeden, dochodzenia do okazji bramkowych. Jego transfer, jak i jego grę, należy ocenić na duży plus.

- Gdyby Wisła teraz straciła Carlitosa z powodu transferu, to byłoby to dużym utrudnieniem w walce o utrzymanie miejsca w górnej ósemce?

- Na pewno tak, patrząc na to, że zdobywał wiele bramek decydujących o zwycięstwach Wisły. Nie jest łatwo znaleźć piłkarza, który w pojedynkę decyduje o losach meczu. Wiadomo, że nie sam Carlitos wygrywa, bo drużyna grała dobre mecze, ale to hiszpański napastnik stawiał kropkę nad „i”. Gdyby nie on, to nie wiadomo czy niektóre spotkania nie zakończyłyby się remisami albo porażkami. To Carlitos strzelał bramki i można powiedzieć, że naganiał punkty Wiśle.

- Na jakich nowych zawodników Wisły jeszcze zwrócił Pan uwagę?

- Podbała mi się gra Vullneta Bashy, to solidny zawodnik, który potrafi grać w piłkę. Z nowych zawodników wraz Carlitosem najbardziej zapadł mi w pamięci.

- A jeżeli chodzi o Sandecję, to kogo by Pan wyróżnił?

- Nie chcę się tego podejmować, żeby kogoś nie skrzywdzić. Ale nie da się nie zauważyć postawy bramkarza Michała Gliwy.

- Jest Pan zaskoczony in minus wynikiem w rundzie jesiennej innej drużyny, którą prowadził Pan w przeszłości, czyli Bruk-Betu Termaliki Nieciecza?

- Trochę tak. Na pewno po awansie do pierwszej ósemki w poprzednim sezonie wszyscy liczyli na dużo więcej. Kadra tego zespołu jest szeroka, dosyć wyrównana. Początek był jednak fatalny, pogubili punkty i później było ciężko nadrabiać straty. W takich sytuacjach potrzebna jest seria zwycięstw, aby wywindować się w górę tabeli. Myślę, że wszyscy oczekiwali na więcej, ale w tym zespole też były rotacje, więc też potrzebują trochę czasu.

- Dla Pana będzie to zapewne sentymentalny powrót, bo Sandecja rozgrywa swoje mecze w Niecieczy
?

- Tak się złożyło. Natomiast wszyscy woleliby, żeby zespół grał w Nowym Sączu. Tam na pewno zespół czuje się zdecydowanie lepiej, mocniej. Na pewno w Nowym Sączu byłoby na meczach więcej kibiców i większe wsparcie. Z niecierpliwością wszyscy więc czekają na to, aby Sandecja grała na swoim stadionie.

- Wśród rozczarowań wymienił Pan też Cracovię.

- W tej drużynie doszło praktycznie do rewolucji w składzie. Pewnie nikt się nie spodziewał, że takie będą wyniki po tym jak zespół objął Michał Probierz. To też pokazuje, że nie ma patentu na to, że zawsze będą sukcesy. Trzeba pracować, wyciągać wnioski i pewne rzeczy dostosowywać do warunków, do tego jaki ma się potencjał zawodników. Czas będzie działał na korzyść Michała Probierza i Cracovii, ale na pewno wszyscy oczekiwali czegoś więcej. Myślę też, że zapewne inna byłaby ocena Cracovii, gdyby nie ostatnie wysokie zwycięstwo z Górnikiem Zabrze. To spotkanie wywróciło wszystko do góry nogami, pokazało, że każdy może wygrać z każdym. Teoretycznie skazana na pożarcie Cracovia łatwo pokonała Górnika.

- Wróćmy jeszcze do Pogoni, którą trenował Pan w poprzednim sezonie. Zna Pan dobrze tych zawodników, co się stało, że minioną rundę skończyli na ostatnim miejscu w tabeli?

- Patrząc na skład, to jeżeli coś się zmieniło w Pogoni przed sezonem, to tylko na plus, w takim sensie, że przybyło jakości. Do tego zespołu doszli Łukasz Załuska, Lasza Dwali, Dariusz Formella. To zawodnicy, którzy potrafią grać w piłkę. Nie wiem więc co się stało z tym zespołem, ciężko to wytłumaczyć. Wszyscy mieli tam wielkie oczekiwania po przyjściu trenera Macieja Skorży. Tam aspiracje są bardzo duże, wszyscy chcieliby, aby Pogoń grała w europejskich pucharach, ale się okazało, że nawet po przyjściu trenera, który miał ogromne sukcesy wcześniej w innych klubach coś się zacięło i już trudno było z tego wyjść. Wiem, że w Pogoni są cierpliwi ludzie i nikt tam nie myślał o tym, aby trenera Skorżę zwalniać, ale w końcu do tego doszło, bo nie widzieli już innego wyjścia.

- Dla Sandecji najważniejszy będzie udany start w rundzie wiosennej?

- Trzeba zrobić wszystko, aby zdobyć jak najwięcej punktów przed podziałem ligi na dwie grupy. Myślę, że później będzie walka do samego końca.

- Będzie też mecz, w którym poprowadzi Pan Sandecję przeciwko Wiśle?

- Tak, tak. Nie uciekniemy od tego. Będę robił wszystko, aby wygrać.


Polecamy