menu

Kazimierz Moskal chce, żeby jego Sandecja wreszcie wygrała, ale Wisła awansowała dzięki wynikom innych meczów

4 kwietnia 2018, 21:58 | Bartosz Karcz

– Liczę przede wszystkim na to, że poziom determinacji będzie znacznie większy po naszej stronie. To są w jakimś stopniu derby. Może nie mają takiej rangi, jak derby Krakowa, ale jednak jest to prestiżowe starcie. Dlatego musi być wola walki z naszej strony, ogromne zaangażowanie. Jeśli tego nie będzie, to nawet nie mamy o czym marzyć w starciu z Wisłą – mówi trener Sandecji Nowy Sącz Kazimierz Moskal, w przeszłości długoletni piłkarz i trener „Białej Gwiazdy”.


fot. Arkadiusz Gola

– Bardzo zmartwiło się Pan, że Wisła Kraków w meczu z Lechem Poznań nie zapewniła sobie na sto procent miejsca w pierwszej ósemce po sezonie zasadniczym?
– Myślę, że Wisła i tak w pierwszej ósemce się znajdzie i to bez względu na wynik meczu z nami. Nie sądzę, żeby tak się wyniki innych spotkań ułożyły, żeby „Biała Gwiazda” straciła miejsce w górnej części tabeli. Przed Arką jest ciężkie derbowe spotkanie z Lechią. Zagłębie Lubin też nie będzie miało łatwego zadania na Cracovii. Myślę, że przynajmniej w jednym z tych spotkań padnie wynik korzystny dla Wisły.

– Gdyby jednak Wisła choć zremisowała z Lechem, to na mecz z Sandecją nie jechałaby z „nożem na gardle”.
– Szczerze mówiąc, to nie wiadomo, co lepsze dla nas – czy jakby przyjechali na luzie, czy jednak z presją, że nie są jeszcze pewni miejsca w ósemce.

– Sandecja z tym „nożem na gardle” gra od dłuższego czasu. Mecz w Zabrzu z Górnikiem, zremisowany 2:2, chyba pozwolił wlać w wasze serca nadzieję, że może być lepiej w kolejnych spotkaniach.
– Niby tak, tylko, że w naszej sytuacji rozegranie dobrego spotkania, zakończonego remisem, niewiele nam daje. My musimy myśleć przede wszystkim o tym, żeby się przełamać. Musimy uwierzyć, że potrafimy te mecze wygrywać. To jest nasz główny problem. Od początku wiedzieliśmy natomiast, że czeka nas walka pewnie do samego końca o utrzymanie. Dopóki będzie istniała taka szansa, broni nie złożymy.

– Piłkarze, choćby ostatnio Dawid Szufryn, twierdzą, że problem leży w ich głowach. Nawet gdy strzelacie bramkę, tak jak w Zabrzu, to każdy boi się, żeby gola zaraz nie stracić. Trudno jest o spokój w grze. Pan też tak to widzi z pozycji trenera?
– To jest problem już od jesieni, od wielu spotkań. W wielu meczach brakuje nam tego spokoju. Pracujemy nad tym ciężko na treningach, ale musi to wreszcie znaleźć przełożenie na mecz. Nie chcę mówić, że brakuje nam szczęścia, bo jemu też trzeba umieć pomóc. Taką blokadę psychiczną, „pospinanie” zawodników, widać jednak choćby w błędach indywidualnych. My czasami popełniamy takie, jakie nie powinny przytrafić się na poziomie ekstraklasy.

– Jest w Panu, w drużynie wiara, że jesteście w stanie z tej bardzo trudnej sytuacji wyjść obronną ręką, czy widzi Pan już w zespole objawy zniechęcenia?
– Ja wciąż wierzę, że się utrzymamy. Dopóki są matematyczne szanse na utrzymanie, to nie można tej wiary tracić. Zawodnicy pochodzą tak samo do sprawy. Wciąż liczymy, że w kolejnym meczu przyjdzie przełamanie. Oczywiście, gdy to się nie dzieje, jest dzień, dwa po meczu takie zniechęcenie. Trzeba w takiej sytuacji skoncentrować się na pracy i odbudowywać wiarę w to, że kolejnym razem już się uda.

– Teraz przed wami wspomniany mecz z Wisłą. Jak Pan odbiera zespół „Białej Gwiazdy”, który zmienił nieco styl pod kierunkiem Joana Carrillo?
– Nie wiedziałem meczu z Legią, bo akurat wracaliśmy wtedy ze swojego spotkania. Wszyscy zachwycali się jednak, że Wisła zagrała bardzo dobre spotkanie. Później oglądnąłem tylko fragmenty, bramki i rzeczywiście było się czym zachwycać. Przyszedł jednak mecz z Lechem i już takiego polotu w grze nie było. O tym, jak Wisła gra, decyduje przede wszystkim Carlitos, a także Jesus Imaz. Na pewno jest to drużyna, która ma duży potencjał. Ma jednak również swoje problemy, bo nie wszyscy są jeszcze przygotowani, żeby pokazywać sto procent swoich możliwości. Mam tutaj na myśli choćby Petara Brleka, który wrócił z Włoch do Wisły i nie gra tak dobrze, jak przed odejściem do Serie A. Mnie bardzo podobał się również Vullnet Basha, który wypadł ze składu z powodu kontuzji. Wiem, że już zaczął trenować, ale nie był jeszcze w „osiemnastce” na ostatni mecz. Wisła zmieniła ustawienie i myślę, że ten zespół potrzebuje czasu, żeby w pełni do tego systemu się przystosować.

– W Sandecji gra Jakub Bartosz, wypożyczony z Wisły i widać, że okazał się wzmocnieniem Pańskiego zespołu. Będzie Pan mógł z niego skorzystać w sobotę, czy Wisła zagwarantowała sobie, że przeciwko niej Bartosz grać nie będzie mógł?
– Zapis w umowie między klubami jest taki, że Sandecji nie stać na to, żebym wystawił Kubę na ten mecz. Na pewno jednak sporo wnosi do naszej gry. Przed przyjściem do Sandecji lepiej znał go Maciek Musiał, który przyglądał się Kubie jeszcze w Wiśle. Ja natomiast nawet dziwiłem się, że on nie dostaje więcej szans w zespole „Białej Gwiazdy”. Do nas zimą dotarła wiadomość z trzeciej ręki, że jest możliwość wypożyczenia Kuby. I nie zastanawialiśmy się długo, czy warto wykonać taki ruch. W każdym meczu on potwierdza, że warto było się zdecydować na to wypożyczenie.

– Jakiego meczu spodziewa się Pan w sobotę?
– Liczę przede wszystkim na to, że poziom determinacji będzie znacznie większy po naszej stronie. To są w jakimś stopniu derby. Może nie mają takiej rangi, jak derby Krakowa, ale jednak jest to prestiżowe starcie. Dlatego musi być wola walki z naszej strony, ogromne zaangażowanie. Jeśli tego nie będzie, to nawet nie mamy o czym marzyć w starciu z Wisłą.

– Dla Pana mecze z „Białą Gwiazdą” wciąż niosą dodatkowy dreszczyk emocji? Pamiętam, że gdy prowadził Pan Pogoń Szczecin i ograł Wisłę 6:2, nie okazywał Pan szczególnej radości z tak efektownego zwycięstwa.
– To nie tak. Cieszyłem się ze zwycięstwa, bo to przecież moja praca i zawsze chcę wygrywać. Sympatii do Wisły natomiast nigdy nie ukrywałem i ukrywał nie będę. Wszyscy wiedzą przecież, jak mocno z tym klubem byłem związany i ile udało mi się w nim przeżyć pięknych chwil. Teraz jednak zrobię wszystko, żeby to Sandecja wygrywała. Wierzę, że stać nas będzie na to, żeby nie pozwolić rozpędzić się Wiśle. Myślę, że uda nam się stworzyć kilka sytuacji, wykorzystać je i w końcu wygrać. Tak czasami losy w życiu się plotą, że scenariusze są różne.

– To jaki jest idealny scenariusz Kazimierza Moskala na sobotni mecz?
– Taki, żebyśmy po ostatnim gwizdku mogli powiedzieć, że zrobiliśmy absolutnie wszystko, co w naszej mocy, żeby wygrać. Dla mnie idealnie byłoby, gdybyśmy cieszyli się po tym spotkaniu ze zwycięstwa, a Wisła dzięki wynikom z innych stadionów z awansu do pierwszej ósemki.

Tutaj znajdziesz więcej informacji o Wiśle Kraków

Follow @sportmalopolska

Sportowy24.pl w Małopolsce


Polecamy