Każda passa kiedyś się kończy. Miedź wygrała w Katowicach
Nie na mecz Polska – RPA, lecz na Bukową, wybrała się mała grupka fanów katowickiej GieKSy. Co zobaczyli? Porażkę swojego zespołu, po trzech zwycięstwach z rzędu. Powody do zadowolenia mogą mieć podopieczni Bogusława Baniaka, bowiem po średnim występie, dopisali do swojego dorobku komplet punktów.
Do dzisiejszego pojedynku przy Bukowej, oba zespoły podchodziły z trwającymi passami. GKS wygrał trzy ostatnie mecze, a Miedź w dwóch poprzednich nie zaznała smaku zwycięstwa. Dodatkowo legniczanie przegrali dwa ostatnie pojedynki na wyjazdach. Teraz po tych seriach nie ma już śladu.
Na przedmeczowej rozgrzewce kontuzji doznał Mateusz Kamiński, przez co z pewnością ciśnienie podniosło się Rafałowi Górakowi. Szkoleniowiec GieKSy w meczowej kadrze nie miał innego zdrowego środkowego obrońcy, stąd decyzja o wstawieniu na stopera Damiana Kaciczaka. Były gracz Ruchu Radzionków wypadł bardzo dobrze. Łatał dziury w defensywie po Adrianie Napierale i do jego postawy żadnych zastrzeżeń mieć nie można.
Spotkanie z animuszem rozpoczęli gospodarze. Mimo niskiej frekwencji (ok. 1000 osób) i braku tradycyjnego zorganizowanego dopingu, katowiczanie szybko odnaleźli właściwy rytm. GieKSa imponowała kreatywnością w środkowej strefie i szybkością przeprowadzanych akcji. Wyborne okazje w pierwszych kilkunastu minutach zmarnowali: wspominany „Kaczka”, Przemysław Pitry i Arkadiusz Kowalczyk. Uderzenia dwóch ostatnich zawodników w dobrym stylu odbijał Aleksander Ptak.
W 21. minucie GKS ostatni raz groźnie zaatakował przed stratą gola. Na lewej stronie piłkę otrzymał Krzysztof Wołkowicz, wbiegł w pole karne i płasko uderzył. Futbolówka po rykoszecie od jednego z defensorów Miedzi, wylądowała tylko na bocznej siatce.
Niemal cały okres przygotowawczy z GieKSą spędził Wojciech Łobodziński. Fuzja katowickiego klubu z Polonią Warszawa nie doszła do skutku, a popularny „Łobo” zadeklarował, że mógłby zostać w GKS-ie, gdyby zespół planował walkę o Ekstraklasę. Ostatecznie z powodu zakazu transferowego, zawodnik podpisał kontrakt, ale z Miedzią. To właśnie Łobodziński wykorzystał zamieszanie w polu karnym miejscowych w 27. minucie i płaskim uderzeniem pokonał młodego Macieja Wierzbickiego.
Dziesięć minut później mogło być już po meczu. Zbigniew Zakrzewski otrzymał idealną piłkę na 8. metrze, z powodu złego ustawienia katowiczan, miał mnóstwo czasu na zapytanie bramkarza, z którego rogu chce wyjąć piłkę. „Zaki” jednak myślał za długo, Wierzbicki skrócił kąt i uratował swój zespół w beznadziejnej sytuacji.
Kolejne minuty również należały do gości. Techniczny strzał tuż zza pola karnego Łobodzińskiego wybronił golkiper GieKSy, a Mariusz Zasada nie sfinalizował indywidualnego rajdu celnym uderzeniem. W pierwszej odsłonie dużo uwag do sędziego miał szkoleniowiec przyjezdnych Bogusław Baniak, ale z wyniku mógł być zadowolony.
Tuż po przerwie obejrzeliśmy prawdziwy festiwal kontuzji. Tylko kilkuminutowy występ zaliczył wprowadzony Grzegorz Goncerz, któremu odnowił się uraz. W drużynie Miedzi z bólu zwijali się Zakrzewski i Adrian Woźniczka. O płynności w grze nie mogło być mowy, a w chaosie nieco lepiej odnajdywała się GieKSa. W 55. minucie Pitry wpadł w polu karne, lecz mocno naciskany przez wracającego obrońcę, nie ustał na nogach. Kibice GKS-u domagali się jedenastki, jednak Jarosław Przybył nie użył gwizdka.
W 65. minucie trybuny opustoszały. Kilkuset miejscowych kibiców wybiegło z „Blaszoka” i trybuny głównej przed stadion. Po chwili dołączył do nich kordon policjantów. Po kilku minutach część widzów zaczęła wracać na swoje miejsca.
GKS starał się uratować jeden punkt. Szczęścia próbowali Napierała i Kowalczyk, ale w obu próbach zabrakło kilku metrów precyzji. Goście na dobre skupili się na kontrach i obronie korzystnego rezultatu. Niezbyt ciekawy po przerwie obraz gry ożywił nieco Pitry, celnie główkując w 75. minucie. Na posterunku był jednak Ptak, który zaczekał na piłkę na linii bramkowej.
Kilka minut później po dośrodkowaniu Pitrego i główce jednego z graczy GieKSy, piłka odbiła się od poprzeczki, następnie za linią bramkową i wróciła w pole. Gospodarze zaczęli świętować, spiker puścił piosenkę oznaczającą zdobycie gola, a sędzia… nie uznał ewidentnego trafienia. Nie pomogła burza gwizdów.
Katowiczanie rzucili wszystkie siły do ataku i do końca walczyli o zmianę rezultatu. Tuż przed końcem, to jednak Miedź dobiła rywala. Jedną z kontr zainicjował najlepszy na boisku Piotr Madejski, a w szesnastce zahaczył go powracają Pitry. Z wykonaniem rzutu karnego żadnego problemu nie miał Marcin Nowacki, który ustalił rezultat.