Kapitalny spektakl w Zabrzu! Górnik przegrywał 0:2, ale odrobił straty i pokonał Wisłę
Znakomite widowisko zafundowali kibicom zgromadzonym na stadionie w Zabrzu piłkarze Górnika i Wisły Kraków. Druźyna "Białej Gwiazdy" prowadziła już 2:0, ale w ciągu 22 minut dała sobie strzelić trzy gole. Przy pierwszym trafieniu zabrzan nie popisał się sędzia liniowy, który nie dostrzegł ewidentnej pozycji spalonej Prejuce'a Nakoulmy.
W porównaniu do ostatniego meczu Bogdan Zając zmienił tylko środkową obronę swojego zespołu. Tylko, czy aż? Występujących w Poznaniu od pierwszej minuty Wełnickiego i Pandżę zastąpili Łukasiewicz i Gancarczyk. Brak stabilizacji na najbardziej newralgicznej pozycji – środku defensywy – to stały element w Górniku w tym sezonie. Franciszek Smuda zmuszony był do jednej roszady, ale także w kluczowej strefie boiska – na szpicy nie mógł zagrać bowiem Paweł Brożek. Na tej pozycji zastąpił go Rafał Boguski, a na skrzydle pojawił się Paweł Stolarski. To spory policzek dla Patryka Małeckiego, który nie jest ostatnio w formie i również początek tego spotkania zmuszony był oglądać z perspektywy siedzącej.
Przed pierwszym gwizdkiem kibice z Zabrza dość jednoznacznie wyrazili swój brak aprobaty dla bardzo prawdopodobnego przejęcia Górnika przez Ryszarda Wieczorka. W klubie czternastokrotnych mistrzów Polski kończy się tym meczem pewna era. Era, która rozpoczynała się jeszcze w pierwszej lidze, a kończy, gdy Górnik znajduje się na podium Ekstraklasy. Zabrzanie, którzy chcieli godnie się pożegnać z całym sztabem szkoleniowym odchodzącym do reprezentacji, rozpoczęli to spotkanie nerwowo. Efektem tego była przewaga gości w pierwszych minutach, z której jednak nic oprócz pozytywnego wrażenia nie wynikało. Wiślacy gubili się na trzydziestym metrze od bramki Steinborsa i nie oddawali na nią strzałów. Stopniowo do głosu zaczęli dochodzić gospodarze, którym kilka razy udało się skonstruować niezłe akcje na dużej szybkości, ale za każdym razem tracili oni piłkę w najważniejszym momencie. Mecz był toczony w szybkim tempie, ale mnóstwo było prostych strat po obu stronach. Impas przerwał w 11 minucie Mączyński, który oddał pierwszy celny strzał w tym spotkaniu. Miśkiewicz jednak pewnie interweniował. Chwilę później serca kibiców z Zabrza mogły na chwilę stanąć, gdy Guerrier wyszedł praktycznie sam na sam ze Steinborsem. Akcję przerwał gwizdek sędziego sygnalizujący spalonego, ale nie zapobiegło to zderzeniu obu zawodników. Golkiper zabrzan długo nie podnosił się z murawy i przez moment wydwało się, że będzie musiał zostać zmieniony. Wszystko jednak zakończyło się dla niego szczęśliwie.
W 20 minucie wreszcie mieliśmy sporo emocji. W wyniku kontry Wisły w dogodnej sytuacji znalazł się Boguski. Piłka po jego strzale została jeszcze muśnięta przez Steinborsa i zatrzymała się na słupku. Kilkanaście sekund później obrońcom gości urwał się Nakoulma. Jego rajd został zakończony już w polu karnym przez obrońcę Wisły. Mecz zaczął nabierać rumieńców, a piłkarze przemieszczali się spod jednej bramki pod drugą. Po dwudziestu minutach pełnych nieporadności w końcu mieliśmy na co popatrzeć. Kilka minut później szybki atak Górnika rozprowadził Zachara, piłkę na skrzydle pociągnął Nakoulma, podał ją idealnie do Madeja, który na szesnastym metrze miał sporo czasu i miejsca. Uderzył jednak minimalnie obok słupka. Sześćdziesiąt sekund później mieliśmy dobrą akcję ze strony gości. Po strzale Guerriera piłkę na rzut rożny sparował Steinbors.
I był to najbardziej kuriozalny korner tego sezonu. Piłkę wrzucał Garguła, zdawała się ona lecieć wprost do koszyczka golkipera zabrzan. Ten, zamiast pewnie ją złapać, jakimś cudem... wrzucił ją sobie do bramki. Konsternacja przy Roosevelta, Steinbors autorem bramki samobójczej. Górnik znów zmuszony do odrabiania strat. Wisła nabrała wiatru w żagle – podopieczni Smudy raz po raz groźnie atakowali, a „Trójkolorowi” przypominali mocno obijanego boksera. Nawet jednak ten bokser potrafił odpowiedzieć – Zachara kapitalnie podał na dobieg do wychodzącego Olkowskiego, który wbiegł w pole karne i wyłożył piłkę do Przybylskiego. Ten w sporym tłoku uderzył nieczysto i w efekcie futbolówkę złapał Miśkiewicz. Jak wykazały powtórki, pretensje obrońców gości były uzasadnione, bo Olkowski znajdował się na widocznym spalonym.
Chwilę później w teatralny sposób – nie po raz pierwszy w tym spotkaniu – upadał Guerrier. Sędzia nie ukarał jednak Haitańczyka żółtym kartonikiem. Zabrzanie mieli szansę po rzucie rożnym bitym przez Mączyńskiego, ale uderzenie głową Kosznika minęło słupek. W odpowiedzi z narożnika pola karnego uderzał Stolarski, jednak wprost w Steinborsa. Tym razem golkiperowi udalo się zatrzymać piłkę lecącą wprost w jego ręce. Dosłownie kilkadziesiąt sekund później z naprawdę groźnym kontratakiem ruszyli goście, jednak w najważniejszym momencie Garguła podawał zbyt mocno ze skrzydła do dobrze ustawionego Boguskiego, który udanie zastępował w ataku Pawła Brożka. Był bardzo często pod grą, dużo dawał zespołowi i szukał okazji do zdobycia gola. Nie zawsze jednak koledzy kierowali do niego futbolówkę, jakby nie ufając do końca w jego możliwości. Pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 1:0 dla Wisły, który odzwierciedlał chyba to, co działo się na boisku przy Roosevelta. Wisła była lepszym zespołem, bardziej konkretnym i miała większe zaufanie do własnych umiejętności, a Górnik? Górnik bez Nawałki po raz kolejny zaprezentował się bezbarwnie. Tak, jakby nie miał kto wstrząsnąć piłkarzami...
Już w pierwszej minucie po przerwie groźnie zaatakowali zabrzanie. Piłkę z boku pola karnego dostał Nakoulma. Jego nieudane dośrodkowanie prawie zamieniło się w perfekcyjny strzał pod poprzeczkę, jednak golkiper Wisły z najwyższym trudem wybił piłkę ze światła bramki. Nie dało się jednak ukryć, że na drugą połowę podopieczni Zająca wyszli z animuszem i sporą motywacją. Przez kilka minut praktycznie zamknęli gości na ich połowie, nie potrafili jednak udokumentować tej przewagi golem, tak bardzo im potrzebnym. Chwila naporu szybko jednak przeminęła i gra znów się wyrównała. Choć... Właściwie to nie wyrównała. Mieliśmy już bowiem 2:0 dla gości. Świetną prostopadłą piłką popisał się Garguła, Guerriera głową poza polem karnym uprzedził Steinbors, jednak uczynił to na tyle niefortunnie, że ta trafiła do Boguskiego. Zanim golkiper wrócił do bramki, napastnik Wisły ładnie przymierzył w długi róg. Steinbors rozpaczliwie obronił to uderzenie, ale piłka dotarła do Guerriera, który nie miał kłopotów z umieszczeniem piłki w siatce. I gdy wydawało się, ze jest po meczu, Górnik momentalnie odpowiedział. Po ładnej akcji zabrzan futbolówka trafiła pod nogi Przybylskiego, który z narożnika pola karnego uderzył na tyle mocno, że Miśkiewicz wypluł piłkę przed siebie. Dopadł do niej Zachara, piłka po rykoszecie od Głowackiego dotarła ostatecznie do Nakoulmy, który nie miał prawa nie zakończyć tej akcji golem z najbliższej odległości. Trzeba jednak przyznać, że strzelec bramki znajdował się na widocznym nawet z trybuny prasowej spalonym, który nie został jednak odgwizdany.
Górnik nie ustawał w odrabianiu strat, czego wyrazem była zmiana Bogdana Zająca – ofenswny pomocnik Łuczak zmienił środkowego obrońcę, Łukasiewicza. Zabrzanie raz po raz atakowali na bramkę Miśkiewicza, zdecydowanie przejmując teraz inicjatywę w tym meczu. Brakowało jednak groźnych uderzeń, które zmusiłyby golkipera Wisły do wysiłku. W międzyczasie na boisku pojawił się Małecki, który miał nieco odciążyć defensorów Białej Gwiazdy. W 71 minucie padł gol wyrównujący. Kapitalną akcję przeprowadził z kontry Górnik - lewym skrzydłem urwał się Małkowski, który świetnie zagrał przez całą szerokość boiska do Nakoulmy, ten przytomnie zgrał piłkę do Zachary, a napastnik Górnika pewnym strzałem pokonał Miśkiewicza. Mieliśmy w Zabrzu nieprawdopodobne emocje, zapowiadał się pasjonujący ostatni kwadrans. Gospodarze nie zwalniali tempa – to Wisła była teraz w odwrocie. Aktywny był Zachara, dobrze wprowadzili się do gry rezerwowi Łuczak i Małkowski. Ten mecz nie miał prawa zakończyć się tym wynikiem.
W 76 minucie groźnie uderzał z rzutu wolnego Gancarczyk – bramkarz Wisły był jednak na posterunku i sparował piłkę na rzut rożny. Trwał jednak moment nieprawdopodobnej nawałnicy zabrzan i goście skapitulowali po raz trzeci. Po rzucie rożnym piłkę wrzucał z boku boiska Gancarczyk. Uczynił to idealnie, wprost na głowę Zachary, który po raz drugi dzisiaj umieścił piłkę w siatce. Podopieczni Zająca byli w jakimś transie, kompletnie masakrowali gości z Krakowa. Minutę po golu z dystansu uderzał Nakoulma, piłka po rykoszecie od obrońcy Wisłyniechybnie wpadłaby do bramki, ale w ostatnim momencie interweniował obrońca Białej Gwiazdy. Nieprawdopodobne rzeczy działy się w Zabrzu! Gospodarze zdawali się być głodni kolejnych bramek, a w oczach defensorów gości można było dojrzeć prawdziwy strach. Z nieprawdopodobną ambicją grał Łuczak, Nakoulma szalał na lewym skrzydle a Zachara, niczym rasowy snajper, wykończył obie sytuacje, do jakich doszedł. Trzeba było jednak pamiętać, że ten mecz się jeszcze nie skończył. Po dobrym akcji Sarkiego piłkę sprzed linii bramkowej wybijał Gancarczyk.
Minuty uciekały, ale Wisła atakowała coraz groźniej. Dobrze wprowadził się w ten mecz Sarki, który raz po raz nękał gospodarzy świetnymi dośrodkowaniami. Po jednym z nich uderzał z bliskiej odległości Guerrier, ale zawodzący dotychczas Steinbors spisał się w tej sytuacji kapitalnie. W odpowiedzi w nieprawdopodobnej sytuacji wybijał piłkę z bramki Wisły Jovanovic, gdy Nakoulma minął już Miśkiewicza. Pod bramką Wisły działy się rzeczy niesłychane, uderzał Nakoulma, ekwilibrystycznie piłkę wybijał Brożek, ale więcej bramek już nie mieliśmy. Fenomenalny spektakl w Zabrzu!