menu

Kapitalny mecz na Camp Nou. Barcelona nie dała szans Atletico

16 grudnia 2012, 22:48 | Daniel Kawczyński

Kibice na Camp Nou przeżyli szok, kiedy to w pierwszej połowie ligowego hitu Radamel Falcao wyprowadził Atletico na prowadzenie. Barcelona z nawiązką odrobiła jednak straty i odniosła pewną wygraną. Po tym zwycięstwie Duma Katalonii oddaliła się na 9 punktów od Atletico i na 13 od Realu.

Zobacz więcej zdjęć z meczu FC Barcelona - Atletico Madryt

Pierwsza połowa toczyła się w zabójczo szybkim tempie i mogła wzbudzać zachwyt. Atletico nie okazywało przeciwnikowi żadnego respektu. Nie wyszło jak się spodziewano wysokim pressingiem. Ekipa z Madrytu drobiazgowo pilnowała szeregów obronnych i wyczekiwała na błąd Barcelony, licząc na okazję do wyprowadzenia szybkiej, kombinacyjnej. Pierwsza groźna akcja omal nie zakończyła się zdobyciem bramki - w 9. minucie Radamel Falcao wyskoczył w trudnej pozycji do precyzyjnej wrzutki Mario Suareza i przymierzył głową w słupek!

Gospodarze wyczuli zagrożenie, stąd zintensyfikowali działania ofensywne, zamykając Atletico na połowie. Tempa nie tracili ani na moment, swobodnie wymieniali między sobą niezliczone serie podań, ale w finalnych momentach zawodziła dokładność. Ze swoich zadań wzorowo wywiązywali się również obrońcy. Naturalnie największym zainteresowaniem cieszył się Leo Messi, momentami pilnowany nawet przez trzech zawodników.

Mimo to wydawało się, że sytuacje strzeleckie dla Barcy są kwestia czasu. Tymczasem w 24. minucie Gabi szybko rozegrał rzut wolny na własnej połowie, posyłając dalekie podanie na zapalenie płuc do Falcao. Kolumbijczyk bez problemów zdołał dobiec, wbiegł w pole karne i pojedynku jeden na jeden z Victorem Valdesem chybił tuż obok dalszego słupka.

Za chwilę się jednak się poprawił i zszokował całe Camp Nou. Wszystko zaczęło się od straty... Messiego. Futbolówkę zabrał mu Diego Costa, natychmiast rozciągnął na prawe skrzydło do Falcao, który natychmiastowo pomknął kilkadziesiąt metrów w pole karne i tym razem nie dał szans Valdesovi w samotnym pojedynku, przepięknie uderzając przy bliższym, prawym słupku.

Jednak Barcelona niejednokrotnie już pierwsza traciła bramkę i podnosiła się z wielkim impetem. Kto więc wierzył, że to koniec, bardzo się pomylił. Wystarczyło poczekać 240 sekund. Podanie na prawym skrzydle dostał Adriano, w pobliżu miał na karku dwóch obrońców, więc postanowił wycofać się przed szesnasty metr i fantastycznym, technicznym strzałem z narożnika boiska na dalszy róg doprowadził do remisu. Po drodze piłka odbiła się jeszcze od poprzeczki. To był niesamowity gol!

"Duma Katalonii" nie mogła na tym poprzestać. Z uporem maniaka zamierzała pójść za ciosem, uzyskując prowadzenie do przerwy. Im bliżej było przerwy tym nacierała z jeszcze większym animuszem i nieprzewidywalnością. Atletico często mogło mówić o wielkim szczęściu. W 45. minucie zaskoczyć z ostrego kąta próbował Gerard Pique, lecz Thibaut Courtois stanął na wysokości zadania. Za moment nie miał już jednak nic do powiedzenia. Po dośrodkowaniu z kornera w polu karnym zakotłowało za sprawą nieudanych wybić Diego Godina i Joao Mirandy. Jak trzeba zachował się za to Sergio Busquets - dostał dobrą piłkę, na chwilę ją przytrzymał i kopnął pod poprzeczkę. Przy okazji zrehabilitował się za gapiostwo przy bramce Falcao.

Druga odsłona totalnie rozczarowała. "Los Colchoneros" nie potrafili już wyprowadzić tak dynamicznych kontr jak w poprzedniej odsłonie, bardziej ograniczali się do obrony. Momentami sprawiali wrażenie zmęczonych wcześniejszymi trudami. Dla miejscowych było to niewątpliwie ułatwienie pozwalające przejąć pełnię kontroli nad boiskowymi wydarzeniami.

Fakt ten został udokumentowany w 57. minucie. Akcję wyśrubował Alexis Sanchez - minął obrońców i zagrał do Messiego, który z osiemnastu metrów sieknął po ziemi przy prawym słupku.

Atletico próbowało się odgryźć w 65. minucie. Do uderzenia na bramkę składał się Falcao, gdy Adriano powstrzymał go w ostatniej chwili. To jednak Barca panowała nad tym co się działo. Nie forsowała się zbytnio do kolejnych ataków, prowadząc walkę w środkowej strefie boiska. Mimo to potrafiła władować czwartą bramkę. Sprezentował ją Diego Godin, który w 88. minucie zdecydował się podawać... piętką do bramkarza. Tej głupoty po prostu nie mógł zmarnować Messi - przejął futbolówkę tuż przed wychodzącym Courtois i podciął nad nim prosto do siatki.