menu

Transferowa bańka w Europie [KOMENTARZ]

28 stycznia 2016, 21:29 | Maciej Czupryna

Zimowe okienko transferowe powoli dobiega końca, ale prawdopodobnie to co najlepsze jeszcze przed nami. Śledząc kolejne spekulacje i zapowiedzi zastanawiamy się, gdzie znajduje się granica, której przekroczenie stanie się finansowym szaleństwem.

Transfery od zawsze wzbudzały i nieustannie wzbudzają poruszenie wśród całego środowiska piłkarskiego od menadżerów, przez dziennikarzy, na kibicach kończąc. Niektórym ciężko sobie pewnie wyobrazić, że w latach 80-tych istniały restrykcyjne limity dotyczące uprawnionych do gry obcokrajowców. Przykładowo w Juventusie Turyn obcokrajowcami byli jedynie Michel Platini i Zbigniew Boniek. Dzisiaj taka sytuacja wydaje się niewyobrażalna. Niejednokrotnie byliśmy świadkami, kiedy Arsene Wenger desygnował do gry zawodników pochodzących z wielu różnych krajów, z wyjątkiem…Anglii. Bardzo możliwe, że wynika to z prężnej działalności agencji menadżerskich oraz rozwiniętej siatki skautingu. I o ile skauting od zawsze uznawany był za sól futbolu, o tyle agencje znajdują się po zupełnie przeciwnej stronie barykady. Chęć zysku, przekracza granice zdrowego rozsądku. Wspomniana chęć, często doprowadza do załamania się obiecujących karier. I to zarówno tych trenerskich, jak i piłkarskich.

Rynek się zmienia, można to dostrzec na każdym kroku. Znaczące przyspieszenie nastąpiło, kiedy kluby z europejskiego topu zaczęły trafiać w ręce szejków, czy oligarchów, dotychczas niewiele mających wspólnego z realiami świata futbolu. Główną maksymą nowych właścicieli stało się słowo „mieć”. Mieć każdego, za wszelka cenę, bez względu na koszty. Sytuacja ta bardzo spodobała się przebiegłym menadżerom, którzy przestali budować stopniowe kariery swoich zawodników, a zaczęli masowo rzucać ich na „głęboką wodę”, mając na głównym względzie jedynie swój własny zysk.

Juergen Klopp określił taką sytuację mianem szalonej. Niemiec odniósł się do ówczesnych transferów Garetha Bale’a i Mesuta Oezila. Nie mógł zrozumieć, dlaczego kluby wydają na zawodników tak gigantyczne kwoty. W wywiadzie dla Bilda stwierdził, że w Borussii czasem wydawano duże pieniądze na określonych graczy, ale to co się dzieje w Anglii, to istne szaleństwo. -Nie znam 80 procent zawodników, na których wydano 700 mln euro w ostatnim dniu okna transferowego - podkreślił.

Nie sposób nie zgodzić się z tym stwierdzeniem. Być może, kiedy Klopp trafił w końcu do Premier League, sam przekona się, w jaki sposób wydają w Anglii na transfery. Podobną opinię na temat wysokości kwot odstępnego za zawodników, przedstawił piłkarz Bayernu Monachium, Thomas Mueller, który nazwał je szalonymi. Zaznaczył także, że widocznie taka jest specyfika tego rynku.

W roku 2001, kiedy piłkarski świat po raz kolejny został zaszokowany wysokością kwoty odstępnego, przełamano kolejną barierę finansową. Rekordzistą okazał się Francuz Zinedine Zidane. Przeszedł on wówczas z Juventusu Turyn do Realu Madryt za kwotę około 73,5 mln euro. 14 lat później jego rodak, 20-letni Anthony Martial, trafił do Manchesteru United za…80 mln euro. Francuskie media były zszokowane kwotą odstępnego. Młodzian zdystansował Zizou. Warto dodać, że Zidane w momencie transferu, był aktualnym mistrzem Świata oraz Europy, dwukrotnym finalistą Ligi Mistrzów, finalistą Pucharu UEFA, dwukrotnym mistrzem Włoch oraz zdobywcą Superpucharu Europy, a także co istotne laureatem Złotej Piłki z 1998 roku. Martial nie miał żadnych osiągnięć, zdobył 11 bramek, rozgrywając 42 spotkania w lidze francuskiej.

Powyższe zestawienie obrazuje, zaburzenie pewnej wartości. Dosyć marne wydaje się tłumaczenie, iż kluby płacą za potencjał. Kwota za Martiala, wygląda na wynik wyrafinowanej spekulacji, która jest specjalizacją agencji i pośredników.

Kondycja finansowa największych, najbardziej rozpoznawalnych na świecie klubów piłkarskich się pogarsza. Co prawda nieustannie rosną przychody, ale nie są one w stanie bilansować kosztów, które w głównej mierze budowane są przez horrendalne kontrakty i kwoty odstępnego. Taka sytuacja ściąga futbol zbyt mocno w kierunku finansów, a te rządzą się swoimi prawami, czego wszyscy doświadczyliśmy na własnej skórze w 2008 roku, kiedy nastąpił światowy kryzys gospodarczy. Nikt z nas nie chciałby być świadkiem sytuacji, w której dochodzi do bankructwa jednego z potentatów europejskiego futbolu. Jedyną na dzień dzisiejszy stabilną ligą jest niemiecka Bundesliga, w której praktycznie żaden spośród 18 klubów nie posiada długów. Co więcej, 75 % klubów wypracowuje stale powiększające się zyski.

UEFA mając świadomość zagrożeń wynikających z nieodpowiedzialnych decyzji prywatnych właścicieli klubów, zainicjowała w 2009 roku program finansowego fair play, który ma na celu pomóc zadłużonym klubom, w odzyskaniu płynności finansowej, kosztem zniwelowania zadłużenia. Według ówczesnego szefa europejskiej federacji, Michela Platiniego, ponad 50 % klubów w Europie jest zadłużonych i ciągle traci pieniądze, nie będąc w stanie spłacać swoich zaległości finansowych. Cierpliwość wierzycieli jest zrozumiała, jednak ma swoje granice. Problem polega na tym, że kluby znakomitą część swoich dochodów czerpią ze sprzedaży koszulek. Chcąc zwielokrotnić zysk, należy zaskakiwać kibiców, „mocnymi” nazwiskami. I tutaj zaczyna się problem, ponieważ podobny plan ma kilkanaście innych zespołów, przez co ceny piłkarzy naturalnie podnoszone są w górę. To zamyka błędne koło, piętrzenia wydatków.

Rynek transferowy jest wolnym rynkiem, który działa na identycznych zasadach jak każdy inny rynek finansowy. Decyduje popyt, podaż i spekulacja. Być może receptą byłaby modernizacja programu finansowego fair play, na rzecz zwiększenia roli wychowanków w największych klubach. Niektóre zespoły same dostrzegają ogromne korzyści płynące z takiej strategii rozwoju klubu, która opiera się na wychowankach, pozyskiwanych w obrębie wewnętrznych siatek skautingowych. Do tego grona możemy zaliczyć chociażby Borussie Dortmund, Sevillę, czy Barcelonę. Jeżeli postępowanie prywatnych właścicieli nie ulegnie zmianie, w najbliższym czasie możemy spodziewać się mocnego przesilenia finansowego w najlepszych ligach, co może skutkować pęknięciem transferowej bańki.


Polecamy