menu

Juventus - Napoli. Polacy w cieniu Cristiano Ronaldo i Mario Mandżukicia

29 września 2018, 19:54 | Turyn

LIGA WŁOSKA. JUVENTUS - NAPOLI. Cristiano Ronaldo wciąż nie złapał rytmu strzelania goli. Mimo wielu prób większość kończy się niepowodzeniem. Mimo to i tak jest niezastąpiony dla Juventusu. W hicie siódmej kolejki Seria A przeciwko Napoli zaliczył aż trzy asysty, a mistrz Włoch wygrał 3:1. W rywalizacji wzięło udział trzech Polaków.

Cristiano Ronaldo zaliczył trzy asysty w starciu z Napoli.
fot. ISABELLA BONOTTO/AFP/East News
Mario Mandżukić (z prawej) strzelił dwa gole Napoli, które kończyło mecz z Juventusem w osłabieniu. Czerwoną kartkę otrzymał Mario Rui (z lewej).
fot. MARCO BERTORELLO/AFP/East News
1 / 2

Kalidou Koulibaly, czyli obrońca Napoli, który strzelił zwycięskiego gola w meczu z Juventusem w kwietniu tego roku, w sobotnim hicie siódmej kolejki Serie A osamotnił Mario Mandżukicia. Napastnik "Starej Damy" nie mógł zmarnować tej sytuacji i pierwszy raz, w 10. min pokonał Davida Ospinę.

Chorwat mógł poczuć się co najmniej dziwnie, gdy nie poczuł skaczących mu na plecy kolegów z drużyny. Wszyscy pobiegli do Cristiano Ronaldo, który zanim dośrodkował, wsadził na karuzelę Elseida Hysaja. Trudno nie przyznać Portugalczykowi, że to on wykonał większość roboty. Po trzeciej asyście w lidze cieszył się jakby strzelił gola.

W 49. min wszystko odbyło się zgodnie z logiką. Mandżukić wpakował piłkę do pustej bramki i utonął w objęciach kolegów. Także Ronaldo, który znów miał ogromny udział przy golu. Portugalczyk zbiegł z prawego skrzydła do środka boiska i zza pola karnego trafił piłką w słupek.

Dużo wcześniej, bo w szóstej minucie, drugi słupek tej samej bramki obił Piotr Zieliński. Kilka centymetrów w lewo, a Wojciech Szczęsny puściłby pierwszą bramkę. Zareagował na tyle późno, że nie zdążyłby dolecieć. Początek spotkania był jedynym okresem, w którym goście zagrażali mistrzom Włoch. Graczom Juventusu plątały się nogi. Piłka turlała się im pod stopami, bez wyczucia, jakby na boisku stawiali pierwsze kroki.

Niezły początek dawał nadzieję, że Zieliński będzie jednym z bohaterów wiceliderów rozgrywek i wicemistrza Włoch w jednym. Jednak w kolejnych minutach był coraz mniej widoczny. Jeśli zespół Napoli organizował kontrę, to raczej 24-letni pomocnik zwykle robił sztuczny tłok. Przypominał siebie z tych gorszych meczów w reprezentacji Polski.

W bramkowej akcji też nie brał udziału. Głównie dlatego, że... wypracowali ją do spółki piłkarze Juventusu - Leonardo Bonucci i Paulo Dybala. W 10. min pierwszy podał niedokładnie, drugi nie naprawił błędu obrońcy i dał sobie przechwycić piłkę, co zrobił Allan. Szybkie podania w stronę bramki Szczęsnego i Dries Mertens dołożył tylko nogę do piłki, pakując ją do pustej bramki. Polski bramkarz mógł jedynie biegać za nią, jak szczeniak za maskotką. Bardzo dobrze spisał się za to w drugiej połowie, gdy przy wyniku 2:1 obronił strzał Jose Callejona.

Mertens w środę, w meczu szóstej kolejki Serie A przeciwko Parmie, na boisko wszedł dopiero w 68. min. Carlo Ancelotti dał mu odpocząć. W pierwszym składzie zagrał Arkadiusz Milik, który zdobył dwie bramki w wygranym 3:0 spotkaniu. Choć wydawało się, że pierwszy dublet od dwóch lat sprawi, że zagra w hicie siódmej serii gier ligi włoskiej, to jednak szkoleniowiec wybrał duet Mertens - Lorenzo Insigne.

Jednak wejście Milika było kwestią czasu. Zmienił Mertensa w 61. min, mimo że trzy minuty wcześniej za drugą żółtą kartkę z boiska wyleciał obrońca Napoli Mario Rui (brutalnie nadepnął na stopę Paulo Dybali). Wejście polskiego napastnika niewiele zmieniło w ofensywnej grze gości. Za to Ronaldo wciąż robił swoje, czyli... prawie zdobyte bramki zamieniał na asysty.

Tak jak w 77. min, gdy po dośrodkowaniu z rzutu rożnego uderzył piłkę głową, kierując ją w stronę dalszego słupka. Prawdopodobnie do bramki by nie wpadła, ale wślizgiem wepchnął ją do niej Bonucci. Gola zadedykował zmierzającemu na świat dziecku, wkładając piłkę pod koszulkę.

Portugalczyk miał też inne okazje do strzelenia gola, ale w 10. min huknięcie z daleka obronił Ospina, a w chwilę przed końcem meczu z ostrego kąta trafił w boczną siatkę bramki. Jego rola w Juventusie jest bezcenna. Nic dziwnego, że co co drugi kibic w koszulce "Starej Damy" ma na plecach jego nazwisko i numer siedem. I biją brawo za każdym razem, gdy najlepszy gracz na świecie jest przy piłce.

Dzięki wygranej Juventus ucieka ligowej stawce. Jako jedyny zespół ma komplet zwycięstw po siedmiu meczach. Wicelider z Neapolu traci już do niego sześć punktów.

Wojciech Szczęsny: Niewielu selekcjonerów wygrywa w debiucie, trzeba to zmienić