Jedenastka 26. kolejki Ekstraklasa.net!
26 seria spotkań T-Mobile Ekstraklasy wydała obfity plon w postaci 30 goli, a także trzech meczów, w których padły więcej niż trzy bramki. Wybór jedenastki kolejki okazał się więc zadaniem trudnym i niejednoznacznym. Sprawdź, kto według nas najbardziej zasłużył na pochwały.
fot. jarmulowicz.com/Piotr Jarmułowicz
Rasiak (Lechia), Sultes (Ruch)
Możdżeń (Lech), Łukasik (Legia), Stevanović (Śląsk), Chrapek (Wisła), Mak (Bełchatów)
Tosik (Polonia), Kamiński (Lech), Sidqy (Piast)
Janukiewicz (Pogoń)
BRAMKARZ:
Radosław Janukiewicz (Pogoń Szczecin) – Długo utrzymywał swój zespół w grze; obronił karnego, petardę odpaloną przez Bartłomieja Bartosiaka i trzy świetne strzały Mateusza Maka w samej końcówce spotkania. Szkoda, że partnerzy z pola równie zaciekle nie walczą o uratowanie ligi, co Janukiewicz.
OBROŃCY:
El Mehdi Sidqy (Piast Gliwice) – Dla wielu kibiców ciągle anonimowy stoper, choć w Polsce jest już od czterech lat. Marokańczyk wystąpił w trzech meczach z rzędu, w każdym dokładając cząstkę do zdobytych punktów. W meczu ze Śląskiem solidny punkt zespołu. Piast będzie podbijał z nim Europę?
Marcin Kamiński (Lech Poznań) – Nie schodzi z pewnego poziomu, gra równo i pewnie. Tym razem nie dopuścił do własnej szesnastki Widzewa Łódź, który w zeszłej kolejce wbił przecież trzy gole Jagiellonii Białystok. Zacieramy ręce na myśl o tym, że w sobotę dojdzie do starcia między Kamińskim a Wladimirem Dwaliszwilim.
Jakub Tosik (Polonia Warszawa) - Zabezpieczał boczne sektory boiska, dawał jakość podań, i - jak mawia Zbigniew Boniek - "coś z wątroby". Kolejny przyzwoity występ, jak zresztą całej drużyny, której w dwóch meczach udało się uciułać cztery punkty.
POMOCNICY:
Mateusz Mak (GKS Bełchatów) – Strzelił kto wie, czy nie najważniejszego gola w przekroju całej rundy. Bełchatów zrównał się bowiem z Podbeskidziem Bielsko-Biała, zminimalizował stratę do Pogoni Szczecin i… wciąż pozostaje w grze.
Michał Chrapek (Wisła Kraków) – Był najważniejszym ogniwem „Białej Gwiazdy” w meczu przeciwko Koronie Kielce, którą najpierw napoczął, a potem dobił. Było to jego odpowiednio; drugie i trzecie trafienie w sezonie.
Dalibor Stevanović (Śląsk Wrocław) – Ukłuł dwa razy, a trzeba pamiętać, że nie miał ostatnio dobrej prasy. W obronę – niejako z urzędu – wziął go jedynie trener Stanislav Levy. W Gliwicach Stevanović obronił się sam, w przeciwieństwie do tych, z którymi dzieli szatnię.
Daniel Łukasik (Legia Warszawa) – Środek pola należał do niego. Umiejętnie rozporządzał akcjami zwłaszcza wtedy, kiedy Jagiellonia, grając w dziesiątkę, cofnęła się na własną połowę. Łukasik na tyle ciekawie opracował demontażowy schemat, że Legii udało się zdobyć dwie kolejne bramki.
Mateusz Możdżeń (Lech Poznań) – Długo czekał na to aż któryś z konkurentów wypadnie z kadry meczowej. Padło na Toneva. Możdżeń, wychodząc w podstawowej jedenastce po raz pierwszy od listopada, pozamiatał. Zdobył piękną bramkę (na miarę tej z Manchesterem City) i asystował.
NAPASTNICY:
Pavel Sultes (Ruch Chorzów) – Godnie zastąpił Macieja Jankowskiego, bowiem dwukrotnie wpisał się na listę strzelców, co na polskich boiskach dotąd mu się nie udało. Czech może jednak pluć sobie w brodę, bo koledzy z obrony, pozwalając na utratę dwóch goli w doliczonym czasie gry, zepsuli mu jego święto.
Grzegorz Rasiak (Lechia Gdańsk) – Wrócił do świata żywych i – w co nam trudno uwierzyć – przesądził o losach spotkania. Najpierw sam wpakował piłkę do siatki, a potem asystował przy trafieniu Adama Dudy. I to wszystko działo się w ułamku sekund!
Ławka rezerwowych: Michał Miśkiewicz (Wisła Kraków), Hubert Wołąkiewicz (Lech Poznań), Janusz Gol (Legia Warszawa), Miłosz Przybecki (Polonia Warszawa), Tomasz Podgórski (Piast Gliwice), Aleksander Kwiek (Górnik Zabrze), Emmanuel Sarki (Wisła Kraków), Paweł Buzała (Lechia Gdańsk).