Jarosław Jach dla Ekstraklasa.net: Pokazałem trenerowi, że warto na mnie stawiać
- Pierwsza bramka w Ekstraklasie smakuje bardzo fajnie. Mogło być jeszcze lepiej, bo popełniłem błąd przy bramce dla Podbeskidzia, ale i tak jestem zadowolony. Liczę, że ten występ będzie dla mnie pozytywnym bodźcem do dalszej pracy - mówi w rozmowie z naszym serwisem środkowy obrońca Zagłębia Lubin, Jarosław Jach.
fot. Łukasz Klimaniec/Dziennik Zachodni
Nie mogę zacząć inaczej, jak od gratulacji i pytania: jak smakuje pierwsza bramka w Ekstraklasie?
Bardzo fajnie, ale mogło być lepiej, bo popełniłem błąd przy bramce dla Podbeskidzia. Jest to materiał do analizy, na szczęście wszystko się dla nas dobrze skończyło i jestem jak najbardziej zadowolony. Liczę, że ten występ będzie też pozytywnym bodźcem do dalszej pracy. Mimo tej pomyłki pokazałem trenerowi, że warto na mnie stawiać.
Jak duży był kamień, który spadł wam z serca po tym zwycięstwie? Czekaliście na nie ponad dwa miesiące.
Ulga jest na pewno spora. Potrzebowaliśmy tego przełamania. To nie był łatwy mecz, musieliśmy to zwycięstwo mocno wywalczyć, więc cieszy ono tym bardziej. Podbeskidzie postawiło nam bardzo trudne warunki, zwłaszcza w drugiej połowie. Bardzo głęboko cofnęliśmy się do obrony i ta wygrana przez pewien czas wisiała na włosku. Wydaje mi się, że zbyt głęboko, ale rozmawiałem po meczu z kolegami i chyba takie były założenia. Także z tego względu, że w końcówce brakowało nam sił, bo Podbeskidzie mocno naciskało. Słowa uznania należą się też trenerowi, który przeprowadził dobre zmiany i pomógł nam tym dowieźć te trzy punkty.
Łyżką dziegciu przy tej wygranej jest kontuzja Damiana Zbozienia. Nawet wasze reakcje na boisku wskazywały, że to nie było zwykłe starcie…
Możliwe że to wstrząśnienie mózgu, Damian zaraz po meczu pojechał do szpitala. Za chwilę po niego całą drużyną pojedziemy i mam nadzieję, że będzie wszystko w porządku.
Zagłębie to specyficzna drużyna. Klub zdecydowanie stawia na wychowanków, przez co presja na osiąganie wyników nie jest taka duża, jak w innych zespołach. Dzięki temu było wam łatwiej wyjść z tego małego kryzysu?
W szatni nie było presji, bo wcale w tych meczach nie prezentowaliśmy się źle. Często brakowało nam szczęścia, które dopisało nam w Bielsku-Białej. Powiedzmy sobie szczerze, że gdyby Podbeskidzie strzeliło w drugiej połowie dwie bramki, to nie moglibyśmy mieć o to wielkich pretensji. Piłka kilka razy odbijała nam się od słupka, kilka razy fajnie bronił Martin. Cieszę się, że sprawiliśmy radość naszym kibicom, którzy znów nas nie zawiedli i licznie za nami przyjechali.
Mówiono, że jesteście niebezpiecznie blisko strefy spadkowej, a po wygranej z Podbeskidziem tracicie już tylko trzy punkty do podium. Tabela kusi czy raczej nie spoglądacie na tak wysokie lokaty?
Mamy świadomość, że tabela jest spłaszczona i wystarczy wygrać dwa-trzy mecze, by znaleźć się w czołówce. Dla nas najważniejsze jest to, że nie tracimy dystansu do czołowej ósemki. Na razie interesuje nas tylko to, by znaleźć się w niej po trzydziestej kolejce, a potem może powalczymy o coś więcej. Teraz skupimy się nad tym, by podtrzymać dobrą dyspozycję i sięgnąć po trzy punkty także w Kielcach.
Łukasz Janoszka mówił, że po ostatnich meczach nikt do niego nie dzwonił, a teraz odebrał już ponad 100 SMS-ów. Po debiutanckim golu twój telefon pewnie nie zazna spokoju aż do Lubina.
(śmiech) Jeszcze nie zdążyłem sprawdzić telefonu, zrobię to dopiero w autokarze. Rzeczywiście może tak być, ale to dla mnie bardzo udany wieczór i na pewno nic mi tego nie popsuje.
Rozmawiał w Bielsku-Białej Przemysław Drewniak / Ekstraklasa.net