menu

Jakub Szmatuła dla Gol24: Szanujemy Legię, ale się jej nie boimy

8 maja 2016, 02:10 | Konrad Kryczka

- Powiem tak: my Legię szanujemy, ale na pewno się jej nie boimy. Jedziemy do Warszawy pełni optymizmu. Wynik jest sprawą otwartą. Mamy tyle samo punktów co rywale, a to powoduje, że przystępujemy do tego spotkania pełni wiary we własne umiejętności. Sądzę, że może nas czekać naprawdę fajny mecz - powiedział w rozmowie z nami bramkarz Piasta Jakub Szmatuła.

Jakub Szmatuła
Jakub Szmatuła
fot. Jakub Kowalski

Oglądał pan finał pucharu Polski?
Mówiąc szczerze, nie obejrzałem całego meczu, tylko skróty. W tamtym momencie chcieliśmy trochę odpocząć od piłki. Oczywiście, analizowaliśmy to, jak grają nasi rywale. Można powiedzieć, że spotkanie było wyrównane i jeden błąd zadecydował o tym, że Legia zdobyła puchar.

Ale sama gra Legii z tamtego spotkania chyba nie zrobiła na panu i kolegach większego wrażenia?
Powiem tak: my Legię szanujemy, ale na pewno się jej nie boimy. Jedziemy do Warszawy pełni optymizmu. Wynik jest sprawą otwartą. Mamy tyle samo punktów co rywale, a to powoduje, że przystępujemy do tego spotkania pełni wiary we własne umiejętności. Sądzę, że może nas czekać naprawdę fajny mecz.

W meczu z Lechem, Legia miała na dobrą sprawę dwie dobre sytuacje, z czego jedna skończyła się bramką. Obawia się pan, że teraz może być podobnie, przez co choćby na chwilę nie będzie można stracić koncentracji?
Tego też się obawiam. Może być właśnie tak, że nasi rywale będą mieli dwie sytuacje, które będą chcieli wykorzystać. Musimy być cały czas skoncentrowani, żeby do tego nie dopuścić. Z drugiej strony myślimy też, że Legia będzie chciała zagrać jak z Cracovią. Od razu zaatakować i załatwił sprawę w pierwszych 20 minutach.

Z jakim nastawieniem trzeba wyjść na Legię? Lechia zagrała odważnie i to jej się opłaciło, ale w przypadku Cracovii, która na początku wyszła wysoko, cały plan na mecz posypał się po utracie bramki.
Przede wszystkim nie można wyjść na boisko bojaźliwie, a starać się grać jak równy z równym. Jeżeli w danym momencie trzeba będzie zagrać pressingiem, to właśnie to będziemy musieli zrobić. Nie możemy bowiem dać Legii pograć. Jeżeli by do tego doszło, to otrzymalibyśmy połączenie Lechii z Pogonią. Drużynę, która gra dobrze technicznie, ale ma też zawodników, którzy radzą sobie pod względem siłowym.

Niektórzy twierdzą, że niedzielny mecz to już finał Ekstraklasy – zgadza się pan?
Temu meczowi smaczku dodaje fakt, że grają ze sobą pierwsza i druga drużyna w lidze, ale pamiętajmy, że później zostają jeszcze dwa spotkania, które nie będą łatwe ani dla nas, ani dla Legii. Sądzę więc, że walka o mistrzostwo będzie się rozgrywała do samego końca.

Z drugiej strony, jeżeli wygracie z Legią, wszystko będzie już w waszych rękach.
Fakt, ale na początek musimy wygrać to spotkanie. Dopiero później możemy się martwić, co będzie dalej.

Brak Prijovicia, który świetnie współpracował z Nikoliciem, to chyba dla was dobra wiadomość?
Owszem, aczkolwiek w kadrze Legii są zawodnicy, którzy zapewne mogą zastąpić Prijovicia. Sądzę więc, że trener Czerczesow nie będzie miał problemu z obsadą ataku.

Po świetnej jesieni wydawało się, że wiosną pójdziecie za ciosem. Tymczasem po zimowym okresie przygotowawczym wasze wyniki nie wyglądały tak, jak można było się spodziewać.
Ciężko powiedzieć, dlaczego tak było. Z drugiej strony nie było też tak, że przegrywaliśmy kolejne spotkania. Po prostu w tym samym czasie Legia wygrywała i nas dogoniła. Być może złapała nas zadyszka. Zresztą, ciężko utrzymać równą formę przez cały sezon. Tak naprawdę najlepsze zespoły na świecie mają z tym problem. Weźmy taką Barcelonę, która nie tak dawno przegrała dwa lub trzy kolejne mecze w lidze.

Może balonik po jesieni został za mocno napompowany?
Myślę, że nie chodziło o to. Przede wszystkim dlatego, że sami go nie pompowaliśmy. Mocno trenowaliśmy, bo wiedzieliśmy, że będzie naprawdę ciężko. Naszym głównym celem była pierwsza ósemka. Na razie zrobiliśmy coś ponad to, a czy ugramy jeszcze więcej? Wszystko w naszych nogach.

Najboleśniejszy był dla was mecz z Zagłębiem?
To spotkanie nam nie wyszło. Zagraliśmy słabo, ale sądzę, że taki mecz już by się nie powtórzył.

Po tym spotkaniu wasz trener potrafił mocno skrytykować drużynę. To, że Radoslav Latal jest stanowczy i twardo stąpa po ziemi, jest chyba jednak korzystne?
Zdecydowanie. Ponadto trener przekazuje nam to wszystko. Wierzymy w swoje umiejętności, ale też twardo stąpamy po ziemi.

Do gry wróciliście w wygranym meczu z Lechią?
Tak sądzę. Ten mecz pokazał, że mamy duże możliwości, i dał nam pozytywnego kopa. Podobnie było po ostatnim spotkaniu z Pogonią, która walczyła z nami w Gliwicach jak równy z równym.

Można się spotkać z komentarzami, z których wynika, że duża część kraju jest teraz za wami.
Akurat staram się nie czytać tego typu rzeczy, aczkolwiek wiadomo, że coś tam do ucha wpadnie. Co mogę powiedzieć? To miłe, że Polska trzyma kciuki za Piasta.

O „polskim Leicester” też pan słyszał?
(śmiech) Obiło się o uszy. To również miłe. W końcu Leicester to zespół, który przed sezonem był wielką niewiadomą, a później zrobił super wynik i został mistrzem Anglii. Fajnie byłoby powtórzyć ich osiągnięcie na polskim podwórku, ale zobaczymy, jak będzie.

Czujecie, że piszecie historię klubu?
Trochę tak, ale na wszystko przyjdzie czas. Cieszyć będziemy się po zakończeniu sezonu. Na razie trzeba się skoncentrować na trzech ostatnich spotkaniach.

Przed sezonem Piast był przebudowywany, sparingi nie wypadały zbyt dobrze… Kto by wtedy pomyślał, że będziecie w tym miejscu?
My też do końca nie wiedzieliśmy, jak to wszystko będzie wyglądało. Najpierw wygraliśmy z Termaliką, później przegraliśmy w Chorzowie… Tak właściwie marsz Piasta stał się faktem od zwycięskich derbów z Górnikiem. Teraz Piast jest na tym miejscu, na którym jest, a to jest spowodowane przede wszystkim fajną atmosferą i dobranymi ludźmi. Jak ma się dobrą szatnię, to można zdziałać naprawdę dużo.

Trudno było się oswoić z szumem, jaki powstał wokół drużyny?
Jakoś nieszczególnie. Nie zawracaliśmy sobie tym głowy. Sporo takich sytuacji obracaliśmy w żarty.

Jakiś czas temu mówił pan, że uczycie się wielkiej piłki zarówno na boisku, jak i poza nim – na jakim etapie jesteście teraz?
Piast cały czas się rozbudowuje. Myślę, że to, że jesteśmy tak wysoko, nie jest dziełem przypadku. To efekt długoletniej pracy. W następnym sezonie klub powinien jeszcze pójść do góry zarówno w aspekcie piłkarskim, jak i marketingowym.

A w następnym sezonie będzie pan nadal częścią drużyny, ponieważ w lutym przedłużył pan kontrakt z Piastem. Przed rozpoczęciem trwającego sezonu myślał pan już o kończeniu kariery, czy chciał pograć trochę dłużej niż rok?
Chciałem grać dłużej. Jestem w takim wieku, że gra w piłkę nadal mnie cieszy. A i kontuzje mnie omijają, więc dopóki zdrowie pozwoli, będę się starał jak najlepiej wykonywać moją pracę.

Z drugiej strony późno pan wypłynął na poziomie Ekstraklasy.
Zgadza się, może wcześniej zabrakło mi trochę szczęścia. Ale tak sobie myślę, że może warto było poczekać kilka lat, żeby teraz spijać śmietankę?

Dla Latala jest pan bramkarzem numer jeden – Czech zapowiedział to panu od razu?
Nie, nie. Można powiedzieć, że u żadnego trenera nie miałem łatwo. Wszystko musiałem sobie wywalczyć. Tak się złożyło, że trener Latal postawił w Piaście na mnie, a ja i cała drużyny odwdzięczamy mu się na razie za okazane zaufanie. Życzyłbym sobie, żeby tak było zawsze.


Polecamy