menu

Jakub Piotrowski: Zawsze przekraczaj swoje granice

24 października 2018, 13:50 | Kaja Krasnodębska

Dwa lata temu wypożyczony do Stomilu Olsztyn, teraz 21-letni Jakub Piotrowski walczy o grę w KRC Genk w Lidze Europy i na młodzieżowym Euro 2019.

Jakub Piotrowski swoje motto potraktował również dosłownie i latem przeniósł się z Pogoni Szczecin do walczącego w Lidze Europy oraz o mistrzostwo Belgii KRC Genk.
Jakub Piotrowski swoje motto potraktował również dosłownie i latem przeniósł się z Pogoni Szczecin do walczącego w Lidze Europy oraz o mistrzostwo Belgii KRC Genk.
fot. Andrzej Szkocki/Polska Press

Jako swoje motto na Instagramie umieścił pan hasło: „Zawsze przekraczaj swoje granice”. I latem zrobił to dosłownie.

Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Nigdy bym nie pomyślał, że w dwa sezony z pierwszoligowego Stomilu Olsztyn, gdzie byłem na wypożyczeniu, znajdę się w Belgii [w KRC Genk - red.]. Bardzo się z tego cieszę, ale nie mogę osiąść na laurach. Granica została przekroczona i teraz muszę pracować, żeby zrobić kolejny krok do przodu. Nie chcę zatrzymywać się na tym transferze, tylko iść jeszcze wyżej, wywalczyć sobie tutaj regularną grę. Na to jednak potrzeba treningów i cierpliwości.

Są głosy, że to wszystko potoczyło się zbyt szybko.

Ludzie zawsze będą mówić, zwłaszcza teraz, kiedy nie gram w każdym spotkaniu. Ja się tym nie przejmuję, nie chcę też jeszcze oceniać mojej decyzji. Zrobię to za dwa, trzy lata. Zobaczymy, gdzie wtedy będę.

Dlaczego wybrał pan KRC Genk?

To była przemyślana decyzja. Wiedziałem, gdzie idę. Wcześniej nie interesowałem się bardzo ligą belgijską, ale przed transferem chciałem wiedzieć jak najwięcej. Jaki Genk prezentuje poziom, jaka jest to drużyna. Zdawałem sobie sprawę, jak podchodzą tutaj do zawodników, jak wygląda szkolenie. Patrzyłem pod kątem mojego rozwoju, a tutaj mają bardzo dobrą akademię. Wypuścili w świat wielu świetnych zawodników: Kevina De Bruyne, Yannicka Carrasco, Thibauta Courtoisa… To robi ogromne wrażenie i przyznaję, że na to również zwracałem uwagę. Wiedziałem, że trafiam w sprzyjające rozwojowi miejsce.

I w miejsce, gdzie padają deklaracje walki o mistrzostwo kraju.

Jak zaczyna się sezon w takim stylu, to nie wypada nie myśleć o mistrzostwie. Mamy mocną kadrę, 26 dobrych chłopaków. Na treningach i podczas meczów widzę, że każdy z nas jest gotowy, aby wejść i wesprzeć drużynę. To pozwala wierzyć, że osiągniemy sukces. Gramy na trzech frontach, w klubie też niczego nie brakuje. Mamy bardzo fajny sztab szkoleniowy, wszystko jest świetnie zorganizowane. Ogólnie wszyscy są tutaj bardzo pomocni. Z kimkolwiek nie rozmawiasz, nawet prezesi, są otwarci i dostępni, gdy pojawia się taka potrzeba. Mamy jeden cel, gramy razem. Fajnie weszliśmy w te rozgrywki i chcemy to kontynuować.

Pan rozpoczął od kontuzji.

Podobny start miałem w Pogoni Szczecin: doznałem urazu podczas pierwszego okresu przygotowawczego pod okiem trenera Michniewicza. To nie pomaga, ale uczy cierpliwości. Trzeba pracować jeszcze ciężej i walczyć nie tylko o pozycję w nowym zespole, lecz także o powrót do zdrowia.

Trenera Michniewicza zna pan doskonale. Pod jego okiem debiutował pan zarówno w ekstraklasie, jak i reprezentacji U-21.

W pierwszym sezonie zagrałem u niego cztery ligowe mecze, dwa w wyjściowym składzie. Trener wziął mnie do pierwszej drużyny po tym, jak przez pół roku występowałem w Centralnej Lidze Juniorów. To był dla mnie impuls do dalszej pracy, szkoda, że przytrafiła się tamta kontuzja. Rok temu spotkaliśmy się na zgrupowaniu kadry, od tej pory nie opuściłem żadnego obozu. Fajnie, że jestem obdarzony takim zaufaniem. Możliwość gry w Biało-Czerwonych barwach to spełnienie marzeń. Podoba mi się też, że gramy o stawkę, w każdym meczu o coś walczymy. Mamy cel, jakim jest awans na Euro U-21 we Włoszech i San Marino. Z każdym spotkaniem staramy się postawić kolejny krok, bo każdy z nas bardzo chce tam pojechać. Jeżeli się uda, satysfakcja będzie ogromna. Będziemy wiedzieli, że to efekt naszej pracy.

Nie przegraliście żadnego z dziesięciu starć w eliminacjach.

Przegrać nie przegraliśmy, ale cztery punkty stracone z Wyspami Owczymi są jak porażka. Gdybyśmy wygrali tamte spotkania, już mielibyśmy pewne miejsce na przyszłorocznym turnieju. A tak nadal musimy walczyć o nasze marzenia.

Podobno uśmiech nigdy nie schodzi panu z twarzy.

Taką już mam naturę. Po prostu wolę się uśmiechać, przez co bardzo łatwo zauważyć, kiedy jest coś nie tak. Gdy tylko przestaję się uśmiechać, wszyscy pytają, co się dzieje. Myślę, że optymizm pomaga. W Polsce lepiej było widać efekt mojego pozytywnego nastawienia. Sporo czasu spędzałem z Sebastianem Walukiewiczem czy Marcinem Listkowskim. Humor nam dopisywał, co pomagało podczas treningów i w trudniejszych sytuacjach. Wspieraliśmy się podczas walki o miejsce w składzie. W Belgii nie mam jeszcze tak bliskich osób, ale nie zmieniłem nastawienia do życia.

Ciężko było wyjechać za granicę? Kilka lat temu był pan na testach w AS Monaco.

Byłem, ale tylko przez kilka dni. Fajne doświadczenie, ale nieporównywalne do wyprowadzki z kraju. Bardziej pomogła mi praca z Kostą Run-jaiciem. Trener przez cały czas mówił do nas po angielsku, więc automatycznie nabyłem różne zwroty, pojęcia. Sam też uczyłem się języka. Miałem jednak barierę, żeby zacząć mówić. Na szczęście przyszło przełamanie i teraz jest już znacznie łatwiej. W Genk ludzie porozumiewają się przede wszystkim po holendersku oraz francusku. Chcę rozpocząć naukę tego drugiego, pierwszy z tych języków jest trochę podobny do niemieckiego, więc mniej więcej rozumiem.

Utrzymuje pan kontakt z zawodnikami Pogoni?

Oczywiście, cały czas śledzę też ich poczynania w lidze. Gdy tylko mam okazję, staram się oglądać mecze. Również te Rakowa, bo tam gra teraz Marcin. Ich występy mogą się podobać, słyszałem też dobre opinie o trenerze. Wydaje mi się, że gdyby awansowali do ekstraklasy, nie mieliby problemu z utrzymaniem. Oprócz tego trzymam kontakt z Ricardo Nunesem czy z Sebastianem Kowalczykiem, z którym spędzaliśmy wolny czas. Ze Szczecinem mam bardzo dobre wspomnienia, szczególnie te z szatni.

Pan ma za sobą tę drogę, którą teraz przechodzi Listkowski. W sezonie 2016/2017 poszedł pan na wypożyczenie do Stomilu Olsztyn.

Wiedziałem, że jak rozegram tam dobrą rundę wiosenną, w Szczecinie spojrzą na mnie jak na innego zawodnika. To była odważna decyzja, bo podjęta w ostatnich dniach przed końcem okienka transferowego. Ominąłem cały okres przygotowawczy w Olsztynie, a trenerzy często na to patrzą. Tam mi jednak zaufano, dostałem szansę na grę. Myślę, że pomógł mi status młodzieżowca. Nawet wewnętrznie czułem, że dzięki niemu mam nieco łatwiej o grę. Cieszę się, że wtedy zszedłem do 1. ligi.

Po powrocie stał się pan jednym z najważniejszych zawodników Pogoni. Przyszły też statystyki.

Zawsze starałem się przede wszystkim pomóc drużynie. Wyniki zespołu były najważniejsze, a początek nie wyglądał najlepiej. Później zaczęliśmy grać. Gdy strzeliłem pierwszą bramkę, uwierzyłem, że mogę strzelać co mecz. Wcześniej miałem taką barierę, gol z Zagłębiem Lubin okazał się przełomowy. Na swojej pozycji nie jestem rozliczany przede wszystkim z trafień, ale to mi pomogło. Każda bramka na moim koncie to dodatkowy plus.

Pomógł panu futsal?

Lubiłem go. Tam cały czas trzeba być pod grą. Musisz chcieć grać w piłkę, nie możesz się schować. Dużo walki jeden na jeden, szukasz małej gry. Chyba dlatego teraz na boisku też lubię być pod grą.

Trenerzy nie oponowali?

Czasem znalazł się ktoś, kto straszył mnie kontuzjami. To myślenie trochę się jednak zmienia. W Hiszpanii chłopcy często zaczynają od futsalu, dopiero później przechodzą na trawę. Taką drogą idzie mój młodszy brat. On zaczynał na hali, zobaczymy jak dalej potoczy się jego przygoda.

Miał pan czas na inne sporty?

Od małego cały czas biegałem za piłką, ale w podstawówce wraz ze starszym o rok bratem próbowaliśmy też innych sportów. Do dzisiaj mamy świetny kontakt. Jako dzieci nie zawracaliśmy rodzicom głowy, zawsze się zajmowaliśmy sobą. Bardzo lubiliśmy siatkówkę czy tenis stołowy.


Polecamy