Jagiellonia przełamała się w meczu z Lechem. Koniec 5-meczowych serii
Jagiellonia Białystok pokonała Lecha Poznań 2:0 i przełamała serię pięciu meczów bez zwycięstwa. Kolejorz z kolei zakończył dobrą passę, również pięciu meczów, tyle że bez porażki.
Przed tym spotkaniem oba zespoły były w zupełnie innych nastrojach. Przystępujący do meczu z pozycji faworyta Lech od pięciu meczów nie przegrał i dzięki 11-punktowej zdobyczy przesunął się w ligowej klasyfikacji na szóstą lokatę. Dużo gorzej wiedzie się ostatnio Jagiellonii, która w tym samym okresie zdobyła zaledwie jeden punkt. Podopieczni Piotra Stokowca chcieli za wszelką cenę przerwać też kiepską serię meczów na własnym stadionie, na którym w pięciu meczach zdobyli tylko trzy "oczka", w pamiętnym starciu z Ruchem Chorzów.
Obaj szkoleniowcy mogli narzekać na spore braki kadrowe. Mariusz Rumak nie mógł skorzystać z Claasena, Buricia, Kędziory, Ubiparipa oraz Trałki. Tego ostatniego w pierwszej jedenastce zastąpił Szymon Drewniak. Z kolei w Jagiellonii zagrać nie mogli Grzyb, Martin Baran, Straus oraz Pawłowski. Pozycję pierwszego bramkarza białostoczan, mimo powrotu Jakuba Słowika, utrzymał Krzysztof Baran.
Pierwsze 30 minut spotkania pod względem kultury gry zdecydowanie należały do Kolejorza. Podopieczni Rumaka bardzo ładnie i spokojnie rozgrywali futbolówkę, a gdy przyspieszali, to udawało się im stwarzać groźne okazje bramkowe. Dobre szanse mieli Lovrencsics i Teodorczyk, ale obaj nie potrafili pokonać Krzysztofa Barana. Po stronie Żółto-Czerwonych niezłych sytuacji nie wykorzystali Dźwigała oraz Dzalamidze. Ten drugi dostał świetne podanie w tempo od Quintany, ale uderzył zbyt lekko, by zaskoczyć Gostomskiego.
W 21. minucie zmienił się wynik tego spotkania. Dzalamidze odwdzięczył się kapitalnym zagraniem Quintanie i fenomenalnie wypuścił Hiszpana sam na sam z bramkarzem Lecha. Pomocnik Jagi z kolei nie pozostawił wątpliwości – piłka w siatce i Jagiellonia wyszła na prowadzenie. Gospodarze często mieli problemy z wyprowadzaniem piłki z własnej połowy, jednak przyjezdni nie potrafili tego wykorzystać.
Po akcji Murawskiego z Lovrencsicsem i dobrej interwencji Barana w 32. minucie panowanie nad boiskowymi poczynaniami nieoczekiwanie przejęli piłkarze Stokowca, którzy mieli kilka bardzo groźnych stałych fragmentów gry. Po jednym z nich swojego drugiego gola powinien był strzelić Quintana, ale trafił głową wprost w Gostomskiego. Przed przerwą do remisu mógł jeszcze doprowadzić rezerwowy Linetty, który wszedł w trakcie pierwszej połowy za kontuzjowanego Pawłowskiego. Reprezentant polskiej młodzieżówki w dobrej sytuacji jednak posłał piłkę obok słupka i do przerwy Jagiellonia Białystok prowadziła z Lechem Poznań 1:0.
Druga połowa rozpoczęła się od natychmiastowych ataków poznańskiego Lecha, którzy zaczęli gnieść rywali pod względem posiadania piłki i tworzenia sytuacji bramkowych. W 52. minucie w sytuacji sam na sam z Baranem zbyt wysoko uderzył Teodorczyk, chwilę później kapitalny strzał z powietrza Drewniaka zatrzymał się na słupku bramki gospodarzy, a po kolejnych kilku minutach z kolei w poprzeczkę trafił z rzutu wolnego Barry Douglas. Po tym strzale piłkarze Kolejorza jakby zwątpili w możliwość zdobycia punktów w Białymstoku, bo pomimo ogromnej przewagi w polu mieli już ogromne problemy ze sforsowaniem miejscowej defensywy z Ugo Ukahem na czele.
Nie strzelili bramki Lechici, to dobili ich białostoczanie. W kontrataku przeprowadzonym w ostatniej minucie regulaminowego czasu gry Norambuena idealnie uruchomił Plizgę, a ten ze spokojem pokonał Gostomskiego, kończąc marzenia poznaniaków o zdobyciu jakichkolwiek punktów. W samej ostatniej minucie jeszcze genialnymi paradami przy dwóch strzałach gości z kilku metrów popisał się Krzysztof Baran, a Jagiellonia ostatecznie pokonała Lecha 2:0.
Białostoczanie, choć nie byli w tym spotkaniu stroną przeważającą, wykazali się w czwartkowy wieczór lepszą skutecznością i dzięki bramkom Quintany i Plizgi przełamali wreszcie serię pięciu meczów bez zwycięstwa. Dobrze grający Lech z kolei musi obejść się smakiem.