Jagiellonia i Vassiljev zakpili z Lecha. W Poznaniu dojdzie do tąpnięcia? MUSI!
Bez zwycięstwa, bez gola, bez stylu i pazura. Taki jest Lech Poznań po trzech kolejkach LOTTO Ekstraklasy. W piątkowy wieczór znowu zawiódł. U siebie przegrał z Jagiellonią Białystok 0:2 (0:0). Zadecydowały gole Konstantina Vassiljeva: najpierw z akcji, potem z rzutu karnego. Czy Jan Urban jeszcze panuje nad „Kolejorzem”? Jego zespół żegnały dzisiaj potężne gwizdy wkurzonej publiczności.
Takiej „padaki” jak w tym sezonie Lech jeszcze nie grał. Nawet podczas fatalnej rundy jesiennej poprzedniego sezonu od czasu do czasu potrafił zdobyć trzy punkty. Teraz nie umie nawet strzelić gola! W trzech meczach cała formacja ofensywna tylko pozorowała grę. Jest jeszcze gorzej niż wiosną, gdy w rundzie finałowej Kolejorz obrywał od każdej ekipy, która biegała trochę szybciej niż wynosi średnia w naszej ekstraklasie. Urban błaga o cierpliwość, ale tej kibice mają już coraz mniej, bo Kolejorz ze swoją jakością piłkarską przypomina statek, który niechybnie czeka zatonięcie.
Kiedy napastnicy Lecha wreszcie się odblokują - zastanawiali się przed meczem kibice poznańskiej drużyny. Niestety indolencja strzelecka pod bramką rywali trwa nadal. Jan Urban miał poprawić ten element, bo wiosną jego zawodnicy też mieli wielkie problemy ze zdobywaniem bramek, ale wszystko wskazuje, że szkoleniowiec nie ma pomysłu jak to zrobić, bo kryzys jeszcze się pogłębił.
Mecz z Jagiellonią pokazał, że Kolejorz jest w tej chwili papierowym tygrysem. Nie ma kim straszyć, bo Marcin Robak i cała formacja ofensywna są w fatalnej formie, a na dodatek popełnia błędy w obronie. Choć słaba skuteczność, wolne tempo rozegrania akcji i brak kreatywnych piłkarzy potrafiących stwarzać sytuacje były głównymi grzechami Lecha w poprzednich meczach, trener Jan Urban usprawiedliwiał swoich graczy.
- Uważam, że tworzymy wystarczająco dużo dobrych sytuacji. Chciałbym, aby w meczu z Jagiellonią było ich tyle, ile w poprzednich meczach - mówił szkoleniowiec przed tym spotkaniem. Teraz nie ma już jednak żadnych argumentów.
W całym meczu niebezpiecznych strzałów było bowiem jak na lekarstwo. Nie pomogła nawet zmiana taktyki. Tym razem Urban zrezygnował z ustawienia 4-4-2 i wzmocnił pomoc Maciejem Gajosem. Niewiele to jednak dało. Kolejorz miał lekką przewagę, ale im bliżej podchodził pod bramkę gości, tym miał większe kłopoty z dobrym rozegraniem piłki. Robak miał tylko jedno godne odnotowania zagranie, kiedy to po podaniu Łukasza Trałki obrócił się z piłką w polu karnym i uderzył z woleja. Niestety piłka przeleciała wysoko nad bramką. Chwilę później brawa za ładne uderzenie głową zebrał Tomasz Kędziora. I to było wszystko ze strony Lecha, co mogło zaskoczyć Kelemena.
Jagiellonia zagrała dokładnie tak, jak się tego spodziewaliśmy. Starała się odebrać piłkę pchającemu się środkiem boiska Lechowi i wyprowadzać kontry. Goście jednak też nie mieli dobrego dnia. Burić interweniował tylko raz, kiedy płasko strzelił Przemysław Frankowski.
Po zmianie stron Lech tradycyjnie już bił głową w mur, a Jagiellonia rozegrała dwie akcje po których zdobyła dwa gole. W 62. min mocnym uderzeniem zza linii pola karnego popisał się Vassiljev, a w 71. min Estończyk wykorzystał rzut karny po bezsensownej ręce Lasse Nilsena. To był czwarty kolejny mecz wygrany przez Jagiellonię z Lechem. Tego nawet nie chce się komentować.
Piłkarz meczu: Konstantin Vassiljev
Atrakcyjność meczu: 5/10