Jagiellonia dalej w Śpiączce. Górnik zadał decydujący cios
Górnik prowadził z Jagiellonią Białystok różnicą dwóch goli, ale podopieczni Jurija Szatałowa stracili tę przewagę. Jednak za sprawą Grzegorza Bonina trzy punkty zostały w Łęcznej.
fot. ANDRZEJ ZGIET / POLSKA PRESS
O tym, że ranga tego spotkania dla gości jest szczególna, przed meczem mówił już Michał Probierz. Na potwierdzenie tych słów trener Jagiellonii do boju posłał wysoce ofensywne działa - z Mackiewiczem, Frankowskim i Piotrem Grzelczakiem z przodu, których w defensywie asekurował Romańczuk do spółki z Sebastianem Maderą i Rafałem Augustyniakiem. Nie zabrakło również niespodzianek. Kibice białostoczan przecierali oczy ze zdumienia, gdy okazało się, że ich motor napędowy, Konstantin Vassilijev zasiądzie na ławce rezerwowych. - Wiemy, gdzie mamy problem - odpowiedział na pytanie o nieobecność czołowych piłkarzy w składzie, szkoleniowiec żółto-czerwonych. O niemniej inwazyjne nastawienie swojej drużyny zadbał również zastępujący Jurija Ształowa Andrzej Rybarski, delegując od początku powracającego po przerwie Bartosza Śpiączkę.
Kilka dłuższych przerzutów, parę przewinień i strzał Nowaka, z którym problemów nie miał Bartłomiej Drągowski - na tyle stać było obie drużyny w "pierwszych" dziesięciu minutach tego meczu. Dopiero akcja z 12. minuty, w której główną rolę odegrał duet Piesio-Nowak nieco rozruszała poczynania jednych i drugich. W odpowiedzi po świetnym podaniu Rafała Grzyb strzał Karola Mackiewicza zatrzymał się na górnych krzesełkach trybun. Rozochocony dobrym początkiem skrzydłowy białostoczan często zapędzał się pod pole karne rywali, próbował dośrodkowań, ale przy biernej postawie swoich kolegów niewiele z tego wynikało. Koncentrując się na zadaniach ofensywnych, w 30. minucie gości zapomnieli o grze w defensywie. Po starcie piłki w środku pola, z piłką zabrał się Piesio, doskonale asystując wspomnianemu wcześniej Śpiączce. Futbolówka po uderzeniu snajpera Górnika "wturlała" się obok bezradnego golkipera Jagiellonii.
Poirytowany takim obrotem sprawy Probierz, zaczął działać. Po pół godzinie gry z boiskiem pożegnać się musiał Alvarinho, którego zmienił... Konstantin Vassilijev. To jednak nie zmieniło diametralnie przebiegu meczu. Co więcej, przewaga rywali z Łęcznej narastała, a kibice zastanawiali się, kiedy ich piłkarze "ukąszą" po raz kolejny. W 40. minucie znów dał o sobie znać Grzegorz Piesio, którego strzał na bramkę Drągowskiego był niemal kopią trafienia Macieja Makuszewskiego z konfrontacji Lechii z Jagiellonią sprzed kilku tygodni. I tym razem bramkarz Jagiellonii musiał wyciągać piłkę z siatki, a gdyby pomocnik gospodarzy lepiej zachował się w kilku innych sytuacjach, już po pierwszej połowie mógłby schodzić z bagażem trzech bramek na koncie. To jednak nie był koniec emocji przed przerwą. Kilka chwil po trafieniu Górnika, sprawy w swoje ręce wziął Przemysław Frankowski. Skrzydłowy przy biernej postawie Leandro, sprytnym wślizgiem skierował piłkę do siatki. Asysta Augustyniaka w tej sytuacji po prostu "palce lizać".
Jagiellonia podbudowana bramką do szatni, lepiej wyglądała od początku drugiej połowy. Co nie udało się w pierwszej sytuacji po gwizdku dla Grzelczaka, udało się chwilę później przez tego samego piłkarza. Choć uderzenie snajpera w dłuższy róg bramki nie było czymś wybitnym, to przy nie najlepszej interwencji Rodicia, przyjezdni doprowadzili do remisu. Zdobyty gol napędził drużynę z Białegostoku. W przeciągu kilku minut kilkukrotnie uderzać próbował Mackiewicz, ale zbyt lekko i do "koszyczka" chorwackiego bramkarza. Gdy wydawało się, że kolejne trafienia dla Jagiellończyków są kwestią czasu, jeden z nielicznych w tej części meczu ataków przeprowadzili gospodarze. Piłkę przed polem karnym rywali przyjął Grzegorz Bonin, po czym huknął w kierunku prawego słupka. Kibice z Łęcznej po tej akcji trzeci raz w tym meczu mogli triumfować.
Drużyna Probierza zamroczona boiskowymi wydarzeniami próbowała odgrażać się pojedynczymi strzałami Vassilijeva, Grzelczaka, czy w końcu Tarasa Romanchuka. Brakowało jednak szczęścia, a przede wszystkim celnych strzałów, których z ich strony policzyć można by na palcach jednej ręki. W końcówce rozmiary porażki mógł zwiększyć najpierw Świerczok, później Nowak, ale czujny w bramce pozostawał Drągowski. Gdy białostoczanie na poważnie zabrali się za odrabianie wyniku było już za późno. Dzięki temu zwycięstwu, Górnik znacznie przesunął się w tabeli, a Jagiellonia na szansę przełamania niemocy musi poczekać do następnego meczu z Wisłą Kraków.