Jagiellonia Białystok wywiozła cenny punkt z Warszawy
Na zakończenie sobotnich meczów 1. kolejki LOTTO Ekstraklasy, Legia Warszawa zremisowała z Jagiellonią Białystok 1:1. Gole w tym spotkaniu strzelali Michaił Aleksandrow i Fedor Cernych.
Mecze Legii z Jagiellonią nie są może klasykami Ekstraklasy, ale z pewnością w ostatnich latach są to starcia, które wywołują dodatkowe emocje. Nie ma już chyba sensu po raz setny wspominać o wszystkich wydarzeniach typu rozróby przy Łazienkowskiej, czy uprzejmości wymienianie między Henningiem Bergiem a Michałem Probierzem. W tej materii nie trzeba już raczej niczego tłumaczyć. Na polu pozasportowym trudno więc mówić o przyjacielskiej relacji między klubami. Jak jednak wiadomo, najważniejsze jest boisko. A trzeba przyznać, że tam było równie ciekawie, co na trybunach, czy przed mikrofonami.
Mieliśmy zatem nadzieję, że i w sobotni wieczór Legia z Jagiellonią dostarczą trybunom odpowiedniej dawki emocji. Czy tak się stało? Raczej tak. Nie był to może mecz wybitny, ale na pewno też nie taki, który można byłoby puszczać dzieciom w ramach kary za złe zachowanie. To było po prostu spotkanie, w którym jedna ze stron koncentruje się na defensywie i czeka na swoje okazję (albo nawet jedną szansę), a druga prowadzi grę, stwarzając większe zagrożenie pod bramką rywali.
W ten drugi zespół wcieliła się Legia. Warszawianie długimi momentami spychali gości do głębokiej defensywy, powodując spore zamieszanie pod bramką wracającego do polskiej ligi Mariana Kelemena. Licząc na szybko, można wymienić: mocne uderzenie Thibaulta Moulina z dystansu wybronione przez Słowaka, strzał Francuza z bliskiej odległości zatrzymany przez jednego z obrońców, czy próby Aleksandara Prijovicia, które kończyły się na słupku i obok bramki. Legia przeważała więc zdecydowanie, ale na bramkowe udokumentowanie swojej przewagi musiała czekać aż do ostatniej akcji pierwszej połowy. Wtedy świetne dośrodkowanie Moulina głową wykończył Michaił Aleksandrow. Ta sytuacja potwierdziła zresztą, że francuski pomocnik powinien być sporym wzmocnieniem „wojskowych”. Moulin daje bowiem jakość. Francuz może i stawia na ekonomiczny tryb biegania, ale pod względem piłkarskim jest przygotowany do zawodu, jak należy.
To jednak tak bardzo nie zaskakuje – w końcu wiele wskazywało na to, że akurat ten transfer wypali. Bardziej zastanawiające było to, co w przerwie stało się z Jagiellonią. Piłkarze Michała Probierza, którzy w pierwszej połowie wyglądali tak, jakby prosili o najniższy wymiar kary, w drugiej wrzucili wyższy bieg i choć nadal starali się przede wszystkim grać uważnie w defensywie, sprawili gospodarzom sporo problemów. Momentem przełomowym był bez wątpienia gol Fedora Cernycha. To była właściwie pierwsza sytuacja, jaką stworzyła sobie Jaga. Choć poprawniej byłoby napisać, że stworzyła na spółkę z Jakubem Rzeźniczakiem, który popełnił błąd na poziomie tych, jakie zdarzały mu się w poprzednim sezonie. Tak czy inaczej – ta bramka była dla gości sygnałem do ataku. Po chwili Malarz świetnie wybronił uderzenie głową Burligi. Bramkarz Legii później popisał się jeszcze przy groźnym uderzeniu Vassiljewa.
W drugiej części meczu poziomem nie dorównywali mu koledzy, którzy za rzadko sprawdzali Kelemena. Najbliżej gola był wprowadzony z ławki rezerwowych Nemanja Nikolić. Węgier nieskutecznie zamykał centrę Michała Kucharczyka (inna rzecz, że dobrze zachował się bramkarz gości). Swoje próby zanotowali też Moulin (tuż obok słupka), czy walczący o transfer Duda. Wydaje się jednak, że koniec końców gospodarze muszą szanować zdobyty punkt. W drugiej połowie Jaga mogło ich bowiem wypunktować. Oprócz wspomnianych wcześniej sytuacji białostoczanie próbowali również uderzać z dystansu, czy stwarzać zagrożenie po stałych fragmentach (a to drugie wychodziło im nie najgorzej). Warto również pamiętać o sytuacji, w której Góralski był prawdopodobnie faulowany w polu karnym, czego nie wychwycił Szymon Marciniak. Arbiter później zauważył natomiast chamski faul Aleksandrowa i wycenił to zachowanie na czerwoną kartkę.