Jacek Wiśniewski: Czasem trzeba się zamknąć w szatni i dać sobie "po pysku"
Jacek Wiśniewski był piłkarzem m.in. Górnika Zabrze i Cracovii. Dziś nie jest związany z piłką, ale tradycje kontynuuje jego syn Przemysław.
fot. Wacław Klag
- Co Pan teraz porabia?
- Kiedy kończyłem grać, trafiłem do małego zespołu Wilki Wilcza i jako trener wywalczyłem z nim awans do IV ligi. Od trenera Marcina Brosza, gdy Górnik był w I lidze, otrzymałem propozycję bycia drugim trenerem, ale odmówiłem, bo w Górniku jest mój syn i nie chciałem stwarzać dziwnej sytuacji, by ktoś mi nie zarzucił, że foruję syna. Chciałem, by sam sobie wywalczył miejsce w składzie i sam pracował na swoje nazwisko. Niech wyjdzie z cienia ojca. Teraz mam działalność gospodarczą, zajmuję się usługami transportowymi. Tęsknię za piłką, gram u siebie w Ormontowicach w amatorskiej Lidze Orlika, występuję z młodymi zawodnikami.
- Na mecze Górnika Pan chodzi, a spotkania Cracovii Pan śledzi?
- Mam kontakt z trenerem Michałem Probierzem, bo to mój kolega. Zawsze napiszę mu jakiegoś SMS-a, typu: „głowa do góry” po porażkach.
- Górnik miał świetny tamten sezon, awansował do pucharów, teraz jednak spisuje się kiepsko.
- Odeszli Kurzawa, Kądzior, ale nie można cały czas o tym mówić, są przecież inni piłkarze. Trener Brosz musi budować wszystko od nowa. Na pewno będzie walka o utrzymanie, a sądzę, że tę dolną ósemkę Górnik wygra. To jest młody zespół, trzeba dać mu szansę, nie można krytykować tych zawodników, trzeba im pomagać, bo to są młodzi Polacy.
- Górnik opiera się na swojej młodzieży, Cracovia obrała inną taktykę w budowaniu zespołu, sprowadza zawodników z całego świata. Jak Pan to ocenia?
- Cracovia to specyficzny klub, specyficznie zarządzany, to wszyscy wiedzą. Tak było od lat, jeszcze w czasach, gdy ja tam grałem. Za duża jest rotacja zawodników, nowy trener stale musi ustawiać coś od początku.
- Ale trener Probierz sam zafundował sobie rotację, sprowadzając 28 zawodników i pozbywając się 24!
- Skoro wybrał takich zawodników, to sam musi to poukładać. Na pewno da radę, bo pokazywał to w wielu klubach, szczególnie w Jagiellonii. Cracovia stwarza mnóstwo sytuacji, nie wykorzystuje ich, a sama dużo traci.
- Pan jako piłkarz zawsze zostawiał serce na boisku. Dziś takich walczaków w „Pasach” nie widać. To armia zaciężna, zawodnicy, którzy nie utożsamiają się z Cracovią.
- Są najemnikami, a skoro mają płacone dobre pieniądze, to powinni się starać. Gdy grałem w Cracovii oddawałem „serducho” dla kibiców, a zagraniczni piłkarze, myślą, że tu będą mieć luz. Wtedy nie było tylu obcych. Jak mieliśmy problem, to się zamknęliśmy w szatni i wyjaśnialiśmy sobie wszystkie sprawy. Po porażce z Górnikiem 1;5 było ostro, ale sami sobie to wyjaśnialiśmy. Gdy są zagraniczni piłkarze, to są zawsze jakieś grupki.
- W Cracovii nie ma lidera...
- No właśnie, nie ma „gościa”, który to pociągnie. Czasem trzeba dać sobie „w pysk”, pobić się, wypomnieć błędy. Jak wtedy pokaże się charakter, to pokaże się go też w lidze, jak jeden za drugiego wskoczy w ogień poza boiskiem, to to samo zrobi podczas meczu.
- W Cracovii jest za to trener z silną osobowością, może on ich przytłacza?
- Michał żyje tym wszystkim, też popełnia błędy, ale uważam, że nie w nim tkwi błąd. Co to znaczy się bać trenera? Jestem pewien, że jak trzeba, to dyskutuje. Ale pewnie zawodnicy nie odzywają się, mają spuszczone głowy.
- Jak Pan ogląda mecze ekstraklasy, to poziom się obniżył w porównaniu do pańskich czasów. Mistrz Polski odpada w starciu z mistrzem Luksemburga…
- Może inni poszli w górę, a my nie zrobiliśmy progresu? Trnava wyeliminowała Górnika, a potem wygrała 5:0 z Feyenoordem. Inne zespoły zaczynają nas doganiać. Jestem pewien, że wtedy, gdy grałem, to przebiegaliśmy więcej kilometrów, szczególnie taki Krzysiu Radwański, Tomek Wacek, Marcin Bojarski, Paweł Nowak, Arek Baran. Teraz jest inaczej.
- Kieruje Pan karierą syna?
- Ma 20 lat, ma pracować sam na siebie, będę kontrolował, by nie zrobił głupot. Nieraz dyskutujemy, mogę się z czymś nie zgadzać, ale on podejmuje decyzje. Doradzam, mu by po przegranym meczu nie „szedł w miasto”, bo po co prowokować zdenerwowanego kibica. Po wygranych też nie może mieć to miejsca, by szwendał się po lokalach.
- Poniedziałkowe starcie w Krakowie oglądnie Pan osobiście.
- Zawsze jestem mile widziany w skyboxach. Ale tym razem chyb a będę oglądał na odległość, bo wybieram się do Artura Wichniarka do Berlina, który jest menedżerem mojego syna.
DZIEJE SIĘ W SPORCIE - KONIECZNIE SPRAWDŹ:
Jesus Imaz: Gole zachowałem specjalnie na derby z Cracovią!
Jedyne takie derby Krakowa - dzieci kibicowały ile sił
Echa derbów Krakowa. "Takiego wydarzenia w historii polskiej piłki jeszcze nie było"
Henryk Kasperczak o trenerze Wisły Kraków
"Kraków. Stadion Wisły to wielka samowolka"
Wychowani w Krakowie, grają w Ekstraklasie. Znasz ich wszystkich?
[reklama]