Jacek Bąk: Gdy głowa nie dojeżdża, to błędy muszą się zdarzyć
Czasem przychodzi taki moment, w którym trzeba sobie podziękować. Adam Nawałka nie zostawił spalonej ziemi i przyzwyczaił naród do zwycięstw. Dlatego występ w mundialu został tak źle odebrany. W Rosji wygrały taktyka i wyrachowanie - ocenia mundial w Rosji Jacek Bąk, wybitny reprezentant Polski
fot. Grzegorz Jakubowski / Polskapresse
Od początku czuło się, że Francuzi musieli się znaleźć w tym finale...
Francuzi mają moc wszędzie. W każdej formacji. Są doskonale wyszkoleni technicznie. Trzeba otwarcie przyznać, że tacy piłkarze, jak Antoine Griezmann i Kylian Mbappe to tuzy współczesnej piłki. Ich udział w finale nie mógł dziwić, chociaż ktoś powie, że to kwestia Brazylijczyków i Niemców, którzy rozczarowali. Francja dysponuje świetną kadrą, każdy ograny w pierwszej jedenastce silnego klubu. Argentyna i Brazylia miała niby ten sam atut, a nie dała rady.
I co było powodem niemocy drużyn z Ameryki Południowej?
Na pewno można powiedzieć, że Leo Messi nie był sobą. Nie był tym Messim, którego znamy. Neymar niby pomagał Brazylii, ale czegoś zabrakło. Z Belgią przegrali „po piłkarsku”. Potem rozwinęli skrzydła, ale zabrakło im czasu na wyrównanie. Gołym okiem było widać, że w Argentynie był konflikt. Trener nie pasował do tych piłkarzy. Obie strony nie dążyły do współpracy.
A Francuzi byli tacy sami jak w 1998 roku, gdy wygrywali mundial na swojej ziemi?
Z łatwością można te drużyny do siebie porównać. Widzę to lustrzane odbicie. Raphael Varane grał tak, jak grał Laurent Blanc. Olivier Giroud męczył się w ataku, jak robił to Stéphane Guivarc’h. W obecnej drużynie widzę też podobieństwo do ekipy, która w Belgii i Holandii zdobywała mistrzostwo Europy w 2000 r. Ale na razie tamte drużyny są lepsze - w końcu wygrały obie imprezy.
Taki sukces Chorwatów to jednak zaskoczenie?
Na pewno tak. Zawsze jest zaskoczenie, gdy ktoś gra o puchar świata kosztem Brazylijczyków, Argentyńczyków lub Niemców. Chorwacja to silny zespół, ale czy na finał? W drodze do niego mieli słabsze momenty, ale zatuszowali je wytrzymałością. Dobrze, że takie historie mają miejsce w wielkiej piłce.
Chorwaci pokazali, że można wytrzymać na boisku jeden mecz „ekstra”.
Gdyby półfinał z Anglią miał trwać dwie i pół godziny, to Chorwaci by się dopiero rozkręcali. Adrenalina sprawiła, że zapomnieli o zmęczeniu. Byłem ciekaw, czy nie odbije im się to czkawką w finale. Bo takie spotkania trzeba odpokutować, ale dwa dni po ostatnim gwizdku. Cały turniej grają, jakby wiedzieli, że finał gra się raz w życiu.
W naszym przypadku pojawiły się niepotrzebne dyskusje o temperaturach w Soczi, Wołgogradzie itd.
Trzeba powiedzieć, że u nas po prostu głowy nie dojechały. Byłem dwa razy na mistrzostwach świata, raz na mistrzostwach Europy i wiem, jak to jest. Byłem w takiej sytuacji, gdy jest duży stres. Może oni trenowali za mocno przed tym turniejem? Gdy mocno trenujesz, a jesteś spięty, to łatwo się „zajechać”.
Włodzimierz Lubański powiedział mi, że było za dużo błędów piłkarskich, by tłumaczyć się stresem.
Ale jak „głowa” jest nieprzygotowana, tu muszą zdarzać się błędy czysto piłkarskie. Psychika jest najważniejsza. Wszyscy wiemy, że ta grupa potrafi grać w piłkę, ale trafił ich delikatny paraliż. Nie wyglądało to dobrze. Wiem, jak wygląda otoczka mundialu, też miałem ten problem. I wyglądało to podobnie - dwa mecze słabe i jeden dobry.
Mecz z Japonią się Panu podobał?
W trzecim meczu fazy grupowej ciśnienie z ciebie schodzi. Czujesz to. A każdy mecz w mundialu jest „o coś”. O honor, powrót do domu w lepszych humorach. Spotkanie z Japonią było lepsze od poprzednich. Widać było, że Kamil Glik wprowadził spokój w tyłach. Wcześniej tego nie było, skrzydła nie funkcjonowały. Musieliśmy odpaść. Z Senegalem sami strzeliliśmy sobie gole. Szwankowało ustawienie, dopiero gdy goniliśmy wynik, to nie było z nim aż tak źle. Za to z Kolumbią znowu było tragicznie. By grać ustawieniem z trójką stoperów, to całe trio musi być pewne, a my robiliśmy stopera z Łukasza Piszczka.
Czas na zmianę pokoleniową w reprezentacji.
Gdy myślimy o Łukasza Piszczku, to widzimy następcę, czyli Bartosza Bereszyńskiego. Oczywiście, że Piszczek jest bardzo dobrym piłkarzem, ale w Rosji był bez formy. Trzeba czekać, jak zacznie układać to Jerzy Brzęczek. Nie jestem w środku tej reprezentacji i nie mam pewności, kto z kadry odejdzie, a kto zostanie.
Wybór Jerzego Brzęczka na selekcjonera reprezentacji Polski Pana zaskoczył?
Mnie zaskoczył bardzo. Znam go dobrze jako człowieka i piłkarza. Był w paru polskich klubach i to na razie wielkiej wiedzy nie daje. Poukładać ten zespół to nie będzie łatwa sprawa.
Adam Nawałka nie zostawia po sobie spalonej ziemi. Ma za sobą dobre pięć lat.
Jak najbardziej. Jego kadencja to wielki plus. Tak jak powiedział prezes Zbigniew Boniek: Adam Nawałka dał nam mnóstwo radości i przegrane mistrzostwa tego nie zmienią. Przychodzi taki moment, że trzeba sobie podziękować. Pracowałem z Nawałką, gdy był asystentem Leo Beenhakkera. To od zawsze był fachowiec. Krakowska szkoła. Profesjonalista. Widać, że wszystko zawsze miał poukładane. Tacy ludzie muszą osiągnąć sukces. Pięć lat w naszej kadrze to spory wyczyn.
Może nasze oczekiwania były za duże?
Zawsze pierwsze marzenia to są marzenia o wyjściu z grupy. Niestety, kolejna impreza sprawiła, że pompowane baloniki za daleko nie poleciały. Może w końcu w następnych imprezach spuścimy z niego powietrze.
Przed mundialem w Niemczech w 2006 roku ten balonik był chyba bardziej pompowany niż teraz.
Presja jest zawsze. Ta kadra nauczyła kibiców, że wygrywa i takie niepowodzenie zostało bardzo źle odebrane.Bo mamy lidera w postaciRoberta Lewandowskiego i kilku innych dobrych zawodników.
Jerzy Brzęczek powinien dostać teraz bardzo długi kredyt zaufania?
To nie jest tak, że po mundialu nie mamy drużyny. Szkielet pozostał. Nie wiem, co Jerzy Brzęczek wymyśli, ale na pewno potrzebni są nam młodzi.
Adam Nawałka młodych nie powołał.
Sebastian Szymański i Szymon Żurkowski mogli pojechać do Rosji, by poznać otoczkę wielkiego turnieju, ale selekcjoner wybrał inaczej. Po mundialu każdy jest mądry.
Mówi Pan o Brazylijczykach i Niemcach. Pańscy faworyci zawiedli w Rosji?
Kibicuję Polsce, a potem Francji. To również moja drużyna. Spędziłem tam wiele lat, mam francuskie obywatelstwo. Można powiedzieć, że to moja druga ojczyzna. Brazylia, Niemcy i inni mnie specjalnie nie obchodzą.
Trzeba przyznać, że mundial w Rosji był mocno taktyczny.
To prawda. Finezyjnie grała Brazylia, ale też była stłamszona przez taktykę rywala. Kilka lat wcześniej było inaczej. Finezja jest tylkomomentami, a dużo jest taktyki, wyrachowania i czekania na błąd rywala.
System VAR zdał egzamin?
Dobrze, że VAR jest. Błędy się zdarzają nawet i gdy jest VAR. Na wynik pracują piłkarze, sztab. Często nawet kilkadziesiąt osób. Jak jeden człowiek ma to zniweczyć, to lepiej, że są powtórki wideo.
Anglicy to największa niespodzianka turnieju?
W Anglii są dwie lub trzy indywidualności i tyle. Ich awans do najlepszej czwórki to duże zaskoczenie.
Grać na Harry’ego Kane’a to jednak byłby dla Pana problem.
Robi wrażenie. W Premier League łatwo goli się nie strzela. Zobaczymy, czy będzie tak grał przez następne lata.