Kogo nie szanuje Radosław Majdan? Czytaj drugą część wywiadu!
Radosław Majdan opowiada nam o życiu w blasku fleszy, jak to było z pobiciem policjantów w Mielnie i relacjach z byłą żoną, Dorotą Rabczewską. Czytaj drugą część obszernego wywiadu, tylko w EKSTRAKLASA.NET!
Czytaj pierwszą część wywiadu!
Myślałeś wcześniej o zostaniu trenerem bramkarzy Polonii czy pomysł zrodził się dopiero po tym, jak otrzymałeś propozycję od prezesa Wojciechowskiego?
Powiem Ci, że to bardzo dziwnie wyszło, bo czasami tak jest w życiu, że o czymś pomyślisz i niedługo się to staje. Pamiętam, że wracając z sylwestra i jadąc samochodem z przeświadczeniem, że za dwa dni wracam do pracy i rozpoczynamy przygotowania do rundy rewanżowej, pomyślałem sobie, że fajnie by było zostać trenerem bramkarzy. Akurat stało się tak, że w klubie była zmiana trenera, przyszedł Holender i na kolacji powitalnej nowego szkoleniowca z drużyną prezes Wojciechowski zapytał mnie czy nie chciałbym trenować bramkarzy. Powiedziałem, że bardzo chętnie się tym zajmę i tak już zostało. Z bramkarzami się fajnie trenuje, bo są to bardzo pracowici ludzie i mają świadomość tego, że jak sami sobie nie pomogą choćby pracą na treningach, to później na meczu już nikt im nie pomoże, a ja jestem od tego, żeby dotrzeć do nich i sprawić, by pomagali oni drużynie i ich forma treningowa przekładała się dyspozycję meczową.
Jak opisałbyś ten sezon w wykonaniu Polonii? W klub wpompowane zostały spore pieniądze, ściągnięto dobrych piłkarzy, ale walki o mistrzostwo absolutnie nie będzie.
No nie będzie niestety. Po raz kolejny drużyna nie gra na miarę własnych możliwości. Mówiłem już o tym parę razy – wydaje mi się, że w tym momencie jesteśmy w zupełnie innym położeniu, niż była polska piłka jeszcze kilka lat temu, gdy prym wiodła Wisła. Wtedy prezes Cupiał kupił najlepszych piłkarzy z ligi i zrobił z nich mega dobrą drużynę. Dziś takiej drużyny już zrobić się nie da, bo jest Wisła, Lech, Legia i te kluby nie sprzedadzą nikomu z polskiej ligi swoich najlepszych zawodników. Poza tym, ceny są teraz inne – dziś za piłkarza z tych klubów trzeba zapłacić około miliona euro, a niejednokrotnie więcej.
Można powiedzieć, że się poddajecie?
Cały czas mamy te aspiracje, mamy dobre transfery, ale gdzieś nas to zaczyna przytłaczać i jako drużyna nie wykorzystujemy swoich możliwości. Personalnie mamy przecież zespół zdecydowanie lepszy niż miejsce w tabeli, które obecnie zajmujemy. Być może piłkarze nie wytrzymują tego stresu. Gdzieś nam to wszystko nie zagrało i pozostaje mieć nadzieję, że po następnym okresie transferowym, w czasie którego, jeśli chcemy walczyć o mistrzostwo, musimy wzmocnić kadrę, dobrymi skrzydłowymi pokroju Sławka Peszki czy Kamila Grosickiego, będziemy już wystarczająco silni, bo mówiąc szczerze, niewiele nam brakuje mimo tego, że jesteśmy bodaj tylko dwa punkty nad strefą spadkową.
Czy drużynę na miarę mistrza kraju da się zbudować w kilka miesięcy? Czy na to nie potrzeba czasu? Prezes wyłożył duże pieniądze i oczekuje natychmiastowych rezultatów. Nie dziwimy mu się, bo dla niego to też jest jakiś biznes, na którym chce po prostu zarobić, a nie tracić, ale może prezesowi Wojciechowskiemu brakuje cierpliwości?
Rzeczywiście, trudno się z Twoim stwierdzeniem nie zgodzić. Jak ktoś przeczyta historię wielkich klubów, to takie potęgi jak Manchester United budowano latami. Kiedyś w Polsce był jeszcze taki czas, że można było z dnia na dzień zrobić drużynę, czego najlepszym przykładem jest właśnie Wisła – do zespołu, który był gdzieś w dole tabeli, bronił się nawet przed spadkiem, przyszedł nagle sponsor i sprowadził bodaj 14. czy 15. piłkarzy topowych. W Pogoni zresztą było podobnie – jeszcze jak ja tam grałem prezes ściągnął ok. 12. zawodników i z podstawowego składu zostaliśmy tylko ja i Robert Dymkowski. Przyszli wtedy pamiętam Kaziu Węgrzyn, Brasilia, Jacek Bednarz, a więc tacy piłkarze, którzy już byli jakimiś markami i zdobyliśmy wtedy wicemistrzostwo Polski! Zaskoczyło to wszystko wtedy tak z dnia na dzień. Dziś jednak te czasy chyba już bezpowrotnie minęły i o sukces jest zdecydowanie trudniej. Oczywiście trzeba mieć tą cierpliwość, ale jak wykładasz pieniądze i masz świadomość, że drużyna jest na miarę europejskich pucharów, a ona gra poniżej oczekiwań, no to pozostaje taki niesmak. Myślę, że jesteśmy teraz zdecydowanie niżej, niż wskazywały na to nasze możliwości sportowe.
Gdzie błąd popełnił Theo Bos? Co zrobił źle, że po praktycznie dwóch miesiącach musiał spakować walizki?
Nie chciałbym go oceniać. Za jego czasów rozpocząłem trenowanie bramkarzy, więc można powiedzieć, że przy nim zaczął się ten rozdział w moim życiu. Miałem z nim bardzo dobry kontakt i zawsze dobrze życzyłem jemu i jego asystentowi, dlatego nie chciałbym się jakoś negatywnie tu wypowiadać. Nie wiem, co zrobił źle, a co dobrze, ale niestety nie było efektów tej pracy. Pamiętam jednak mecze sparingowe w Marbella Cup, gdzie wygraliśmy 1:0 z Zenitem Sankt Petersburg, który grał wtedy w najsilniejszym składzie, pokonaliśmy również ekipę Dana Petrescu 4:0, gdzie w drugiej połowie bawiliśmy się z nimi po prostu jak chcieliśmy. Wydawało mi się wtedy, że w końcu mamy zespół na miarę tych oczekiwań. Zawodnicy wyglądali bardzo dobrze, ale po powrocie do kraju znów ta rzeczywistość jakoś nas przytłoczyła i wróciliśmy do tego, co było w poprzedniej rundzie, czyli wymęczone mecze bez ładnej gry i bez bramek. Nie wiem dlaczego tak się stało. To jest też urok piłki i pewnie dlatego tyle ludzi ją ogląda. Gdyby nie była tak nieprzewidywalna, to bukmacherzy nie zarabialiby wielkich pieniędzy, albo zarabialiby wszyscy, tylko nie oni.
Uważasz, że zatrudnienie Piotra Stokowca było dobrym posunięciem? Zawodnicy nie ukrywali, że nie za bardzo za nim przepadają. Paradoksalnie w meczu z Widzewem wyglądaliście dużo lepiej, niż wcześniej – bramek nadal nie było, ale stworzyliście sobie przynajmniej jakieś sytuacje.
Piotrek pobudził przede wszystkim bocznych obrońców do gry ofensywnej. Kuba Tosik wykonał w meczu z Widzewem więcej dośrodkowań niż w poprzednich czterech spotkaniach razem wziętych. Nie odczuwałem jakoś tego, żeby zawodnicy nie lubili Piotrka. Może później w jakichś wywiadach to wyszło, ale nie będę w to wchodził. Piotrek ma zadatki na bardzo dobrego trenera naszej Ekstraklasy. Ma dobry warsztat, ponieważ długo był asystentem Pawła Janasa. Poza tym, kładzie duży nacisk na taktykę, a nie każdy trener w Polsce potrafi tak rozpracować rywala pod tym względem, jak właśnie on. Ma jak to się mówi charakter – nie bał się ustawić nas ofensywnie na Widzew choć wiedzieliśmy, że stworzy to szanse na sytuacje strzeleckie dla gości. Nie bał się, choć wiedział, że jeśli przegramy, to może być to jego jedyny mecz w roli pierwszego trenera. Najtrudniej jest jednak zrobić ten pierwszy krok – gdybyśmy pokonali Widzew, może dostałby szansę w kolejnym spotkaniu. Tak się jednak nie stało i trenerem został Jacek Zieliński, ale jestem przekonany, że w przyszłości Piotrek zaistnieje jeszcze w Ekstraklasie.
Lekiem na całe zło będzie właśnie trener Zieliński? Znacie się nie od dziś. Uważasz, że podoła on wyzwaniu i podniesie Polonię z tego kryzysu?
Za kadencji Jacka Zielińskiego Polonia wygrywała zdecydowanie najwięcej meczy odkąd prezesem został JW, więc już udowodnił, że jest w stanie sobie poradzić. Mam nadzieję, że teraz będzie podobnie i znów będziemy zdobywać wiele punktów. Pracujemy razem od poniedziałku i zobaczymy, jak to będzie wyglądało. Tak jak już mówiliśmy wcześniej – na treningach wszystko może wyglądać dobrze, ale i tak całość zweryfikuje boisko. Nie chodzi nawet o samą grę, ale o wyniki. Wierzę, że zaczniemy grać na miarę oczekiwań i po prostu w końcu wygrywać mecze, no bo ile można przegrywać? Graliśmy już cztery spotkania i nie strzeliliśmy nawet bramki, co na pewno chluby nam nie przynosi. Czekam na to upragnione zwycięstwo i przełamanie drużyny, bo chłopaki też muszą uwierzyć, że mogą wygrywać. Dla nich to też jest trudna sytuacja, bo mają świadomość tego, że oczekiwania były inne. Ciąży na nich duża presja, bo miały być puchary, a bronimy się przed spadkiem.
Pierwszą decyzją trenera Zielińskiego było przywrócenie do drużyny Ebiego Smolarka, któremu groził, powiedzmy, „awans” do tego słynnego Klubu Kokosa. Trener Zieliński zapowiedział na konferencji dziennikarskiej, że chce ten temat zamknąć raz na zawsze. Co sądzisz na temat takiej formy „mobilizacji”?
Uważam przede wszystkim, że potrzebny nam jest teraz spokój. Trener Zieliński prosił nawet zawodników, żeby rzadziej udzielali wywiadów, a skupili się na tym, co do nas należy, żeby na boisku pokazać swoją wartość. Nie ma co teraz dywagować nad tym, co będzie z tym, co z tamtym – na dzień dzisiejszy wszyscy są w zespole i to jest najważniejsze. Nie ma co gdybać – najważniejszy jest jak mówię spokój i to, żeby zawodnicy uwierzyli w siebie, a nie wychodzili na boisko ze strachem przed tym, co będzie, jak znów przegrają.
Jak oceniasz ogólnie obecny poziom polskiej ligi? Mówiłeś, że bardzo się zmieniła. Są co raz większe pieniądze, teoretycznie lepsi piłkarze, ale na widowisko sportowe nie zawsze się to przekłada.
Z tym poziomem jest rzeczywiście różnie. Wiesz, zastanawiałem się jak to jest z tą naszą polską ligą – z jednej strony pieniądze są dużo większe niż kiedyś, mamy stadiony, które działają bardzo mobilizująco na drużynę, bo nie ukrywajmy, inaczej gra się w Lechu Poznań, gdzie masz 35 tys. ludzi na trybunach, a inaczej, nie obrażając, w Radzionkowie, gdzie jest tysiąc osób, ktoś smaży kiełbaski i czujesz się jak na pikniku, bo mecz jest o 12.00 w niedzielę. Nie wiem jednak czy problemem naszej ligi nie jest klimat. Przez te 3-4 miesiące, kiedy nie gramy, jest bardzo ciężko przygotować zespół. Są oczywiście kluby takie jak Śląsk Wrocław, które z marszu grają fajną piłkę i wygrywają, ale większość drużyn musi „odpalić” i wejść w rytm meczowy. Ktoś kiedyś policzył, że 19-latek z Hiszpanii gra cztery lata dłużej w piłkę niż jego rówieśnik z Polski. Teraz drużyny jeżdżą na zgrupowania, ale kiedyś pamiętam jak w listopadzie kończyliśmy rundę, to w lutym, a często dopiero w marcu widzieliśmy pierwszy raz zieloną trawę. Ta przerwa jest niestety za długa, a najgorsze jest to, że nie potrafimy tego zmienić – w grudniu mamy już -15 stopni, a w marcu zazwyczaj jest jeszcze dużo śniegu. W tym jest chyba główny problem, no bo gdzie indziej? Polscy piłkarze imprezują i dlatego słabo grają? Umówmy się – za granicą imprezują więcej, a radzą sobie. Coś jest też chyba w nastawieniu mentalnym zawodników – kiedy wcześniej nie było baz treningowych, piłki były kwadratowe, ale była w nas pasja. Dziś młodzi chłopcy podchodzą do tego często mało profesjonalnie i niestety jak przychodzi do klubu zawodnik mający dwadzieścia-parę lat, to nie nauczymy go właściwego podejścia do zawodu piłkarza – tego trzeba uczyć najmłodszych adeptów futbolu.
Brakuje nam też stylu – w Anglii grają długimi piłkami, w Hiszpanii wieloma podaniami na małej przestrzeni, we Włoszech defensywnie, a u nas co? Można powiedzieć, że polski zawodnik to taki typowy defensywny pomocnik – wybiegany piłkarz, który gdzieś zaasekuruje, czasami fajnie poda, ale to jest zdecydowanie za mało, żeby grać dobrze w piłkę.
Trzeba inwestować w młodzież, tworzyć akademie piłkarskie i poświęcać temu dużo czasu. Jeśli na tym się skupimy, to jestem pewny, że w tak dużym narodzie jak nasz, znajdziemy wielu dobrych utalentowanych piłkarzy.
Jak zapatrujesz się na powroty do Ekstraklasy piłkarzy „dawnych lat”? Wrócił Frankowski, któremu akurat się udało, ale są też Żurawski, Ślusarski, Żewłakow, który przebłyski ma tylko w meczach z Legią, Wichniarek, Radomski. W czym tkwi problem tych zawodników? To kwestia mobilizacji? Przychodzą do Ekstraklasy jak na sportową emerytuję?
Przede wszystkim nie można odnosić takiego mylnego wrażenia, że tak słaba, że każdy sobie w niej poradzi, bo to nie jest prawda. Zawodnicy w naszej lidze są wybiegani i dobrze przygotowani pod względem defensywnym. Już kilka lat temu obrona zdecydowanie wyprzedziła atak i łatwiej jest dziś zorganizować grę w defensywie, niwelując ofensywne zapędy rywali, niż kreować grę ofensywną. Polskie kluby nie mają w swoich składach takich indywidualności jak Adrian Mierzejewski u nas, jakimi jeszcze niedawno byli Peszko w Lechu czy Grosicki w Jagiellonii, którzy są w stanie sami minąć kilku rywali i zdobyć bramkę. Dziś lepiej się bronimy, niż atakujemy i zauważ, że zawodnicy, którzy wracają do Ekstraklasy, to są piłkarze formacji ofensywnych i mają oni problem z poradzeniem sobie z naszymi obrońcami. W innych ligach byli przyzwyczajeni do gry w piłkę, a tu czasami się tylko przeszkadza i jak ktoś wraca, jeszcze z głośnym nazwiskiem, to jest podwójnie pilnowany i z tym sobie nie radzi. Wracając jednak do Polski mogą przekazać młodszym swoje doświadczenie zdobyte za granicą, gdzie poziom jest jednak zdecydowanie wyższy. Młodzi polscy zawodnicy mogą się od nich wiele nauczyć – przede wszystkim właściwego podejścia do tego zawodu.
Skoro już jesteśmy przy Ekstraklasie – co Twoim zdaniem stało się z Jagiellonią? Czyżby odejście jednego Kamila Grosickiego tak bardzo zachwiało zespołem, który jesienią był rewelacją ligi?
W tym wypadku odejście tego zawodnika znacznie osłabiło zespół, bo Kamil jest piłkarzem, który daje niesamowitą jakość w ofensywie. Może nie strzelał wielu golu, ale miał niezliczoną ilość podań otwierających kolegom drogę do bramki. Kiedyś bardzo chciałem, żeby Grosicki dołączył do naszego klubu, bo takich piłkarzy nie ma zbyt wielu w polskiej lidze. Kimś takim jest Mierzejewski, był w Lechu Peszko i to by było na tyle. Świetne wyszkolenie techniczne nie jest domeną naszych zawodników, a jeśli w jego przypadku dołożymy jeszcze znakomitą szybkość, to kreuje nam się obraz zawodnika niezwykle pożytecznego.
Ale w Jagiellonii na kryzys złożyło się chyba więcej czynników?
Drużyna, żeby zdobyć mistrzostwo, musi dojrzeć, musi być przygotowana na grę pod presją, bo jeśli gonią Cię trzy zespoły i różnica punktowa jest znikoma, to każdy mecz staje się tym decydującym o tytule. Jeśli jakiś zespół nie jest do tego przyzwyczajony, nie radzi sobie z presją. Wydaje mi się, że Jagiellonia zagrała tę pierwszą rundę na 120 % możliwości – osiągnęli maksimum i czasami wygrywali mecze, których teoretycznie nie powinni byli wygrać i szacunek dla nich za to. Oni już w tamtym sezonie pokazali, że mimo ujemnych punktów, poradzili sobie bardzo dobrze. Teraz jednak byli liderami po pierwszej rundzie i piłkarze zdali sobie chyba sprawę z tego, że już nie są zwykłą Jagiellonią, na którą przyjeżdżają rywale i mówią: „to jest zespół do pokonania”, tylko jest to ekipa walcząca o mistrzostwo Polski, a więc są traktowana na równi z Wisłą, Legią i Lechem. Wola walki innych drużyn w meczach z nimi jest teraz zdecydowanie większa, przez co gra im się dużo trudniej, niż jesienią. Bardzo podobnym przykładem jest niemiecki Hoffenheim, który też wypalił w jednej rundzie, ale później te rutynowe firmy jednak okazały się lepsze. To jest normalne, że młodzi zawodnicy w pewnym momencie nie radzą sobie z presją. Poza tym, poziom szczęścia zawsze równa się „0” i jeśli w jednej rundzie miałeś go więcej, to w drugiej karta się odwraca i tak to wygląda teraz w przypadku Jagiellonii.
Kto obecnie ma największe szanse na tytuł mistrzowski?
Wisła. Wydaje mi się, że Wisła Kraków zdobędzie mistrzostwo w tym roku. Lech miał słabą tamtą rundę i chociaż teraz próbują gdzieś to wszystko odbudować, to jednak zdarzają im się wpadki, jak choćby ostatnia porażka 0:1. Wisła nie gubi tak głupio punktów. Legia na przykład jesienią grała słabo, ale wygrywała, a teraz, wyłączając mecz z nami, w którym imponowała mi pressingiem i sposobem rozgrywania akcji, gra już zdecydowanie słabiej. Wisła dobrze wykorzystała też okienko transferowe i zbudowała drużynę, która powinna zapewnić im tytuł mistrzowski.
Ostatnie okienko transferowe było niezwykle interesujące, a do Polski przyszło wielu ciekawych zawodników. Który transfer najbardziej Cię zaskoczył?
Powiem Ci, że bardziej zaskoczyły mnie odejścia. Na przykład Sławka Peszki, który opuścił Lecha – myślę, że to jest duże osłabienie Poznaniaków. Bardzo mi się podoba ten Izraelczyk z Wisły. Na początku nie wiedziałem, że to jest tak dobry piłkarz, ale daje sobie naprawdę świetnie radę. Powalających transferów, które mogłyby zmienić oblicze zespołu chyba jednak nie było.
Co sądzisz o polityce powołań Franciszka Smudy? Czy wobec kontuzji Fabiańskiego, Szczęsnego i Tytonia trener nie powinien schować dumy do kieszeni i powołać najlepiej broniącego obecnie Artura Boruca? Nie powinni pogadać sobie jak facet z facetem i zagrać dla dobra kadry?
To jest taka sprawa niewygodna dla trenera. Coś, co niesamowicie mnie dziwi w przypadku tej reprezentacji, to że strasznie dużo wychodzi jakiś dziwnych afer i to też ma na pewno wpływ na atmosferę w tej drużynie. Ja nie pamiętam, żeby w historii polskiej kadry co zgrupowanie była jakaś afera – jedna w Krakowskim hotelu, druga w samolocie, teraz znów kolejna. Najdziwniejsze jest to, że we wszystkich przypadkach żadnych dziennikarzy przy tym nie było, a tymczasem to jakoś na wierzch wypływa! Nie jestem zwolennikiem tego, żeby afery zamiatać pod dywan, ale w pewnym momencie uderza to w samego selekcjonera, bo karząc piłkarza on musi się zastanowić czy nie robi większej krzywdy drużynie. Z drugiej jednak strony trener nie może pozwolić nikomu wejść sobie na głowę i musi mieć autorytet wśród zawodników. Wtedy jednak popełnił mały błąd, mówiąc w bardzo niewygodny sposób, że jak Artur będzie grał i bronił dobrze, to go powoła. Gdybym był na jego miejscu, to powiedziałbym, że nie powołam tego piłkarza, bo straciłem u niego autorytet – Artur w dość niewybrednych słowach wypowiedział się przecież wtedy o trenerze. Powinien postawić sprawę jasno i stwierdzić, że choćby Artur był najlepszym bramkarzem na świacie, to w kadrze nie zagra póki on jest jej selekcjonerem. Trener wtedy tego nie powiedział, ale nic nie zapowiadało, że Artur będzie grał. Nagle Frey złapał kontuzję i Artur jest jednym z najlepszych bramkarzy Serie A i na dzień dzisiejszy rzeczywiście powinni ze sobą porozmawiać i sprawę dla dobra zespołu wyjaśnić.
Skoro jesteśmy przy bramkarzach, to jest ktoś, kto poczuł trochę piłki na wysokim poziomie i chyba zaczyna "gwiazdorzyć". Chodzi oczywiście o Wojtka Szczęsnego, z którym miałeś publiczną wymianę zdań. Nie uważasz, że tak młody bramkarz nie powinien skupić się na solidnym trenowaniu, a nie bieganiu ze wszystkim do mediów?
Śmiać mi się chce z tej sytuacji. Mi nie zależy, żeby się tam z nim na łamach mediów przepychać. Jak ktoś uważa, że wchodzenie na strony internetowe i wylewanie tam swoich żali i wpisywanie komentarzy jest fajne, to jest w błędzie. To wcale nie jest fajne tym bardziej, jak jesteś piłkarzem. Nie trafia do mnie podniecanie się tym, że ktoś mówi to, co myśli. Umówmy się, największy problem ludzi polega tym, żeby myśleli to, co mogą powiedzieć. Spodobało mu się chyba to, że każdy mówi o nim, że jest kozak, że jest mocny psychicznie. Szczerze? Ci sami ludzie za tydzień będą mówić, że to go zgubiło. Ogólnie wydaje mi się, że trzeba po prostu trzymać ciśnienie, bo sportowcem się bywa, a człowiekiem się jest. Ja znam wielu piłkarzy, którzy osiągnęli w futbolu wiele, ale jako ludzie są dla mnie zerem i nie chciałbym mieć nigdy z nimi do czynienia. Nie ważne ile piłkarz zdobędzie trofeów – nie imponuje mi to w ogóle, jeśli jako człowiek jest dla mnie nikim. Życie wszystko weryfikuje i jest brutalne dla takiego taniego gwiazdorstwa.
Jak zapatrujesz się na grę w biało-czerwonych barwach piłkarzy naturalizowanych?
Wydaje mi się, że mamy ten najważniejszy człon drużyny. Patrząc na Irka Jelenia, Roberta Lewandowskiego, Kubę Błaszczykowskiego, Rafała Murawskiego wydaje się, że ten zespół jest ułożony, ale ciągle jednak czegoś brakuje. Pamiętam mecz z Australią – byłem na tym meczu i nie wierzyłem, że to była polska reprezentacja. Świetnie się asekurowali, grali pressingiem. Byli bardzo nieskuteczni i pewnie to zaważyło na tym, że ten mecz przegraliśmy, a nie wspominamy go teraz jak wygranej w Chorzowie z Portugalią, bo to było świetne widowisko. Niestety później przychodzą takie mecze jak ten z Litwą czy wcześniej w Stanach – takie bezpłciowe. Chłopaki wyglądają, jakby im ktoś kazał grać. Wiesz czego brakuje? Jak ja wychodziłem na boisko i słyszałem hymn, to rozpierała mnie mega duma. Chciałem walczyć, szedłem jak na wojnę, bo bronić barw narodowych to dla piłkarza powinna być najważniejsza w życiu wojna! Sam hymn powinien wyzwalać taką adrenalinę, że choćby Ci nogę urwali, to Ty dalej chciałbyś grać, a tutaj tego brakuje. Nie ma w tej kadrze wojowników, takich jak choćby Radek Sobolewski w Wiśle. Kimś takim jest tylko Rafał Murawski – wszyscy pękają, a on nie pęka. Jest 0:2, głowy spuszczone, a on biega i dalej walczy i ciągnie za sobą następnych. Tego brakuje naszej reprezentacji.
Nie ukrywam, że jestem za globalizacją, ale z tą naszą naturalizacją to jest tak trochę dziwnie, bo chcemy dawać paszporty ludziom, którzy nigdy nie byli w Polsce i nie wiem czy to jest najlepsze.
Dobrze czujesz się w mediach? Jeszcze jako piłkarz nie stroniłeś od blasku fleszy i kamer, występując w wielu programach telewizyjnych. Do tego doszły jeszcze teledyski, różne sesje i reklamy. Denerwuje Cię opinie niektórych ludzi, że robisz to dla blasku, dla kasy? Że jest to taki sposób na to, by ludzie pamiętali o Radku Majdanie?
Nie, nie denerwuje mnie to, bo ja coś takiego przeczytam to uważam, że jest to opinia osoby, która mnie nie zna. Weźmy np. "Taniec z Gwiazdami". Strasznie często ludzie mówili mi: „dopiero teraz zobaczyłem, że jesteś innym człowiekiem, bo w tych mediach plotkarskich przedstawiano Cię zupełnie inaczej”. Zawsze powtarzam, że oceniamy człowieka na podstawie własnej osobowości – jeśli ktoś jest złodziejem, to posądza wszystkich o to, że chcą go okraść, a jak jest kłamcą to bardzo mało ufa innym. Jeśli ktoś uważa, że robię to dla poklasku, to być może sam robiłby tak będąc na moim miejscu. Jestem dumny ze swojego charakteru i takie rzeczy mnie nie ruszają – jestem przekonany o własnej wartości i jeśli ktoś, kto mnie nie zna i gada takie rzeczy, to mam to po prostu gdzieś.
Nie uważasz, że Twoja kariera mogła potoczyć się nieco inaczej, gdyby media nie wykreowały Cię na gwiazdora? Stałeś się gwiazdą telewizji, a dziennikarze często rozdmuchiwali niektóre sprawy, jak np. rzekome pobicie dziennikarza faktu czy aferę z policjantami w Mielnie…
Powiem Ci, że to też nie jest dobre. Jak była ta afera w Mielnie, to pisali o mnie 10 razy więcej, niż jak grałem na Mistrzostwach Świata czy zdobywałem mistrzostwa Polski z Wisłą. Dziś taki jest świat i trzeba sobie zdać z tego sprawę. Jak ktoś teraz zdobędzie piękną bramkę w reprezentacji to nie poświęci się mu tyle miejsca w gazecie jak po ostatniej aferze. Dziś publiczność żądna jest krwi. Jak kiedyś w Koloseum – najciekawsze przedstawienia były na śmierć i życie, a nie kto wygra i się cieszy, a kto przegra odchodzi ze spuszczoną głową. Ludzie chcą czytać o tym, że ktoś się rozbił samochodem albo gdzieś tam narozrabiał czy miał awanturę z policją, a nie czy dobrze grał w ostatnim meczu. Z kolei dziennikarze zdają sobie z tego sprawę i dlatego takie rzeczy uwypuklają i o tym piszą bez względu na to czy jest to prawdą. Ostatnio mocno poirytowała mnie tak zwane poważne media. Niby uchodzące za wiarygodne, a nie dzwoniąc do mnie lub mojego menadżera i nie pytając o nic zrobili przedruk z jakiejś plotkarskiej strony, że ktoś tam zabrał mi reklamę BMW. Nie było to prawdą. W ogóle nie było takiego tematu. Zostało wysłane sprostowanie sprostowanie, ale tylko nieliczni o tym poinformowali. Większość np. zamieściła ranking małżeństw, które po rozwodzie najczęściej obrzucały się błotem i znowu mnie tam umieścili, gdzie ja na moją byłą żonę nie powiedziałem złego słowa. Ona, oczywiście, powiedziała o mnie wiele złych rzeczy, ale irytuje mnie to, bo ja swoje zdanie na jej temat mam, ale nie muszę z tym biegać do mediów i oczekuję, że ktoś rzetelnie o tym napisze, czyli nie „oni się obrzucali”, tylko „ona jego, a on ją nie”. Oni się jednak tym nie przejmowali, bo fajnie było zestawiając pary napisać tytuł o Dodzie i jej byłym mężu – ja się wtedy dla nich nie liczyłem. Tak działają media i z tym nie wygrasz. Wierzę jednak, że ta prawdziwa prawda sama się obroni. Nie wiem jakby to było, gdybym ograniczał się tylko do piłki, ale po skończonej karierze nie chciałem niczego żałować, że miałem okazję się pokazać, a z niej nie skorzystałem. Wielu ludzi zarzucało mi, że balowałem kosztem piłki – nie prawda. Nigdy nie było tak, że jak szedłem nie wiem, do Kuby Wojewódzkiego, to mówiłem trenerowi, że spóźnię się na zajęcia, albo że będę zmęczony, bo mam 8-godzinne nagranie. Nigdy tak nie było i nigdy mi to nie przeszkadzało w sporcie.
Nie zrażałeś się w takim razie nigdy do mediów? No bo po aferze w Mielnie pisano o Tobie i Piotrku Świerczewskim elaboraty, a jak okazało się to jedną wielką lipą, to o waszym uniewinnieniu nie mogłem znaleźć wzmianki w internecie.
Tak, pisali nawet wtedy, że film z kamery przemysłowej był sfałszowany. Powiem Ci tak, swoich praw będę dochodził w sądzie i spokojnie na to czekam. Były gazety, które strasznie nas zlinczowały oczekując, że wyrzucą nas z klubu i w ogóle to najlepiej byłoby wtedy dla nich, jakbyśmy wyjechali z Polski. Pamiętam, że nawet w Przeglądzie Sportowym na pierwszej stronie ukazało się nasze zdjęcie z czarnymi paskami na oczach. Byliśmy wtedy oskarżeni i przypominam wszystkim w naszym kraju – to, że ktoś jest oskarżony nie znaczy, że jest winny. W naszym przypadku okazało się, że jesteśmy niewinni. Słuchaj, tam było 25. ludzi i mówiąc, że jestem niewinny miałem tego pełną świadomość i wiedziałem, że będą oni w toku śledztwa przesłuchiwani. Gdyby choć jedna osoba powiedziała wtedy, że „oni to zrobili, napadli na tych policjantów”, to bylibyśmy bez szans, ale ja wiedziałem, że jesteśmy niewinni i nie bałem się o tym mówić, bo było na to 25 świadków.
Pamiętam nawet po przyjeździe do Warszawy, jak już pokazaliśmy ten film i zyskaliśmy trochę zaufania, zorganizowano nam konferencję prasową, bo próbowaliśmy się nadal bronić. I jedna gazeta, nie powiem Ci jaka, ale pewnie niedługo się dowiesz, oskarżając nas na podstawie zeznań policji, nie dała nam okazji do wypowiedzenia się, co jest niezgodne z prawem prasowym. Mało tego, później nadal nas atakowała, gdy próbowaliśmy się bronić.
Dziś sprawa jest umorzona, jesteśmy niewinni, ale niestety tak jak mówisz, nikt o tym nie napisał. A takiego pytania jak Ty mi zadałeś, czy nie czuję się jakoś tym urażony i czy nie mam żalu do dziennikarzy, nie zadał mi jeszcze nikt. Mam świadomość tego że to, co chcą czytać ludzie, upadło na samo dno i nikt nie chce wiedzieć, że jesteśmy oczyszczeni z zarzutów. Cieszę się, że jestem niewinny, bo mogę teraz śmiać się w twarz wszystkim, którzy chcieli nas wtedy zlinczować. Zapłaciliśmy wielkie kaucje, przesiedzieliśmy swoje w celi i ogólnie fajnie nie było. Teraz jest już jednak wszystko w porządku i cieszę się z tego, ale całej sprawy tak na pewno nie zostawię.
Obecnie jesteś trenerem bramkarzy Polonii i wolnego czasu nie masz za wiele. Niedługo mają ukazać się Twoje perfumy, a z tego co wiem niedługo pojawisz się… w serialu.
(śmiech) Za dużo powiedziane, że się pojawię. W Chichocie Losu było takie telewizyjne przedmeczowe studio i trochę na zasadzie "funu" poszliśmy tam z Maćkiem Iwańskim omówić jakieś kontrowersje. Dziś na przykład będę w studio w czasie meczu Grecja – Polska (wywiad został przeprowadzony w dniu tego spotkania dop. red.), więc robiliśmy w serialu dokładnie to samo, co w rzeczywistości, ale tak jak mówię, było to bardziej na zasadzie "funu" – krótka przygoda. Ten odcinek zresztą chyba już wyemitowali.
Jakie masz plany na przyszłość? Czy są w Twojej głowie jakieś marzenia, które chciałbyś zrealizować w najbliższym czasie?
Chciałbym, żebyśmy zostali mistrzami Polski.
A w tym bliższym czasie, bo do zrealizowania tego celu będziecie potrzebować jeszcze przynajmniej półtora roku.
W tym momencie bardzo wiele satysfakcji sprawiłoby mi powołanie któregoś z moich bramkarzy do reprezentacji Polski. Powiem Ci, że nigdy nie spodziewałem się, że praca trenera bramkarzy wyzwala takie emocje. Jak broniłem nie zdawałem sobie nawet sprawy z tego, że mój trener może się tak denerwować, jak teraz ja się denerwuję, gdy broni Sebastian – podskakuję tam na tej ławce, jak on interweniuje i to jest fajne. Dużo radości miałbym również z tego, gdyby Sebastian nadal był w takiej formie, w jakiej jest obecnie, bo jest naszym najlepszym zawodnikiem. Cieszyłbym się też, gdyby Michał, który jest od niego młodszy, mógłby zająć w przyszłości jego miejsce między słupkami bramki Polonii i broniłby również bardzo dobrze, bo ma wielki potencjał i talent, by temu zadaniu podołać.
A w dalszej przyszłości chciałbym zostać pierwszym trenerem, ale do tego podchodzę bardzo spokojnie, bo jest to niezwykle poważna sprawa i nie chciałbym się spalić. Tak jak zaczynasz grać w piłkę od trampkarzy, przechodzisz przez juniorów i dopiero trafiasz do seniorów, tak tutaj też wydaje mi się, że kariera trenera rozwija się bardzo powoli. Póki co jestem trenerem bramkarzy i przyglądam się temu, jak z piłkarzami pracują nasi trenerzy. Planuję taraz zrobić kurs trenera klasy II i jakoś się kształcić w tym kierunku, a później zobaczymy – może zostanę kiedyś pierwszym szkoleniowcem.
Rozmawiał Sebastian Kuśpik