IFK Goeteborg rozwiało nadzieje Śląska po przerwie. Wrocławianie pożegnali się z Ligą Europy
Śląsk miał swoje sytuacje w rewanżu z IFK Goeteborg, ale wrocławianom zabrakło skuteczności. Gospodarze w kwadrans po przerwie rozwiali wszelkie wątpliwości i to oni zagrają w 3. rundzie eliminacji Ligi Europy.
Po porażce Jagiellonii na wyjeździe z Omonią Nikozja i odpadnięciu z eliminacji Ligi Europy, polskim kibicom pozostała jedna niewiadoma - Śląsk. Po pierwszym meczu można było po cichu wierzyć, że ta 3. runda jest w zasięgu wrocławian. Nie były to przesadzone przepowiednie. IFK Goeteborg nie grało nic wielkiego ani w pierwszym, ani w drugim meczu. Mimo to, nie można nic inne powiedzieć także o Śląsku.
Pierwsza połowa to początkowa dominacja IFK, ale to udało się odwrócić po około 10-15 minutach. Można było przypuszczać, że właśnie taka będzie taktyka Tadeusza Pawłowskiego na ten mecz. Cierpliwe czekanie na szansę bramkową z kontrataku. Dobra gra w obronie zaowocowała brakiem choćby jednego strzału na bramkę Mariusza Pawełka przez ponad 20 minut. Do pełni szczęścia brakowało tylko tego samego ze strony Śląska. Pojedyncze strzały Toma Hateley'a i Tomasza Hołoty to było zdecydowanie za mało by strzelić bramkę, a co dopiero awansować do kolejnej fazy eliminacji LE.
Zawodnikami Śląska rządził chaos w obronie i ataku. Szczególnie brakiem pomysłu na odzyskanie piłki wykazał się Paweł Zieliński w 30. minucie, który zupełnie niepotrzebnym wślizgiem i to w połowie boiska, stworzył bardziej zagrożenie dla zdrowia niż bramki IFK. Nieskutecznością błyszczał także Flavio Paixao.
Joergen Lennartsson, trener IFK, musiał dać swoim piłkarzom w przerwie jasno do zrozumienia, że ten mecz wygrają, jeśli wezmą sprawy w swoje ręce. Efekty przyszły już w 55. i 59. minucie. Najpierw bramkę zdobył Gustav Engvall, a za chwilę kolejną dołożył Mikael Boman. To zupełnie wystarczyło do podcięcia skrzydeł wrocławianom, którzy mentalnie odpuścili już sobie ten mecz i przenieśli się do Szczecina na mecz ligowy. Kwadrans przed końcem meczu jeszcze zapachniało bramką kontaktową dla WKS-u, gdy Jacek Kiełb nie trafił z bardzo bliskiej odległości.
Press Focus/x-news