Hołota: Do reprezentacji chyba nie bierze się przypadkowych ludzi
- Sam jestem ciekaw, w jakiej roli mnie powołał, bo był na meczu z Lechią, gdzie grałem na prawej pomocy i prawej obronie... Sam widziałbym się raczej w roli defensywnego pomocnika - komentuje swoje powołanie przez Adama Nawałkę do reprezentacji Polski Tomasz Hołota.
Spodziewał się Pan tego powołania?
Zupełnie nie. To dla mnie duże zaskoczenie. Oczywiście bardzo pozytywne. Taki był mój cel w tym sezonie, ale nikomu o tym nie mówiłem...
Zaraz - już w pierwszej rozmowie na stronie klubowej powiedział Pan, że chciałby dostać się do kadry...
Ale nie tak szybko! (śmiech). Ja zawsze przed sezonem zakładam sobie jakiś cel. Bardzo się cieszę, że mi się udało.
A jak się Pan dowiedział?
Najpierw od znajomego dostałem SMS: "gratulacje". Na początku nie wiedziałem za co i wtedy pomyślałem: "Może to powołanie" i... sprawdziłem w internecie.
Były żarty w szatni?
Były jakieś docinki, zawsze są (śmiech). Ale koledzy oczywiście też gratulowali.
Uważa Pan, że zasłużył na powołanie swoją grą?
Trzeba zapytać Adama Nawałkę. Wydaje się, że jeśli dostałem, to zasłużyłem. Do reprezentacji chyba nie bierze się przypadkowych ludzi.
Ale czy selekcjoner Hołota powołałby piłkarza Hołotę w takiej formie?
(śmiech) Nie wiem. Musiałbym przeanalizować swoją grę, zobaczyć nagrania wideo. Zastanowiłbym się.
Rozmawiał już Pan z Nawałką czy kimś innym ze sztabu?
Jeszcze nie. Sam jestem ciekaw, w jakiej roli mnie powołał, bo był na meczu z Lechią, gdzie grałem na prawej pomocy i prawej obronie... Sam widziałbym się raczej w roli defensywnego pomocnika.
Jarosław Fojut opowiadał, że nawet jak się jedzie na kadrę ze świadomością, że się nie zagra, to i tak daje to olbrzymiego kopa w meczach ligowych.
Oczywiście. Dla mnie już sam fakt powołania jest zaszczytem, ale oczywiście po cichu liczę, że zaliczę debiut. Chociaż kilka minut, żeby nabrać doświadczenia. Jednak już same treningi z Jakubem Błaszczykowskim czy Robertem Lewandowskim bardzo dużo mi dadzą. Porozmawiam też z trenerem i będę wiedział, nad czym muszę jeszcze pracować, żeby zostać w kadrze na dłużej.
Gdy Nawałka został trenerem, pomyślał Pan, że już nadszedł ten czas? Kilka dni temu nowy selekcjoner wspominał, że chciał Pana już w Górniku Zabrze.
Ucieszyłem się, bo to bardzo dobry trener i miałem z nim przyjemność współpracować przez dwa lata w GKS-ie Katowice. Wiem, jaki jest, czego wymaga. Zrobił wielki krok, bo zostanie selekcjonerem reprezentacji to marzenie każdego szkoleniowca. Pomyślałem, że teraz jest troszeczkę większa szansa na powołanie, bo on mnie zna, wprowadzał do seniorskiej piłki. Oczywiście byłem świadom, że muszę pokazać się z dobrej strony w ligowych meczach.
Ile zawdzięcza Pan Nawałce? Podobno w Katowicach poświęcał Panu dużo czasu, traktował mocno indywidualnie.
Miałem 17 lat i jeszcze nie zaliczyłem debiutu w seniorskiej piłce. Przyszedł trener Nawałka i on mnie wprowadzał do dorosłego futbolu, u niego zaliczyłem pierwszy mecz w lidze. Zostawał ze mną po treningach, żeby poprawiać niektóre elementy, szczególnie taktykę. Dla tak młodych zawodników ważne jest, żeby pokazać im, jak się mają poruszać po boisku. Pracował też nad moją techniką, strzałem, mówił co robić, by zmniejszyć ryzyko kontuzji. Czasem trenowaliśmy tylko we dwóch, ale najczęściej zwyczajnie brał na dodatkowe zajęcia młodych. Grupę 8-10 piłkarzy. Jego rola była duża.
A co sprawiło, że latem trafił Pan do Śląska, a nie do Górnika Zabrze?
Złożyło się na to wiele elementów. Ważne były europejskie puchary, stabilność finansowa, stadion, kibice, samo miasto. To wszystko miało wpływ. Z trenerem Nawałką byłem wtedy w dobrym kontrakcie, mówił, żebym dał znać, jak się zdecyduję. Wybrałem jednak WKS i nie żałuję.
Nawałka to trener, który faktycznie może zapanować nad drużyną?
Jak najbardziej, ale też ma szacunek u piłkarzy. Czują do niego respekt. Tak było w GKS-ie. Wiedział, kiedy zażartować, a kiedy trzeba pracować. Myślę, że mu się uda.