Hebert z piekła do nieba. Dwa gole i emocje w końcówce meczu Piasta ze Śląskiem
Kolejny poniedziałek przyniósł niestety kolejny słaby spektakl w Lotto Ekstraklasie. Przez pełne 90 minut będące w kryzysie Piast Gliwice i Śląsk Wrocław kaleczyły futbol na potęgę. Dopiero ostatnie minuty przyniosły ożywienie. Kiedy wszyscy modlili się już o ostatni gwizdek i koniec tego słabego spektaklu, Hebert sfaulował w polu karnym Kamila Bilińskiego, który podyktowaną jedenastkę zamienił na gola. Nie minęła jednak chwila, by wyrównującą bramkę zdobył ten, który sprokurował wcześniej karnego - Hebert.
Coś w tym jest, że poniedziałkowe, obok piątkowych, mecze Ekstraklasy uchodzą za najmniej porywające. Dzisiaj piłkarze Piasta Gliwice i Śląska Wrocław, zespołów które przecież walczą o przełamanie, nie zrobili za wiele by zadać kłam temu schematowi. Dopiero ostatnie minuty przyniosły zmianę obrazu tego meczu. Ale po kolei.
Właściwie niewiele można napisać o pierwszej połowie. Najgroźniej było po stałych fragmentach. Najpierw w 30. minucie po dośrodkowaniu z rzutu rożnego i zgraniu piłki przez Adama Kokoszkę na strzał z pół-woleja zdecydował się Lasha Dwali. Uderzenie Gruzina zatrzymał jednak pewny Jakub Szmatuła. Piast groźną odpowiedź dał też po stałym fragmencie, kiedy w 34. minucie Martin Bukata uderzył minimalnie obok bramki. Przed przerwą mecz się trochę ożywił, ale kibice na próżno oczekiwali goli, bo brakowało precyzji i zdecydowania z jednej i drugiej strony. Trudno się jednak dziwić, skoro Ryota Morioka nie potrafił wykorzystać nawet podania od rywala w polu karnym Piasta i tak pogubił się w dryblingu, że nie oddał nawet namiastki strzału.
Druga połowa przyniosła zmiany, jednak jedynie w składach, a nie jakości widowiska. Mecz co prawda trochę się ożywił i zmarznięci fani mogli rozgrzać się dopingiem, jednak nie porwali piłkarzy to oszałamiającej gry. Groźnie zrobiło się w dopiero w 61. minucie, kiedy po szybkiej kontrze Piasta piłkę zagrał z prawej strony w pole karne wprowadzony po przerwie Josip Barisić, ale nabiegający na nią Maciej Jankowski uderzył z pierwszej piłki obok bramki.
Po stronie Śląska najlepszą okazję miał z kolei około 70. minuty Morioka, który niekryty dostał prostopadłe podanie, obrócił się w stronę bramki i z czystej pozycji uderzył, jednak za słabo, by zaskoczyć Szmatułę. Chwilę później został z resztą zmieniony.
Kiedy wydawało się, że mecz zakończy się bezbramkowym remisem, który pasowałby idealnie do tego widowiska, w polu karnym Bilińskiego nieprzepisowo zatrzymał Hebert. Okazji nie zmarnował sam poszkodowany. Piast, który przez cały mecz nie potrafił zdobyć gola, wykrzesał z siebie ambicję w doliczonym czasie gry. Wyrównującą bramkę zdobył strzałem głową ten, który wcześniej zawinił przy trafieniu dla Śląska - Hebert.