Harry Kane bohaterem Tottenhamu w derbach północnego Londynu!
Niezawodny Harry Kane zapewnił Tottenhamowi prestiżowe zwycięstwo nad Arsenalem w derbach północnego Londynu. A warto podkreślić, że do przerwy prowadzili Kanonierzy, po trafieniu Mesuta Oezila.
Spotkanie, jak przystało na ligę angielską, zaczęło się od bardzo szybkiej gry w wykonaniu obu drużyn. Już w 5. minucie szanse na zdobycie gola mieli gospodarze. Świetna akcja trójki Lamela - Dembele - Kane, zakończyła się strzałem zza pola karnego tego ostatniego, ale piłka po interwencji Ospiny wylądowała tuż obok słupka. − Ospina takimi interwencjami potrzyma trochę Wojtka na ławce − pisał na Twitterze Michał Kołodziejczyk.
Tottenham zdominował początek spotkania, ale to "Kanonierzy" znaleźli sposób na zdobycie gola. Prawym skrzydłem popędził z piłką Welbeck, po czym podał ją na środek pola karnego do Giroud, a ten dość szczęśliwie posłał ją w kierunku Oezila, który strzałem z pierwszej piłki skierował ją do siatki. Wyglądało to trochę jak zaplanowane co do milimetra uderzenie w bilardzie. Tylko czy Oezil nie był w tej sytuacji na spalonym? Powtórki pokazały, że sędzia boczny powinien podnieść chorągiewkę.
Później Harry Kane do spółki z Dannym Rosem nieustannie molestowali obronę Arsenalu. Jednak w pierwszej połowie ich starania nie przyniosły skutku. Rose dwa razy wypróbował refleks kolumbijskiego golkipera, ale ten za każdym razem wychodził z opresji obronną ręką. Swoją szansę miał też Ryan Mason, lecz on również nie zdołał znaleźć sposobu na pokonanie bramkarza Arsenalu. A Szczęsny spokojnie siedział na ławce i się przyglądał, myśląc o wszystkim, tylko nie o grze w pierwszym składzie, bo to Ospina wybił mu z głowy znakomitymi interwencjami.
W drugiej połowie Tottenham wciąż terroryzował szeregi obronne Arsnealu. Jednak niewiele brakowało, by w 50. minucie było już 2:0 dla gości. Po strzale z rzutu wolnego Cazorli Hugo Lloris musiał wspiąć się na wyżyny swoich umiejętności. Sześć minut później mieliśmy już remis. A kto wystąpił w roli głównej? Oczywiście Harry Kane. Po rzucie wolnym wykonywanym z prawego skrzydła i strzale głową Erica Diera Ospina znów musiał rozpaczliwie interweniować, ale przy dobitce Kane'a mógł tylko odprowadzić piłkę wzrokiem. A więc w tym momencie było 1:1 i przedstawienie zaczęło się na nowo.
Od tego momentu tempo wzrosło, zupełnie jakby ktoś piłkarzom zamontował nowe płuca. Ci biegali z większą szybkością i atakowali z większą agresją, co natychmiast przełożyło się na kolejne sytuacje podbramkowe. Najpierw trudny strzał Moussy Dembele obronił Ospina, później Po uderzeniu Welbecka swój kunszt musiał pokazać Lloris, a następnie po huraganowych atakach Tottenhamu Ospina kilka razy pokazał, że nie bez powodu zaufał mu Arsene Wenger.
Emocje wciąż rosły, bo żadna z drużyn nie chciała zgodzić się na podział punktów. Przez dłuższy czas nikt nie mógł zadać ostatecznego ciosu, ale w końcu przypomniał o sobie Harry Kane. Na trzy minuty przed upływem regulaminowego czasu gry Bentaleb dośrodkował futbolówkę w pole karne, a tam precyzyjnym strzałem głową popisał się Kane i Ospina musiał po raz drugi w tym spotkaniu wyciągać piłkę z siatki. Ta bramka przesądziła, w północnym Londynie przez najbliższe pół roku rządzić będzie Tottenham, a królem sam siebie mianował Harry Kane.
− Co za mecz. Oby reszta sobotnich spotkań dotrzymała tempa Londyńczykom − pisał na Twitterze Michał Zachodny.