Hajto: W Polsce trenerzy nie są solidarni
- Nasze środowisko piłkarskie nie jest solidarne. W Niemczech trenerzy są wobec siebie lojalni. Często wymieniają uwagi na temat zawodników itp. U nas spotkałem się ostatnio z tym, że trenerzy zajmują się blokowaniem koledze po fachu możliwości pracy. Tak bezinteresownie -mówi
Przed mundialem wytypował Pan zdobywcę mistrzostwa świata. To był trenerski nos czy sentyment do kraju, w którym robił Pan największą karierę?
Typowałem, że Niemcy będą w finale. Owszem, tam odnosiłem największe sukcesy, ale też śledziłem, jak ta piłka się tam rozwija, znam ich mentalność, wiem, jak tam się pracuje. Tu nie ma żadnego przypadku, że wygrali mundial. W czterech kolejnych imprezach byli przecież dwa razy w finale i dwa w półfinale. Dwa tygodnie później reprezentacja Niemiec do lat 19 zdobywa mistrzostwo Europy. Tu jest system, powtarzalność.
A nie tylko wybitne pokolenie zawodników...
Powiem tak: brutalna praca wykonywana podczas treningów, tam nikt nie szuka tzw. świeżości, tylko każdy musi być gotowy do ciężkiej roboty. Obcokrajowiec musi być dwa razy lepszy, żeby grać. Tego oczywiście nigdzie nie ma zapisanego oficjalnie, ale tak jest. Dwa: stawia się na młodych piłkarzy i nikt nie boi się tego robić, a oni w młodym wieku są mentalnie przygotowani do tego, aby walczyć na najwyższym poziomie. Trzy: oprócz gwiazd w tych najważniejszych zespołach mają cały zastęp solidnych rzemieślników.
Niemcy też jednak przechodzili kryzys...
W 1998 r. wyczuli, że to nie jest już to. Generacja Brehme, Koehlera, Augenthalera, Köpke, Möllera, Thona, Klinsmanna się skończyła. Zauważyli, że coś się kończy i trzeba stworzyć coś nowego. Wzięli się do roboty. Postawili na szkolenie. Szkolenie trenerów, pracę z młodzieżą. Ale mądrą. Tam rodzic, jak idzie z dzieckiem na trening, to po to, aby oglądać trening, a nie się wtrącać, krzyczeć, komentować i mądrzyć. Od najmłodszych lat kształtowany jest szacunek do trenera. I to wszystko potem procentuje.
Czy jest jakakolwiek szansa, żeby czerpać z ich przykładu, czy w naszej sytuacji ekonomicznej jest to absolutnie nie do przeniesienia?
Istnieje inne pytanie: czy my naprawdę chcemy? Dzisiaj zadam proste pytanie. Ilu z chłopaków, którzy grali przed laty za granicą i jakieś sukcesy osiągali, dzisiaj pracuje w polskiej piłce? Tylko Juskowiak i Żewłakow. A reszta tak naprawdę nie jest wykorzystana wcale.
Tomasz Iwan ma fuchę w PZPN.
No tak, jest kierownikiem drużyny.
Dyrektorem reprezentacji.
Kierownikiem.
Jak się jednak popatrzy na współpracowników selekcjonerów podczas mundialu, to obok pierwszych trenerów siedziały same gwiazdy rodzimego futbolu...
Trzeba mieć trochę odwagi, aby wykorzystać tych młodych jeszcze ludzi. Polska piłka z roku na rok wygląda coraz gorzej. Coraz mniej osiągamy. Od 2002 roku były niby te cztery wielkie imprezy, w których braliśmy udział, ale co my w nich osiągnęliśmy? Jesteśmy kopciuszkiem.
Mówi Pan także o sobie w temacie niewykorzystania ludzi w polskiej piłce?
Oczywiście także. Dwa razy wywalczyłem awans do mistrzostw świata. Po latach niebytu. Wywalczyłem awans do mundialu w Korei, ale także w Niemczech w 2006 roku. Byłem kapitanem w kolejnych siedmiu spotkaniach u trenera Pawła Janasa. Ale jak to u nas bywa, zostałem odpalony przed mistrzostwami. Gdyby Mirek Klose grał dla Polski, pewnie też by już dawno został pożegnany. A Niemcy potrafili skorzystać z jego wiedzy i doświadczenia jeszcze w Brazylii. U nas, jak komuś jest za dobrze i za dużo mógłby mieć, to najlepiej go zadeptać z zazdrości.
Spotyka się Pan z brakiem zrozumienia w środowisku piłkarskim?
Wielokrotnie jak coś powiem, to patrzy się na mnie jak na kosmitę. Bo nie jestem politycznie poprawny. A ja przekazuję to, czego się nauczyłem w Niemczech. W polskiej piłce nie potrafimy być racjonalni, mówić jasno. Jak tak słucham wielu ekspertów telewizyjnych, to stwierdzam, że oni puszczają jedynie bańki mydlane. Wiele spraw jest przekłamanych, pomylonych, przemawia przez nie zawiść, interesy i interesiki. I kółko się kręci. Ludzie są ekspertami telewizyjnymi, trenerami i menedżerami w jednym. Nie mówiąc już o tym, że piłkarz, który ma zarzuty, oszukiwał jeden klub, drugi czy trzeci, może dalej grać w piłkę i jeszcze zaraz będzie trenerem. Wszystko wszystkim pasuje. Mówią, że jest fajny. A co mnie to k... interesuje, że on jest fajny?
O kim Pan mówi?
O Hermesie.
To może jeden przypadek się trafił?
Taki Wdowczyk odcierpiał karę pięciu lat. Bo Polak, a Hermes obcokrajowiec. Niech oni go jeszcze zapiszą na kurs trenerski i pozwolą wszystkie egzaminy zdać. Niech wejdzie potem do szatni i przekonuje młodych chłopaków: panowie, gramy z charakterem! Za ten klub trzeba umrzeć! Prawdę sobie trzeba czasem powiedzieć, nie możemy żyć w takim zakłamaniu. Powiem o sobie: byłem trenerem Jagiellonii. Miałem wzloty i upadki, nie było może rewelacji, ale też nie było tragedii. Kilka fajnych wyników miałem, zabiły mnie remisy. Przegrałem w całym sezonie tylko dziewięć meczów, a były lepiej oceniane zespoły, które w jednej rundzie przegrały 10. Tymczasem mnie zwalniano w dziesięciu meczach czternaście razy. Cały czas byłem do zwolnienia. Tylko dlatego, że mam swoje zdanie.
Do dziś nie ma Pan roboty. Dlaczego?
Bo jestem niezależny, mam swoje zdanie, swój pomysł, nie będę nikomu kawy podawał. Mogę racjonalnie rozmawiać o piłce, a nie wirtualnie. Doświadczenie mam małe? Jako trener może tak. Ale w piłce jestem od 24 lat. To nie jest mało. Inna rzecz, że środowisko nie jest solidarne. W Niemczech trenerzy są wobec siebie lojalni. Często wymieniają uwagi na temat zawodników itp. U nas spotkałem się ostatnio z tym, że trenerzy zajmują się blokowaniem koledze po fachu możliwości pracy. Tak bezinteresownie.
O co konkretnie chodzi?
Moi ewentualni pracodawcy w Tychach usłyszeli od życzliwego, jaki to jestem zły, jakie mam nałogi i jak źle wypowiadałem się na temat ekstraklasy.
Kto Panu takie buty uszył?
Zachowanie byłego selekcjonera reprezentacji Polski Waldemara Fornalika wobec mnie jest nie do przyjęcia.
Jak ma Pan tyle werwy i pomysłów, to może trzeba było zabiegać o pracę u boku Adama Nawałki w reprezentacji?
Nie jestem przekonany, czy nie ma w tym przypadku strachu przed ludźmi, którzy byliby w stanie polemizować. Nie będę oceniał jednak Adama Nawałki, bo go znam i lubię. Dostał swoją szansę, podoba mi się w pewnym stopniu jego filozofia. Zobaczymy, czy się mu uda.
Selekcjoner twierdzi, że to dobrze, że Niemcy zdobyli mistrzostwo świata, w kontekście naszych meczów z nimi. Nie będziemy mieli presji, przegrać z mistrzami globu to przecież nie jest wstyd.
To samo może powiedzieć Gibraltar przez meczem z Polską. Jeśli nie ogramy Gibraltaru 4:1, 5:1, to nie uwierzę w sukces tej drużyny.
A w Legię w Lidze Mistrzów Pan wierzy?
Podobnie jak Nawałki nie będę oceniał też Berga. Powiem tylko tyle: na szesnaście zespołów w ekstraklasie trenerów z zagranicy pracowało przez sezon siedmiu. Zadaję sobie pytanie, dlaczego nie bierzemy trenerów zagranicznych z jakimikolwiek osiągnięciami? I dlaczego ci obcokrajowcy nie stawiają na polskich zawodników? I tylko tyle, o kolegach z pracy się nie wypowiadam.
Wojtek Kowalczyk był surowy w swoich ocenach Legii przed meczem z Cetikiem i teraz środowisko kibicowskie się podzieliło. Jest mocno krytykowany...
Kibice mogą sobie mówić, co chcą, ale jednej rzeczy nie zmienią. Wojtek był, jest i będzie legendą Legii. On ten klub ma głęboko w sercu. Martwił się wynikami i formą przed tymi meczami z Celtikiem. Chciał ich zmotywować, jest wyrazisty, nie waży słów. Znam go ponad dwadzieścia lat. On nie ma innego miejsca w sercu, tylko na Legię. Ta jego krytyka to jest taka propaganda, histeria. Popadamy ze skrajności w skrajność. U nas jest tylko białe i czarne. Dziennikarze też oceniają na tej podstawie, czy kogoś lubią, czy nie. To jest za przeproszeniem wszystko posr... Moje prywatne zdanie na temat szans Legii jest... prywatne. Ale jestem Polakiem z krwi i kości, zawsze będę kibicował polskim drużynom. To jest mój obowiązek. Utożsamiam się z tym krajem, tu się wychowałem, tu się wielu rzeczy także piłkarskich nauczyłem. Trzymam kciuki, bo to jest Legia, polski klub i zasługuje.