Gryf Wejherowo zbiera siły po klęsce w Siedlcach. Kompromitująca wpadka czy słabość?
W niedzielę piłkarze Gryfa Wejherowo doznali bolesnej lekcji futbolu. W meczu 7. kolejki II ligi przegrali na wyjeździe z Pogonią Siedlce 2:7. Ostatni raz różnicą pięciu bramek żółto-czarni przegrali w 2016 roku (1:6 z Błękitnymi w Stargardzie Szczecińskim).
fot. Fot. Artur Baran
Przypomnijmy, że w 2015 roku gryfici ponownie powrócili na drugoligowe salony, zdecydowanie triumfując w III lidze w sezonie 2014/15, z przewagą 10 punktów nad drugą w tabeli Lechią II Gdańsk. Po awansie do II ligi oczywistym celem zespołu było jak najdłuższe utrzymanie się na trzecim szczeblu rozgrywkowym. Sztuka ta udawała się przez kolejne dwa sezony, gdy żółto-czarni dzielnie walczyli o utrzymanie do ostatniej ligowej kolejki.
Największy kryzys przyszedł jednak w zeszłym roku - na półmetku rozgrywek 2017/18 Gryf Wejherowo dosłownie sięgnął dna. Wówczas wejherowska drużyna plasowała się na ostatnim miejscu i nawet najwięksi optymiści nie wierzyli, że zespół uda się utrzymać w II lidze. Wszyscy w Wejherowie doskonale zdawali sobie sprawę, że oprócz cudu, tylko poważne zmiany mogą pomóc gryfitom. Takie też nastąpiły. Zmienił się trener, przyszli nowi zawodnicy, którzy sporo wnieśli do zespołu, a ekipę opuścili ci, którzy obniżali jej poziom.
Gryf rundę wiosenną przeszedł jak burza, odnotowując tylko dwie porażki i plasując się na dziewiątym miejscu w końcowym rozrachunku.
Po niezwykle udanej końcówce sezonu 2017/18 apetyty kibiców Gryfa wzrosły i liczyli, że w nowym sezonie żółto-czarni powalczą o coś więcej niż tylko utrzymanie.
Wszyscy jednak doskonale zdawali sobie sprawę, że powtórzenie wiosennych wyników na pewno nie będzie łatwym zadaniem. W okienku transferowym z zespołem pożegnało się wielu zawodników, którzy stanowili o jego sile. Szeregi żółto-czarnych zasiliło za to sporo młodych, perspektywicznych piłkarzy.
Pomimo tak wielu zmian oraz najmniejszego budżetu w lidze (około 1 mln zł) Gryf na początku obecnych rozgrywek ligowych podtrzymywał fenomenalną formę z sezonu 2017/18. Po sześciu kolejkach podopieczni Zbigniewa Szymkowicza zajmowali piątą pozycję z 11 punktami. Przegrali tylko jeden wyjazdowy mecz z Widzewem w Łodzi.
Ostatnim przeciwnikiem gryfitów był zespół Pogoni Siedlce. Spadkowicz z I ligi przed meczem z Gryfem grał fatalnie i zajmował miejsce w strefie spadkowej. Wydawało się więc, że do Siedlec gryfici pojadą, aby zainkasować kolejne punkty.
O ile początek meczu był dość wyrównany i obiecujący po stronie Gryfa, a po 30 minutach na tablicy świetlnej widniał wynik 1:1, to dalszy przebieg meczu w wykonaniu żółto-czarnych nie przypominał gry, do której przyzwyczaili swoich kibiców w ciągu ostatnich miesięcy. Do przerwy było już 1:4, a w drugiej odsłonie spotkania wynik meczu kolejno podwyższali: Rybski, Wrzesiński, a cztery minuty przed końcem gola dołożył Paluchowski, jednocześnie ciesząc się z pierwszego hat-tricka w tym sezonie.
- Nie wiem co tak naprawdę wydarzyło się w Siedlcach. Popełniliśmy zbyt wiele indywidualnych błędów, które rywal po prostu bezlitośnie wykorzystał - mówił Zbigniew Szymkowicz, trener Gryfa.
Porażka choć bolesna, a nawet kompromitująca, to w Gryfie nikt nie robi z tego tragedii.
- Taka wpadka może zdarzyć się nawet najlepszym - mówi kibic z Wejherowa.
Podobnego zdania jest Dariusz Mikołajczak, prezes ds. sportowych Gryfa Wejherowo.
- W niedzielę gramy z liderem i do tego czasu musimy się pozbierać po porażce. Zawsze powtarzam, że lepiej przegrać jeden mecz różnicą pięciu bramek, niż przegrać pięć meczów jednym golem - podkreśla Dariusz Mikołajczak.
Na co więc tak naprawdę stać Gryfa Wejherowa? Budżet klubu nie pozwala realnie myśleć o awansie, ale można być pewnym, że gryfici jeszcze nie raz urwą punkty takim zespołom jak Górnik czy Widzew, a środek tabeli jest jak najbardziej osiągalny.
Kibice żółto-niebieskich ciągle czekają na "nową" Arkę, Lechia solidna i zdyscyplinowana