2. liga. PGE GKS Bełchatów znów zagrał fatalnie i przegrał
Tak słabego GKS Bełchatów nie widzieliśmy od lat, a bycie kibicem tej drużyny sprawia niestety więcej zmartwień, niż radości. Bełchatowianie przegrali u siebie w sobotę z Gryfem Wejherowo. To czwarta porażka bełchatowian w tym sezonie
fot. Dariusz Śmigielski
Już od początku widać było, że piłkarze trenera Andrzeja Konwińskiego kompletnie nie mają pomysłu, jak zagrozić gościom. Niby PGE GKS przeważał, ale nic z tego nie wynikało, a wejherowianie bez problemów rozbijali ich wszystkie niemrawe ataki. A, że sami niespecjalnie kwapili się do kontrataków, to kibice na GIEKSA Arenie drzemali z nudów.
Wreszcie w 39. minucie po raz pierwszy „pokazał się” Robert Pisarczuk. A właściwie nie po raz pierwszy, ale za to po raz pierwszy z takim przytupem, bo to stracił piłkę na rzecz Adriana Klimczaka, który przebiegł kilka metrów i strzałem w długi róg nie dał szans Pawłowi Lenarcikowi.
To jednak nie był koniec popisów 23-letniego obrońcy z Bełchatowa. Dziesięć minut po przerwie Pisarczuk nie przeciął dośrodkowania w pole karne, choć mógł to zrobić bez większego wysiłku, gdyby umiał grać w piłkę. A tak sam przed Lenarcikiem znalazł się Daniel Ciechański i podwyższył na 2:0.
Gdyby tego mało, w 58. minucie Gryf wygrywał już 3:0. Znów strata w środku pola, znów szybkie wyprowadzenie ataku i tym razem do bramki bełchatowian trafił Robert Chwastek, który dziewięć lat temu był piłkarzem PGE GKS. Wtedy jednak to była poważna drużyna, która po zdobyciu tytułu wicemistrza Polski grała w europejskich pucharach, więc nic dziwnego, że Chwastek w Bełchatowie grał tylko w Młodej Ekstraklasie i Pucharze Ekstraklasy.
0:3 w praktyce oznaczało pozbycie się złudzeń o korzystnym wyniku. Wprawdzie trener Andrzej Konwiński wprowadził na boisko Marcina Krzywickiego, który na dwadzieścia minut przed końcem zdobył nawet gola, choć dość przypadkowego. Szans nawet na remis nie było żadnych, bo piłkarze PGE GKS w sobotnie popołudnie nie tworzyli właściwie sytuacji bramkowych. I raczej mogą cieszyć się, że nie przegrali wyżej, bo Gryf, dzięki dobrej grze Chwastka i Klimczaka, miał swoje szanse.
A gospodarze tak naprawdę atakowali już w samej końcówce, głównie w doliczonym czasie gry. Niby lepiej późno, niż wcale, ale... nie w tym przypadku, choć w ostatnich sekundach gola na 2:3 po asyście Krzywickiego zdobył Szymon Zgarda. Wynik 2:3 bez wątpienia wygląda dla bełchatowian lepiej, niż ten mecz. Dużo lepiej.
W następnej kolejce bełchatowianie zagrają na wyjeździe z Legionovią Legionowo.
PGE GKS Bełchatów – Gryf Wejherowo 2:3 (0:1)
Gole: 0:1 Adrian Klimczak (39), 0:2 Daniel Ciechański (56), 0:3 Robert Chwastek (58), 1:3 Marcin Krzywicki (69), 2:3 Szymon Zgarda (90)
PGE GKS: Lenarcik - Pisarczuk, Grolik, Klepczyński, Szymorek - Maciejewski, Rachwał, Lenartowski (61, Zgarda), Flaszka (70, Łabędzki), Bartosiak (46, Andrzejczak) - Dzięgielewski (61, Krzywicki). Trener: Andrzej Konwiński.
Gryf: Leleń - Mońka, Bednarski (45, Łysiak), Brzuzy, Dampc - Chwastek, Kołc, Nadolski, Czychowski (64, Czerwiński), Klimczak (90, Goerke) - Ciechański (82, Wicon). Trener: Mariusz Pawlak.
Żółte kartki: Flaszka (PGE GKS), Czerwiński (Gryf).
Sędziował Mirosław Górecki (Katowice)
Widzów 1290.