Gruzińskie chaczapuri specjalnością Łazienkowskiej
W momencie podpisywania kontraktu z Legią miał kilka kilogramów nadwagi, a niemal cały zimowy okres przygotowawczy spędził na wakacjach w Gruzji (oczywiście „za zgodą” prezesa Króla „załatwiając swoje sprawy”). Dziś wyrasta na najlepszy zakup prezesa Leśnodorskiego na zimowej giełdzie transferowej.
Władimir Dwaliszwili, bo o nim oczywiście mowa, fantastycznie wkomponował się w drużynę Jana Urbana. W sobotę posadził na ławce Danijela Ljuboję i był to pierwszy taki przypadek od… 52. spotkań. Wiele było przed rundą wiosenną wątpliwości odnośnie przydatności Gruzina w Legii. Zastanawiano się gdzie Jan Urban znajdzie dla niego miejsce na boisku, bo jasne było, że ani on ani tym bardziej Ljuboja z rolą rezerwowego się nie pogodzi.
Eksperyment z wystawieniem Władimira na lewym skrzydle w spotkaniu z GKS-em Bełchatów zakończył się kompletną klapą i opiekun Wojskowych szybko z tego pomysłu zrezygnował. Zaczęła się więc rotacja w ataku i przetasowania między Saganowskim, Dwaliszwilim, a Ljuboją. Pozycja Serba była jednak nie do ruszenia, a sam Urban mówił:
- Danijel jest najlepszym piłkarzem naszej ligi i dopóki będzie grał na odpowiednim poziomie to nie musi się martwić o miejsce w składzie, o pozycję w drużynie.
Było to jednak tuż przed owym bezbramkowo zremisowanym spotkaniem z GKS-em Bełchatów, kiedy z ust trenera padły również takie słowa:
- Danijelowi zawdzięczamy zbyt wiele by przy jakimś drobnym problemie z niego rezygnować. Owszem "Sagan" i "Lado" zdobyli bramki, ale czy to powód, aby „Ljubo” usiadł na ławce? Nie sądzę.
Gdy Gruzin przychodził na Łazienkowską powiedziałem przed pierwszym meczem w Kielcach: daję mu miesiąc na dojście do pełni formy. Wtedy kończy się taryfa ulgowa.
We wspomnianym przeze mnie spotkaniu z GKS-em Bełchatów Dwaliszwili wyglądał DRAMATYCZNIE. Zero przyjęcia, zero ruchu, zero dryblingu, zero odejścia z piłką. Jedno wielkie dno.
Miesiąc okresu ochronnego minął przed rewanżowym meczem 1/4 finału Pucharu Polski z Olimpią. Zagrał od tego czasu w 7. spotkaniach i strzelił aż 6 bramek, a dodać trzeba, że już wcześniej dwukrotnie pokonał bramkarzy rywali (Olimpia i Górnik).
Moim zdaniem miejsce w składzie Dwaliszwili wywalczył sobie w drugiej połowie spotkania z Zagłębiem Lubin, gdy wszedł po przerwie w miejsce Ljuboji, oddał kilka bardzo groźnych strzałów (w tym jeden w poprzeczkę), a w 59. minucie przypieczętował dwubramkowe zwycięstwo Legii. Pokazał w tym spotkaniu, że jest przy Łazienkowskiej życie bez Ljuboji.
Oglądając najpierw pucharowy mecz z Ruchem, a następnie sobotnie ligowe starcie z Pogonią mogliśmy zobaczyć Dwaliszwilego, którego na Łazienkowskiej sobie wszyscy wymarzyli – silnego, zdecydowanego, aktywnego, będącego ciągle pod grą, dryblującego, mającego ciąg na bramkę, strzelającego i podającego partnerom, a przede wszystkim, strzelającego ważne bramki.
Gdyby odjąć Legii bramki zdobyte przez „Wlado” to Wojskowi zanotowaliby remis z Olimpią w Grudziądzu (bez znaczenia, ale jednak), remis z Wisłą w Krakowie oraz porażkę z Ruchem i odpadnięcie z Pucharu Polski.
Dziś Gruzin ma już 11. bramek w ligowej klasyfikacji strzelców ustępuje tylko wspomnianemu już wyżej Ljuboji. Jest więc wielce prawdopodobne, że o koronę najskuteczniejszego piłkarza ekstraklasy powalczą w tym sezonie dwaj Legioniści.
Dwaliszwili może szybko okazać się kluczowym posunięciem prezesa Leśnodorskiego w walce o mistrzostwo Polski. Jeśli ex-Polonista utrzyma formę w najbliższych tygodniach i nadal będzie strzelał z taką regularnością jak obecnie, to przy Łazienkowskiej z pewnością nie będą płakać po ewentualnym pożegnaniu kapryśnego Serba.
LEGIA WARSZAWA - serwis specjalny Ekstraklasa.net