menu

Grad goli w Gdańsku. Lechia w doliczonym czasie gry uratowała punkt z Ruchem

12 maja 2013, 18:49 | Jacek Czaplewski

Żywe, szybkie widowisko okraszone ośmioma bramkami obejrzała jedenastotysięczna widownia zgromadzona na PGE Arenie. W Gdańsku Lechia zremisowała z Ruchem Chorzów 4:4. Gdańszczanie wydarli "Niebieskim" pewne zwycięstwo zdobywając dwie bramki w doliczonym czasie gry.

Lechia Gdańsk - Ruch Chorzów 4:4
Lechia Gdańsk - Ruch Chorzów 4:4
fot. jarmulowicz.com/Piotr Jarmułowicz

Zobacz zdjęcia kibiców na meczu Lechia - Ruch!

Wyjątkowo obfity worek z bramkami rozwiązał się już w 6. minucie, kiedy to dośrodkowanie Deleu główką wykończył Piotr Wiśniewski, dla którego był to szósty gol w sezonie. Lechia nie cieszyła się jednak zbyt długo z prowadzenia. Minutę później, z powodu chwilowej dezorganizacji w obronie, straciła je. Składną akcję chorzowian płaskim strzałem zwieńczył Łukasz Janoszka.

Pierwsza połowa mogła się podobać, bowiem była toczona w szybkim tempie. Obie drużyny, pomimo wciąż niepewnej sytuacji w tabeli, grały ofensywnie, co chwilę wymieniając ciosy. Na uderzenie Janoszki z 13. minuty, głową, obok bramki, odpowiedział Wiśniewski. Kąśliwy strzał Marka Zieńczuka zripostował równie udanie Mateusz Machaj. Po tych próbach siatki obu bramek jednak nie zatrzepotały. Stało się tak w 23. minucie, kiedy Lechia, za sprawą Łukasza Surmy, odzyskała piłkę na połowie przeciwnika. Przechwyt Surmy okazał się kluczowy dla całej akcji. Gospodarze, mając liczebną przewagę w środku, trzema podaniami przenieśli się pod pole karne Ruchu, skąd bombę, w postaci mocnego, celnego kopnięcia odpalił Ricardinho.

Jeszcze więcej goli niż przed przerwą padło po zmianie stron. Z tą jednak różnicą, że trzy pierwsze były autorstwa Ruchu, który co kilka minut punktował wyczerpaną i niepewną Lechię. Najpierw, w 58. minucie, na 2:2 głową strzelił Pavel Sultes. Ten sam zawodnik, z konieczności zastępujący dziś Macieja Jankowskiego, wyprowadził gości na prowadzenie. Stało się tak pięć minut później. Lechię te dwa ciosy podłamały na tyle mocno, że w 78. minucie straciła kolejną bramkę. Precyzyjnym strzałem zza szesnastki na 4:2 podwyższył eks-lechita Marek Zieńczuk.

To nie był jednak koniec emocji. Ruch za szybko poczuł, że ma w garści trzy punkty. Na ostatnie kilka minut wpuścił we własne pole karne kilku rywali i dał się im wyszumieć. Dwaj zmiennicy Lechii - Grzegorz Rasiak i Adam Duda - dokonali niemożliwego. Najpierw pierwszy z nich, głową, zminimalizował straty, a chwilę potem drugi, piętką, ustalił wynik na 4:4. Takiej dramaturgii, zmiany napięć i nastrojów nie powstydziłby się nawet William Szekspir. Lechia przebyła drogę z 2:1, przez 2:4, aż do 4:4. Punkt ten jest jednak o tyle ważny, że podbudował mentalnie jedną drużynę, a zrujnował drugą. Ruch bowiem, strzelając aż cztery gole na wyjeździe, nie powinien był przegrać.

Czytaj piłkarskie newsy w każdej chwili w aplikacji Ekstraklasa.net na iPhone'a lub Androida.


Polecamy