Górnik Zabrze wrócił na zwycięskie tory. "Górale" przegrali drugi mecz z rzędu
Piłkarze Podbeskidzia po pokonaniu mistrza Polski Legii Warszawa przed trzema tygodniami ponieśli drugą z rzędu ligową porażkę. W meczu 9. kolejki T-Mobile Ekstraklasy "Górale" ulegli u siebie Górnikowi Zabrze 0:3. Przed tygodniem przegrali w Kielcach z Koroną.
Mimo dobrego początku sezonu, trener Leszek Ojrzyński niemal po każdym dotychczasowym meczu swojej drużyny miał zastrzeżenia do gry defensywnej. W spotkaniach z Legią i Koroną bolączką „Górali” było szczególnie bronienie przy stałych fragmentach gry, bo właśnie w taki sposób ich rywale łatwo tworzyli sobie sytuacje podbramkowe.
Analizy wideo i ćwiczenia taktyczne na treningach nie przyniosły skutku, bo już w 2. minucie meczu z Górnikiem Zabrze Podbeskidzie straciło gola... po rzucie rożnym. Po krótkim rozegraniu piłkę w pole karne gospodarzy dośrodkował Łukasz Madej, ale strzał głową Rafał Kosznika zdołał odbić Michal Pesković. Pod naporem Mateusza Zachary słowacki bramkarz bielszczan nie złapał jednak piłki, z czego skorzystał Ołeksandr Szeweluchin, strzelając swoją trzecią bramkę w T-Mobile Ekstraklasie i pierwszą w tym sezonie.
Gospodarze dobrze zareagowali na szybko straconą bramkę. Od razu starali się przejść do ofensywy, a już w 8. minucie świetną okazję do wyrównania po podaniu Damiana Chmiela miał Maciej Korzym, który niepilnowany w polu karnym fatalnie przestrzelił. Napastnik „Górali” tego wieczoru nie mógł zaliczyć do udanych. Długimi momentami był niewidoczny, a gdy już koledzy dostarczyli mu piłkę, to brakowało mu wyczucia i pewności siebie.
Podbeskidziu dobrej gry w pierwszej połowie starczyło tylko na 10 minut. Później w poczynania drużyny Ojrzyńskiego wkradł się chaos, i to zarówno w ofensywie, jak i pod własną bramką. Bielszczanom brakowało jakiejkolwiek koncepcji na to, jak „ugryźć” dobrze ustawiony blok obronny zabrzan. W środku pola gospodarzy panował momentami totalny chaos, a ich niepewne interwencje w defensywie mogły się zemścić stratą drugiego gola. Najbliżej szczęścia był Adam Danch, który po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Roberta Jeża otrzymał piłkę na piątym metrze, ale przeniósł ją nad poprzeczką.
Przed przerwą Górnik w pełni kontrolował wydarzenia na boisku w Bielsku-Białej, ale po zmianie stron gospodarze zaatakowali z większym zacięciem. Już w pierwszym kwadransie drugiej połowy „Górale” stworzyli sobie dwie stuprocentowe okazje, ale mocne uderzenie Damiana Chmiela doskonale wybronił Pavels Steinbors, a Korzym nie potrafił oddać strzału, gdy futbolówka spadła mu pod nogi tuż przed bramką Górnika. Nastawieni głównie na wyprowadzanie kontrataków goście również byli bliscy trafienia. Pewnie między słupkami bramki Podbeskidzia spisywał się jednak Pesković, który najpierw wybronił groźny strzał Madeja, a później instynktownie odbił uderzenie głową Roberta Jeża.
Zespół Roberta Warzychy przetrwał napór Podbeskidzia bez strat, a dwadzieścia minut przed końcem zadał gospodarzom drugi, decydujący cios. Po ładnej akcji całego zespołu Madej spod linii końcowej wyłożył piłkę znajdującemu się w polu karnym Jeżowi, który próbował zaskoczyć Peskovicia płaskim uderzeniem. Słowak sparował piłkę wprost pod nogi niekrytego Zachary, a ten bez zawahania podwyższył prowadzenie Górnika.
Do końca spotkania bielszczanie próbowali odmienić losy meczu, a w najlepszej sytuacji znalazł się Chmiel, który z bliskiej odległości trafił jednak w słupek. Mimo tej okazji Górnik spokojnie dowiózł do końca korzystny rezultat, a w doliczonym czasie gry końcowy wynik ustalił Zachara, który łatwo zwiódł Pietrasiaka i posłał piłkę do siatki obok bezradnego bramkarza bielszczan.
Zabrzanie po dwóch z rzędu niepowodzeniach wrócili na zwycięski szlak i umocnili się na trzecim miejscu w ligowej tabeli. Powody do zmartwień ma za to Leszek Ojrzyński, bo po słabym meczu z Koroną jego drużyna znów spisała się zdecydowanie poniżej oczekiwań.